seierstad_okladka

22 lipca 2011 r. w dzielnicy rządowej w Oslo i na leżącej 30 kilometrów od miasta wysepce Utøya zginęło 77 osób, a ponad 300 zostało rannych. Wszystko za sprawą precyzyjnie zaplanowanego i przeprowadzonego z zimną krwią działania jednego człowieka. Anders Behring Breivik (dziś często nazywany ABB, jakby jego nazwisko było społecznym tabu) stał się natychmiast największym wrogiem Norwegów, źródłem narodowej traumy i wstydu, nieodczuwanego od czasów upadku marionetkowego reżimu Quislinga – i wyrzutem sumienia.

Na początku sierpnia 2015 r. na wyspie znów zebrały się setki ludzi. W cztery lata od masakry ponad tysiąc młodzieżowych aktywistów bawiło się, grało w piłkę, dyskutowało i słuchało wykładów w miejscu, gdzie 69 ich koleżanek, kolegów i opiekunów zostało zamordowanych. W tym samym czasie sprawca rzezi został przyjęty na studia licencjackie w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu w Oslo. Trudno wobec tego wszystkiego nie stawiać pytań o pamięć i żałobę, o winę i rehabilitację, o proporcje, emocje i sens państwa prawa.

Książka próbuje zmierzyć się ze wszystkimi tymi pytaniami. Liczący w polskim wydaniu 525 stron efekt końcowy poszukiwań Seierstad, nawet jeśli jej wyjściowym założeniem było tylko poznanie i zrozumienie Breivika, ma o wiele większy zasięg.

Wiwisekcja małego narodu

Tytuł i podtytuł mówią wiele o zamiarach autorki „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii”. Kiedy tylko ucichły strzały na Utøyi, wśród Norwegów wybuchł spór o najbardziej podstawowy wymiar interpretacji zbrodni Breivika. Czy jest szaleńcem, a jego czyn atakiem psychozy? Czy jest politycznym terrorystą i zabijał z pobudek ideologicznych? Jak opowiada mi obserwator i komentator pierwszych dni po 22 lipca 2011 r., politolog Anders Ravik Jupskås, uwaga całego kraju skupiła się wtedy na komisjach psychologów, mających orzec o poczytalności mordercy. Zwolennicy różnych interpretacji podzielili się według linii politycznych – prawica chciała widzieć w Breiviku samotnego i oderwanego od rzeczywistości wariata; lewica i liberałowie – politycznego ekstremistę. Zdecydowana większość psychologów (ku radości samego oskarżonego) nie dopatrzyła się w jego osobowości cech psychotycznych.

Seierstad idzie jednak krok dalej, bo mechanizmów, które ukształtowały Breivika, szuka nie tylko w konserwatywnej, antyislamskiej prawicy (Breivik przez dziewięć lat był członkiem antyimigracyjnej Partii Postępu, która dziś współtworzy rządową koalicję w Oslo). Wtedy mogłaby jak wielu lewicowców powiedzieć po prostu „jeden z nich”. Uderza jednak w sumienie całego narodu, pokazując, że ABB został zarażony wirusem, który przyszedł z wewnątrz, z samego serca norweskiej zbiorowej świadomości – i że ten wirus bynajmniej nie zniknął.

By opowiedzieć historię tego jednego dnia, Seierstad cofa się o kilka dziesięcioleci. Ze szczegółami maluje życiorys Breivika, szukając odpowiedzi na pytanie, co zmienia człowieka w politycznego mordercę. Aby jednak nie wpaść w pułapkę fascynacji zbrodnią, autorka cały czas nie spuszcza z oczu jej ofiar. Równolegle do życiorysu mordercy szkicuje historie kilkorga zamordowanych młodych ludzi, cofając się wręcz do lat młodości ich rodziców.

W ten sposób swoją wizję tragedii 22 lipca Seierstad przedstawia na tle historii Norwegii, jej systemu politycznego, kultury i relacji społecznych. Aby wytłumaczyć podłoże antyislamskich fobii, które miały motywować ABB, przedstawia ewolucję norweskiego społeczeństwa, decyzję o przyjęciu pierwszych imigrantów, zmagania z wyzwaniami integracji uchodźców, a także narastanie ksenofobicznego oporu. Opowiada o zapomnianych już niemal rządach Partii Pracy, która kultywowała robotniczy, jeszcze przedwojenny etos. Z nutką złośliwości opisuje wyborcze sukcesy reprezentującej snobistyczne mieszczaństwo zachodniego Oslo konserwatywnej Prawicy, przybliża czytelnikom polityczne zmagania pierwszej kobiety na stanowisku premiera – Gro Harlem Brundtland (to ją ABB chciał zabić na Utøyi, ale… zaspał).

Wiadomo, że żadne statystyki ani abstrakcyjne argumenty nie są w stanie zwalczyć stereotypów. Mogą to jednak zrobić indywidualne historie. Seierstad przypomina o moralnym i racjonalnym podłożu norweskiej polityki przyjmowania uchodźców wojennych – tych najtrudniejszych, najbardziej straumatyzowanych – z Somalii, Etiopii, Sudanu czy Iraku. Najważniejszą postacią jest tu jedna z ofiar, Bano Rashid, która jako mała dziewczynka uciekła wraz z rodzicami z irackiego Kurdystanu do Norwegii. Na przykładzie jej osobistego dramatu – ucieczki przed żołnierzami Saddama Hussaina, zakończonej śmiercią od kuli samozwańczego krzyżowca – autorka mówi o szerszej grupie Norwegów z rodzin azylanckich. Bano, która wykazała się wolą asymilacji, jak zauważyli oskarżyciele w procesie, „bez żadnej drogi na skróty”, przyjmując norweskość z całym kulturowym bagażem dialektów, rytuałów i folkloru, jest postacią fascynującą, ale nie wyjątkową. Obecny przewodniczący socjaldemokratycznej młodzieżówki AUF, gospodarzy Utøyi, Mani Hussaini, także przybył do Norwegii jako uchodźca. Z Syrii.

To byłaby dobra lektura dla wszystkich nasyconych rasistowskimi stereotypami, w tym niestety i polskiej mniejszości w Norwegii. Ale czy taki był właśnie zamiar autorki? Dla kogo pisana była ta książka? Choć reporterka może zarzekać się, że dla jej rodaków, trudno oprzeć się wrażeniu, że od początku wiedziała, że pisze przede wszystkim dla czytelników z innych krajów. Podobnie jak Breivik piszący swój manifest i więzienne notatki po angielsku, Seierstad także wydaje się myśleć globalnie i tłumaczy Norwegię cudzoziemcom.

Jak się pisze bestseller o masakrze?

Autorka wzięła na siebie wielką odpowiedzialność i podjęła się delikatnego zadania. Trudno jednak przypuszczać, by zabierała się do niego bez świadomości, że pisze niemal gotowy międzynarodowy hit wydawniczy. W reportażu z sierpniowego obozu na Utøyi „The Guardian” nazwał w skrócie jej książkę „bestsellerem o masakrze”.

Portret psychologiczny Breivika jest rozbudowany, zniuansowany, ale autorka nie wpada w pułapkę tłumaczenia jego czynów trudnym dzieciństwem. Z historii młodego Andersa wyłania się obraz życiowego nieudacznika z ogromnymi ambicjami, za którymi nie idą wystarczające talent, charyzma ani inteligencja. Breivik nie jest głupi – co podkreśla wielu badaczy jego „twórczości”, choćby wspomniany Jupskås. Ale nie jest też politycznym ideologiem-wizjonerem, za jakiego chciałby być uznany. To wszystko celnie wypunktowała w swojej książce Seierstad. Jej słowa musiały trafić w sedno; w liście, jaki jeden z moich uniwersyteckich kolegów otrzymał od osadzonego w więzieniu Breivika, podstawowym warunkiem rozmowy, o którą bezskutecznie zabiegał sam ABB, było „niewspominanie ani słowem o Åsne Seierstad i jej książce”.

Reporterka jest delikatna i taktowna, kiedy idzie o sprawy dotyczące ofiar. To chyba najtrudniejsza część jej pracy – i można powiedzieć, że niezależnie od motywacji, w tym wymiarze jej dzieło jest najmocniejsze. Zbudowała ofiarom ABB pomnik wiecznej pamięci w bardzo ludzkiej tonacji, przebiła się przez zasłonę anonimowości przytłaczających liczb. Główni bohaterowie: Bano, Simon i Anders – to nie tylko troje z siedemdziesięciorga siedmiorga. Właściwie każdej ofierze, jeśli tylko jej rodzina wyraziła na to zgodę, poświęconych jest choćby kilka słów, emocjonalnych szczegółów. To ciepło przekazu wyraźnie kontrastuje z beznamiętnym, medycznym opisem śmierci każdej ofiary. Ten zabieg ma chyba czytelnika budzić i za każdym razem uświadamiać mu, co faktycznie się stało.

„Jeden z nas” to także wystąpienie w imieniu rodzin ofiar w sprawie pamięci o masakrze. Już nazajutrz po tragedii wśród członków AUF i w mediach pojawiło się hasło „odzyskania Utøyi”. Argumentacja wydawać się może logiczna: terrorysta zatryumfuje, jeśli jego czyn zmieni nasz sposób życia. Dlatego musimy pokazać, że mimo tego, co zrobił, wszystko będzie tak jak dawniej. Albo jeszcze mocniej: jak powiedział ówczesny premier Jens Stoltenberg na uroczystościach żałobnych, „odpowiedzią Norwegii na przemoc będzie jeszcze więcej demokracji, jeszcze więcej otwartości i politycznej partycypacji”. Ten sposób myślenia znalazł swoje odzwierciedlenie również w traktowaniu Breivika. Mimo że w swoim manifeście groził śmiercią wykładowcom uniwersyteckim, pozwolono mu rozpocząć studia podczas odbywania wyroku.

Żałoba i wnioski z tragedii

Są tu jednak trzy poważne problemy. Po pierwsze – taka postawa od początku nie dawała się połączyć z bezmiarem tragedii pogrążonych w żałobie rodzin ofiar. Kiedy na pierwszą rocznicę masakry najbliżsi zamordowanych zostali zaproszeni na Utøyę rano i musieli opuścić wyspę do wyznaczonej godziny, by zwolnić miejsce dla nowej grupy młodych działaczy AUF, coś pękło. Seierstad opisuje ze szczegółami tę nieprzystawalność oficjalnej pamięci i osobistej tragedii. Tegoroczny obóz letni na wyspie stanowi sam w sobie posłowie do książki.

Drugi problem, który tkwi w założeniu „niezmieniania niczego”, to skala porażki mechanizmów alarmowych norweskiego państwa, z jaką mieliśmy do czynienia 22 lipca 2011 r. Książka Seierstad to wielki akt oskarżenia – nie tylko wobec i tak już skazanego Breivika, ale też przede wszystkim wobec wszystkich tych, których głupota, nieodpowiedzialność i lenistwo pozwoliły mu bez problemów wykonać swój plan z nawiązką. Przerażająca skala opisanych ze szczegółami zaniedbań uświadamia, że nie musiało dojść do takiej tragedii, gdyby odpowiednie instytucje państwa działały prawidłowo. Wewnętrzne śledztwo w policji nie wykazało jednak żadnych zaniedbań, dopiero niezależna „Komisja 22 lipca” nie zostawiła na państwie suchej nitki i stwierdziła, że jedynie służba zdrowia stanęła tego dnia na wysokości zadania. Jeśli zbrodnia Breivika nie wpłynie znacząco na wydolność pozostałych instytucji, nie będzie to oznaczać, że Norwegowie nie zmieniają się pod wpływem terrorysty, tylko że nie uczą się na błędach.

Po trzecie wreszcie, udawanie, że nic się nie stało, nie pozwala zmierzyć się z przyczynami, tkwiącymi u korzeni społeczeństwa, z którego przecież wyrósł Breivik. Seierstad stara się zrozumieć, gdzie leży punkt graniczny, w którym rasista aktywny na antyimigranckich forach internetowych – a takich są tysiące – zamienia się w mordercę pozbawionego jakichkolwiek skrupułów. W Skandynawii – znanej z powieści kryminalnych, które rzekomo mają pomagać społeczeństwu przepracować lęki i obsesje zamiatane na co dzień pod dywan – terror na taką skalę, w dodatku w biały dzień zmienia zupełnie rozumienie tego, jak głębokie są polityczne, ideowe i mentalne podziały.

„Jeden z nas” to z całą pewnością ważny głos w szerszej debacie o wyzwaniach i przyszłości Europy, zagrożonej z jednej strony islamistycznym terroryzmem, a z drugiej prawicowym populizmem i faszystowską ekstremą. Pisana bez stylistycznej wirtuozerii, za to rzetelnie i w szerokim kontekście, książka Seierstad stanowi obowiązkową lekturę nie tylko dla zainteresowanych Skandynawią. W opisie procesu cały czas słychać echo „Eichmanna w Jerozolimie” Hanny Arendt. Tym razem jednak zło nie okazuje się banalne, lecz potwornie nieudaczne – ale nie mniej przerażające.

 

Książka:

Åsne Seierstad, „Jeden z nas. Opowieść o Norwegii”, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2015.