Od czasu złożenia pierwszych deklaracji przez premier Ewę Kopacz na temat przyjęcia uchodźców z Syrii, pojawiło się wiele pytań. Zaraz po tych ogólnych („czy jesteśmy na to gotowi jako społeczeństwo?”), padły te bardziej praktyczne („czy nasze miasta są w ogóle gotowe na przyjęcie większej liczby ludzi?”). Wydaje się, że na razie nie, co nie znaczy, że miasta nie mają wiedzy, jak można to zmienić.

W 2012 r. rząd polski przyjął dokument pt. „Polityka migracyjna Polski”, który wyznaczył kierunki kształtowania polskiej polityki względem zjawisk migracyjnych. Nie był on jednak dotychczas w pełni realizowany przez rząd. Wskazywał, że podczas gdy „główne założenia i cele polityki integracyjnej” są ustalane na poziomie centralnym, to ich realizacja odbywa się jednak „na szczeblu lokalnym”. Dokument ten uzasadniał takie rozwiązanie faktem istnienia organizacji pozarządowych, dobrze zorientowanych w realiach oraz służących wsparciem dla administracji. Problem w tym, że cel ten pozostał tylko na papierze, ponieważ administracja okazała się niewydolna, a cała prawdziwa praca z uchodźcami spadła na same NGO-sy.

Dziś cudzoziemcy ubiegający się o przyznanie statusu uchodźcy trafiają w pierwszej kolejności do otwartych ośrodków dla cudzoziemców. W Polsce znajduje się obecnie 12 takich placówek. Ich lokalizacja niejako pokazuje stosunek Polaków do imigrantów – stanowią oni problem. Ośrodki znajdują się z dala od miast czy większych osiedli mieszkalnych. Nawet jeśli znajdują się w miastach, to w terenach oddalonych od centrum (np. ośrodek na Targówku w Warszawie) lub na obrzeżach w samym środku lasu (np. ośrodek Dębak).

Co więcej, w wielu z tych ośrodków panują warunki pozostawiające wiele do życzenia. W sytuacjach zwiększonego napływu uchodźców ośrodki stają się przeludnione, zaś dla cudzoziemców, którzy często pochodzą z różnych kultur i mają za sobą często traumatyczne doświadczenia, wspólne koegzystowanie na małej przestrzeni staje się bardzo trudne. Zresztą, już przy wstępnym przyjęciu czują się oni wykluczeni. Same ośrodki przypominają „instytucje totalne”.

Panuje w nich dość surowy regulamin, określone są sztywne godziny przyjmowania gości, wydawania posiłków, wychodzenia i powrotów. Można powiedzieć, że takie rozplanowanie przestrzenne bardziej segreguje daną społeczność, niż integruje. Surowe zasady przebywania w tych ośrodkach, ich odległość od miasta, a często brak jakiegokolwiek realnego kontaktu z sąsiadami ze społeczności przyjmującej nie pozwalają na jakąkolwiek integrację. Dodać należy do tego absolutny brak działań aktywizujących ze strony administracji, przewidzianych już na samym początku ich pobytu w Polsce, które wpływałyby na potencjał integracyjny cudzoziemców. Nie mówiąc nawet o najbardziej fundamentalnej potrzebie, która może zapewnić efektywną integrację, jaką jest dostęp do rynku mieszkaniowego.

Media oraz władza do niedawna niespecjalnie interesowały się problemem imigracji. Temat ten w był w zasadzie do tego stopnia nieistotny, że organizacje pozarządowe zajmujące się pomocą migrantom – jak Stowarzyszenie Interwencji Prawnej – miały kłopot z zainteresowaniem urzędników ministerialnych problemami nawet małych grup uchodźców, które przybywały do Polski. Zmieniło się to dopiero niedawno – z powodu masowego napływu uchodźców do Europy.

Na fali kryzysu do debaty o przyjmowaniu uchodźców aktywnie zaczęły włączać się samorządy. W sierpniu tego roku gdańscy radni przegłosowali uchwałę dotyczącą możliwości udzielenia pomocy mieszkaniowej uchodźcom, którzy znaleźli się w Polsce. Władze Gdańska zakładają, że pomocą taką miałyby być objęte nie więcej niż 1–2 rodziny uchodźców lub repatriantów na okres 12 miesięcy. Z kolei władze Poznania wyszły z pomysłem ściągnięcia 10 ukraińskich rodzin z Mariupola i zagwarantowania im pomocy mieszkaniowej oraz integracyjnej. Inicjatywa ta wyszła z gabinetu prezydenta miasta, Jacka Jaśkowiaka. Lublin ma wyodrębnioną pulę mieszkań chronionych, w których rodziny uchodźców mogą rotacyjnie mieszkać przez jakiś czas. Prezydent miasta Słupska, Robert Biedroń, zaprosił uchodźców do szkół na spotkanie z uczniami – w celu wstępnego zapoznania jednych i drugich. Z kolei w Warszawie działa urzędowa Komisja Dialogu Społecznego ds. Cudzoziemców, która zrzesza organizacje pozarządowe działające na rzecz migrantów. Warszawa ponadto co roku przyznaje pięć mieszkań z zasobu lokalowego rodzinom uchodźczym. Wszystko to są jednak gesty będące kroplą w morzu potrzeb, pokazują tylko wieloletnie zaniedbania infrastrukturalne oraz systemowe braki.

Mimo że ciężar zagadnienia przyjęcia oraz opieki nad uchodźcami spoczywa na organach administracji rządowej, to właśnie samorządy powinny pełnić ważną rolę w całym procesie preintegracyjnym oraz integracyjnym dla uchodźców. Samorządy powinny czuć się odpowiedzialne za kształtowanie polityki integracyjnej na poziomie lokalnym. Natomiast obecnie to właśnie organizacje pozarządowe wykonują całą najważniejszą pracę w zakresie codziennej pomocy uchodźcom (jak pomoc prawna, wparcie psychologiczne, pomoc tłumaczeniowa). Wiele z tych czynności powinno być wykonywanych na szczeblu rządowym lub co najmniej samorządowym.

Aktywny udział samorządów w obecnej debacie wokół przyjmowania migrantów wydaje się zjawiskiem pozytywnym. Pojawia się jednak pytanie, na jak długo owo zaangażowanie wystarczy. Być może tworzenie miejsc w centrach miast, gdzie uchodźcy oraz imigranci mogliby wtopić się w życie większej społeczności, pozwoliłoby na ich lepszą integrację, zapobieżenie gettoizacji, a także wzbogacenie oferty kulturalnej miasta. W parze z obecnymi działaniami powinna iść konsekwentna polityka uwzględniająca potrzeby uchodźców i pomagająca im odnaleźć się w zupełnie nowej sytuacji – w tym wypadku głównym elementem jest zdobycie mieszkania, która to kwestia jest w naszym kraju problemem szerszym.

Podsumowując, w kwestii uchodźców doskonale wiemy, jak powinni oni być obsługiwani w procesie przyjmowania, ale sporo jeszcze czasu minie, zanim zyskamy do tego odpowiednie narzędzia. Jest to częściowo być może powód, dla którego większość z nich nie zostaje w naszym kraju, tylko ucieka dalej na Zachód.

 

* Rubrykę „Z miasta” redaguje Wojciech Kacperski.