Szanowni Państwo,
„Prezydent Duda podbija świat” – tryumfalnie obwieścił tygodnik „wSieci”, umieszczając na okładce najnowszego numeru zdjęcie Andrzeja Dudy w towarzystwie Baracka Obamy i jego żony. Niechętni Dudzie internetowi szydercy szybko przypomnieli, że tego rodzaju fotografię ma każdy z obecnych na szczycie ONZ przywódców (a nawet syn Aleksandra Łukaszenki, 10-letni Nikołaj).
Mimo wszystko wystąpienie Dudy w Nowym Jorku, jak również jego obecność przy jednym stole z Barackiem Obamą i Ban Ki-moonem, to z pewnością sukces. Pytanie jednak, czy jest to jedynie sukces wizerunkowy, czy także polityczny? Bo choć działania Dudy mogą przysłużyć się polskim staraniom o uzyskanie statusu niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, tegoroczne obrady Organizacji Narodów Zjednoczonych pokazały, że w sprawie Syrii karty rozdają mocarstwa.
„Nie sądzę, żeby Polska mogła w tej sprawie wywrzeć jakiś wpływ”, mówi w rozmowie z Jarosławem Kuiszem i Łukaszem Pawłowskim znany amerykański historyk i sowietolog Richard Pipes. „To konflikt pomiędzy wielkimi potęgami, przede wszystkim pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Rosją, oraz do pewnego stopnia Europą jako całością. Pojedyncze państwa europejskie mają niewielki wpływ na kształtowanie wydarzeń”.
Z takim postawieniem sprawy zgadza się także Eugeniusz Smolar, senior fellow z Centrum Stosunków Międzynarodowych. W rozmowie z Łukaszem Pawłowskim tonuje polskie nadzieje na globalne wpływy. „Polska nie jest istotnym aktorem, między innymi dlatego, że nie inwestuje w to, by takim aktorem być. A miejsce przy stole – mówiąc brutalnie – należy sobie kupić. Tymczasem nasze wydatki na pomoc dla innych krajów są per capita znacznie niższe niż chociażby Czech, o krajach zachodnich nie wspominając”.
W dominacji mocarstw na światowej scenie nie ma oczywiście nic dziwnego; istotny jest jednak sposób i styl, w jaki mocarstwa to robią, a konkretnie – jedno mocarstwo. Wygłoszone przez Władimira Putina na jubileuszowej sesji Organizacji Narodów Zjednoczonych przemówienie zapowiedziało oficjalne włączenie się w wojnę w Syrii nowego gracza – Rosji. Symptomatyczne, że podczas wystąpienia w Nowym Jorku rosyjski prezydent był zmuszony patrzeć na flagę ze zrównanego z ziemią Iłowajska, którą trzymała przed jego oczami delegacja Ukrainy. Putin zaprezentował się w swoim przemówieniu jako gorący zwolennik wspomożenia syryjskiego dyktatora Baszara al-Assada, który jako jedyny – twierdzi przywódca Rosji – może skutecznie pomóc w zwalczaniu Państwa Islamskiego. 2 października 2015 r. Rosja zrozpoczęła regularne bombardowania w Syrii.
Komu przyniesie korzyści rosyjska aktywność w tym rejonie? Międzynarodowej koalicji przeciw Państwu Islamskiemu? Syryjczykom? Z pozoru wydaje się, że na pytanie: cui bono? nie ma dobrej odpowiedzi. Chociaż teoretycznie Rosjanie walczą w Syrii przeciwko temu samemu wrogowi co Amerykanie, celem ich bombowców wcale nie są jednostki ISIS, ale bazy rebeliantów, którzy walczą z reżimem Baszara al-Assada. W co więc gra Rosja?
Zachowanie Rosjan stara się wyjaśnić norweski politolog Asle Toje. Wskazuje na trzy możliwe scenariusze wydarzeń, które nazywa „przewidywalnym”, „defensywnym” i „ofensywnym”. Hipoteza „przewidywalna” mówi, że „Rosja, zachęcona początkowymi sukcesami, na jakie pozwoli jej przewaga technologiczna, zostanie wciągnięta w coraz cięższe walki”. Scenariusz „obronny” zakłada, że siły zbrojne zostaną zaangażowane po to, by zapobiec upadkowi Damaszku, „ofensywny” zaś, że Rosja przygotowuje pojedynczą ofensywę, mając na uwadze jeden cel – Ar-Rakkę, stolicę islamistów w Syrii. Jeżeli ona upadnie, Państwo Islamskie może szybko stać się tylko „Islamską Wysepką” – twierdzi Toje.
Jak na razie Zachód bardzo krytycznie odnosi się do rosyjskich działań i ma ku temu podstawy, ale Władimir Putin ignoruje wszelkie „wyrazy zaniepokojenia”. Na wspólne oświadczenie państw tworzących koalicję przeciwko Państwu Islamskiemu – USA, Kataru, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Turcji oraz Arabii Saudyjskiej – które wzywały Putina do zaprzestania ataków na opozycję i cywilną ludność, rosyjski prezydent odpowiedział, że to po prostu wojna informacyjna i oszczerstwa. Jego reakcja spotkała się z międzynarodowym oburzeniem, ale – z niczym więcej. Bo i z czym mogłaby się spotkać?
Islamolog Katarzyna Górak-Sosnowska nie szczędzi dotychczasowej polityce państw zachodnich w Syrii słów krytyki. „Z jednej strony nie angażują wystarczająco dużo sił i środków, aby przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Z drugiej zaś nie odpuszczają, starając się za wszelką cenę utrzymać swoją pozycję w tej wyniszczającej grze”. Jak wytłumaczyć dotychczasowe zaniechania? W jaki sposób zaangażowanie w Syrii zmieni postrzeganie działań Rosji w innych częściach świata, przede wszystkim na Ukrainie? Wreszcie, co mogą zrobić polskie władze, by rozgrywka mocarstw nie odbyła się naszym kosztem? Wiemy na pewno, że jedno wystąpienie na forum ONZ, nawet przed Władimirem Putinem, naszej pozycji nie wzmocni.
Zapraszamy do lektury!
Wojciech Engelking, Łukasz Pawłowski
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Jarosław Kuisz, Łukasz Pawłowski, Julian Kania, Wojciech Engelking.
Ilustracje: Katarzyna Urbaniak. [Profil autorki]