Większość dużych uczelni w Chinach organizuje obowiązkowe dwutygodniowe szkolenia militarne dla pierwszaków obu płci. Rok akademicki w Państwie Środka rozpoczyna się we wrześniu i ten miesiąc dla nowych studentów staje się doświadczeniem granicznym – połączeniem intensywnego wysiłku fizycznego z ideologicznymi szkoleniami, nauką patriotycznych pieśni, wstawaniem przed świtem i bezwarunkowym podporządkowaniem rozkazom. Szkolenie przeprowadzają zawodowi żołnierze ChALW (Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej), którzy na dwa tygodnie przejmują pieczę nad tysiącami nastolatków bądź na terenie kampusu, bądź na prawdziwym poligonie.
Na czym polega szkolenie? Głównie na maszerowaniu, staniu godzinami bez ruchu w ustalonym szyku, ćwiczeniach fizycznych, śpiewaniu piosenek wojskowych czy wysłuchiwaniu wykładów o konieczności obrony ojczyzny i obowiązku miłości do niej. Bardzo dużą wagę przywiązuje się do składania pościeli – złożona przy pomocy taboretu kołdra przypomina idealną kostkę tofu o ostrych jak brzytwa krawędziach. Studenci nie mają żadnego kontaktu z bronią (może to i lepiej dla nich samych…?), nie uczą się taktyki, obsługi sprzętu wojskowego czy technik surwiwalowych, bo ćwiczenia wojskowe nie mają na celu przygotowania ich do służby. Dwa tygodnie męczenia kotów w żaden sposób nie wpływa przecież na wzmocnienie obronności kraju, który dysponuje najliczniejszą armią świata.
Otóż oficjalnym, zapisanym w rozporządzeniach Ministerstwa Obrony celem studenckich wojskowych treningów jest „rozwinięcie wiedzy studentów o obronie kraju i świadomości bezpieczeństwa narodowego”, jak również „pogłębienie patriotyzmu, ducha wspólnoty i heroizmu rewolucyjnego”, a to wszystko po to, by „uformować budowniczych socjalizmu i spadkobierców przyszłości”. W szkoleniu wojskowym z założenia nie chodzi więc o przygotowanie młodzieży do obrony kraju, ale raczej o uświadomienie jej roli i znaczenia wojska, wzmocnienia patriotyzmu i ducha kolektywizmu.
Wydaje się, że ten ostatni aspekt ma szczególne znaczenie. Roczniki, które wkraczają w wiek studencki, to pokolenie jedynaków wychowywanych w cieplarnianych warunkach, dzieci pozbawionych jakichkolwiek obowiązków poza nauką. Nigdy nie musieli działać zespołowo, nie należeli do wspólnot, liczyły się jedynie ich indywidualne osiągnięcia. Nagle, często po raz pierwszy w życiu oderwani od nadopiekuńczych rodziców, muszą odnaleźć się w rówieśniczej grupie, nauczyć się skoordynowanego marszu, przetrwać w małych, ale ośmioosobowych pokojach w domach studenckich. Te dwa tygodnie rzucenia na głęboką wodę sprawiają, że pierwszaki z ulgą przechodzą do zwykłego studenckiego życia. A na niedogodności związane z mało komfortowymi warunkami sanitarno-bytowymi czy wyłączaniem prądu w akademikach po godz. 22, patrzą z wyrozumiałością, której dostarcza tylko doświadczenie czegoś znacznie gorszego.
Mniej oficjalnie mówi się, że poza ćwiczeniem wspólnotowości równie ważne jest ćwiczenie i egzekwowanie posłuszeństwa. Rozwydrzona i przyklejona do smarfonów młodzież nagle musi wykonywać niekiedy bezsensowne rozkazy, nie może ich kwestionować, zadawać pytań, wykłócać się z jękliwym: „Ale dlaczeeego?!”. Przekonuje się na własnej skórze, że rozkaz to rozkaz, a jej jedynym zadaniem jest go wykonać, a nie dyskutować czy zastanawiać się nad jego sensem czy przydatnością. Złośliwi twierdzą, że kształtowanie takiej postawy sprzyja późniejszym sukcesom uniwersyteckim, bowiem chińskie uczelnie nie słyną z otwartości kadry na pytania i dyskusje.
Obowiązkowe szkolenia wojskowe dla studentów (odbywają się też w części liceów) swój początek miały w 1955 r., ale przez wiele dekad odbywały się w niewielkiej liczbie placówek. Program zintensyfikowano w połowie lat 80. ubiegłego wieku i mimo wielu głosów krytycznych, wciąż zwiększa się liczba objętej tym obowiązkiem młodzieży. Krytycy wskazują na następujące kwestie – otóż chińskie nastolatki są fizycznie coraz słabsze i mniej sprawne. Zatopione w książkach, nie marnują czasu na piłkę nożną, karate czy tenis, z tego się w końcu matury nie zdaje… W efekcie większość młodzieży ma albo nadwagę, albo wady postawy, albo jest wyjątkowo słaba i nieodporna na zmęczenie. Dwutygodniowy wycisk ani nie zmieni ich nastawienia do wysiłku fizycznego, ani nie poprawi ich kondycji, a zbyt intensywny wysiłek niekiedy doprowadza do tragedii – podczas ćwiczeń zdarzały się zgony i poważne wypadki. Młodzież mdleje na słońcu, masowo doznaje kontuzji, niekiedy buntuje się przeciwko kapralskim metodom wojskowych instruktorów i dochodzi do przepychanek i bójek.
Najgorzej mają dziewczyny. Słabsze fizycznie i psychicznie, gorzej znoszą trud, brud i chłód, a także niewybredne maniery i słownictwo zawodowych żołnierzy. I chociaż na szkolenia już nie muszą ścinać włosów, tak jak dawnej, to i tak spotyka je niewyobrażalna dla nich tragedia urodowo-kosmetyczna. Całodzienne ćwiczenia na słońcu sprawiają, że latami chroniona przed opalenizną i wybielana buzia przybiera kolor czekolady…