Łódzki festiwal krytyków filmowych jest wydarzeniem, które zmusza do zastanowienia się nad niezliczoną liczbą czynników, które wyznaczają kierunek rozwoju kinematografii – i nie są to jedynie zmieniające się trendy w myśleniu reżyserów czy scenarzystów. Z jednej strony, chociaż może wydawać się truizmem stwierdzenie, że film jest dziełem wielu osób, a kino to także ogromny biznes, cały czas staramy się temu zaprzeczać i pozostawać pod wpływem romantycznego przeświadczenia, że w tym skomplikowanym procesie liczą się wyłącznie genialni autorzy, którzy są w stanie samodzielnie zapanować nad swoimi dziełami.
Z drugiej strony, wielu widzów ogranicza się do powierzchownej analizy filmu, dostrzegając w fabułach wyłącznie motywy-wytrychy, dzięki którym możliwe staje się łatwe szufladkowanie. Najczęściej nie zwracamy uwagi na kontekst powstania dzieła, powtarzając zupełnie spłowiały i uproszczony do granic możliwości sąd Rolanda Barthes’a o „śmierci autora”. Paradoksalne jest nasze uwielbienie dla reżyserów i równoczesne przeświadczenie, że nie powinniśmy o nich wiedzieć zbyt dużo. Najlepiej, żeby nadal pozostawali z dala od nas – zamknięci za szklaną szybą, jak w muzealnej gablocie. Dzięki tabloidom doznajemy jedynie uczucia, jak to nazwał Wiesław Godzic, „swojskości” celebrytów. Wiemy chociażby, że już trzeci w tym roku związek danego reżysera się rozpadł. Krytyka dostarczy nam z kolei wykładni jego twórczości, szafując określeniami takimi jak: pornograficzne, szokujące, postmodernistyczne. Rzadko możemy jednak przeczytać, że w czasie studiów należał do konkretnej grupy młodych twórców, co ukształtowało jego poglądy; że muzykę do jego filmów komponuje zawsze ten sam autor; że musi iść na wiele ustępstw wobec sponsorów, którzy wyłożyli pieniądze. Tych marginalizowanych kontekstów dotyczą warsztaty Kamery Akcji, będące sercem festiwalu. Zmuszają nas do postawienia pytania: czy wiedza o warunkach produkcyjnych, o zmieniającej się technologii czy o biografii twórców jest ostatnim bastionem profesjonalnej krytyki filmowej w czasach, kiedy każdy może opublikować swoją recenzję?
Jeszcze raz, od początku
Hasłem znajdującym się w ostatnim czasie na ustach wszystkich polskich filmoznawców-historyków jest Nowa Historia Kina. W tej optyce, na Zachodzie obecnej już od kilkudziesięciu lat, na pierwszym planie nie znajduje się analiza samych dzieł, ale kontekst ich powstania, w szczególności uwarunkowania społeczne oraz technologiczne. W nurt NHK można wpisać także prace skupiające się na postaciach producentów, kompozytorów oraz wszystkich ludzi, którzy w reżyserocentrycznym systemie kina pozostają w cieniu. Ogromną rolę odgrywa w takim spojrzeniu także recepcja konkretnych, szczególnie popularnych dzieł. Czy nie świadczy o rzeczywistym obrazie kinematografii w większej mierze sposób, w jaki widownia i krytycy przyjęli blockbustera, niż skierowany do wąskiego grona odbiorców film awangardowy? Zaproponowane przez NHK spojrzenie musi mieć także przełożenie na krytykę. Analiza wielokontekstowa, wyrwana z jarzma myślenia wyłącznie o „kanonach” i „arcydziełach”, jest niezbędna do poszerzenia naszego pola widzenia i rozumienia kina. Słusznie Piotr Fortuna w swojej recenzji „Love” na łamach „Kultury Liberalnej”, odsuwając na bok osobistą opinię, ostrzega przed przekonaniem, że 3D to jedynie dodatek i ciekawostka bez większego wpływu na rzeczywistą wartość filmu. Słusznie pisał również nie tak dawno Michał Pabiś-Orzeszyna, który prowadził większość spotkań i paneli dyskusyjnych w czasie Kamery Akcji: „Co ciekawe, ta – nieraz ostentacyjna – historyczna ignorancja w podejściu do przeszłości filmoznawstwa przypominać może jedno: skłonność do myślenia o filmowych «arcydziełach» w oderwaniu o kulturowych warunków ich pojawiania się, a wiec tak silnie dziś krytykowaną tendencję do skupiania się na filmowym tekście bez zważania na kontekst jego powstania i funkcjonowania” [1].
Najciekawszym chyba jednak pomysłem organizatorów było zorganizowanie „szybkich randek” z ekspertami: krytykami czy znawcami przemysłu filmowego. | Mateusz Góra
Warsztaty i panele zorganizowane w ramach łódzkiego festiwalu dotyczyły więc wszelkich zagadnień związanych przede wszystkim z produkcją i dystrybucją filmową. To ważne szczególnie dlatego, że polskie filmoznawstwo, skupione na nauczaniu teoretyczno-historycznym, często nie dostarcza wystarczającej wiedzy na temat funkcjonowania samego przemysłu. O różnorodności oferty Kamery Akcji mówią zresztą już same zagadnienia, jakie poruszano: dyskutowano zarówno o scenariuszach (o roli script doctorów), produkcji (w tym telewizyjnej roku), zagadnieniach związanych w dużej mierze z postprodukcją (dźwięk w filmie), ale też dystrybucją (kino okiem sales agentów). Oprócz tego odbyły się warsztaty dla krytyków szkolące konkretne umiejętności w pisaniu i mówieniu o filmie, nie zabrakło też panelu o infrastrukturze filmowej Łodzi i planach zdecentralizowania produkcji, która odbywa się głównie w Warszawie. Najciekawszym chyba jednak pomysłem organizatorów było zorganizowanie „szybkich randek” z ekspertami. Podczas piętnastominutowych spotkań uczestnicy mogli w rozmowie face to face zadać dowolne pytania zarówno młodym krytykom, między innymi Kai Klimek czy Błażejowi Hrapkowiczowi, jak i na przykład Marcinowi Adamczakowi, który zajmuje się analizą polskiego rynku filmowego. Dzięki tej niezobowiązującej formule udało się wydatnie ograniczyć stres związany z zabieraniem głosu, na który nieustannie narzekają organizatorzy spotkań z publicznością podczas festiwali.
Nowa (cyber)krytyka
Często za wzór współczesnym krytykom stawia się autorów z okresu dwudziestolecia międzywojennego – Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Stefanię Zahorską czy Antoniego Słonimskiego. Ich doskonały warsztat literacki oraz ironia rzeczywiście są świetną szkołą dla wszystkich chcących pisać o kinie. Nadal aktualne pozostają także słowa Słonimskiego: „Gdy człowiek rozumny zacznie mówić jakieś zdanie, nie domyślamy się, jak je skończy. Gdy zacznie głupi – wiemy na pewno”. Wydaje się jasne, że rozumność współczesnego krytyka musi opierać się na znajomości kontekstów okołofilmowych. Powtarzanie nieustannie tych samych myśli, krążących w niezbyt licznym polskim środowisku filmowym, prowadzi do tworzenia się klisz i spłycania dyskusji. Poza tym w obliczu dziesiątek recenzji dotyczących tego samego filmu, zarówno w języku polskim, jak i angielskim, który przestał być już przeszkodą, konieczne staje się znalezienie indywidulnego sposobu komunikowania się z odbiorcami. Pogłębiona refleksja nie może opierać się jednak na ogólnych, a przez to bezwartościowych, refleksjach dotyczących filmowych środków wyrazu, ale na zrozumieniu procesu jego rozwoju i powstania. Kunszt literacki i odwaga wyrażania krytycznych opinii to dopiero baza, która musi zostać uzupełniona znajomością bardzo różnorodnej tematyki oraz swobodą poruszania się w bardzo różnych środowiskach.
Interesujący zbiór festiwalowych propozycji stanowią także filmy, które znalazły się w programie. Z jednej strony, w Łodzi odbyły się pokazy festiwalowych hitów tego roku – wspomniane już „Love” Noégo, popularny podczas Nowych Horyzontów „Duke of Burgundy” Petera Stricklanda, długo oczekiwana „Wada ukryta” Paula Thomasa Andersona i tegoroczny zwycięzca Złotej Palmy – „Dheepan” Jacques’a Audiarda. Z drugiej strony, dodatek do tych żelaznych punktów programu stanowiły tytuły ciekawe przez pryzmat zagadnień, które zostały poruszone podczas spotkań. Przy okazji „Duke of Burgundy” pojawił się więc wcześniejszy film Stricklanda, „Berberian Sound Studio”, w którym głównym tematem staje się praca nad dźwiękiem w horrorach; filmy Atoma Egoyana, słynącego z mistrzowskiego budowania postaci; „Sieć” Sidneya Lumeta, obnażająca mechanizmy działania telewizji, oraz przegląd etiud studenckich, zazwyczaj traktowanych po macoszemu, chociaż tak naprawdę to właśnie one najczęściej wskazują, kto za kilka lat stanie się nowym głosem kina.
Konkurs „Krytyk mówi”, w którym brali udział twórcy wideo-esejów, miał z kolei pokazać, czego można się spodziewać w najbliższym czasie po krytyce filmowej. Zakwalifikowana do finału trójka uczestników prezentowała się bezpośrednio przed widownią, uprawiając umierającą sztukę prelekcji. Tak naprawdę byli jednak dowodem zmiany, jaka jest dla każdego uczestnika współczesnej kultury oczywista, i wielokrotnie była przywoływana w czasie festiwalu, zarówno przez krytyczkę Kaję Klimek, jak i Izabelę Łopuch z HBO. Chodzi o rewolucję cyfrową, która zmieniła oblicze mediów audiowizualnych zarówno pod względem treści, jak i jej dystrybucji. Zmieniła się w takim razie także praca krytyka, który nie odniesie sukcesu, pisząc dla przeżywającej kryzys prasy filmowej lub występując w niechętnie oglądanych przez widzów programach telewizyjnych poświęconych kinu. Ukryty do tej pory za słowem przelanym na papier krytyk musi naprawdę zrozumieć, czym jest Jenkinsowska kultura konwergencji i korzystać ze wszystkich dostępnych kanałów komunikacji, rozumiejąc jednocześnie odmienny charakter każdego z nich. Musi także zmierzyć się – o ile rzeczywiście chce dotrzeć do szerokiego grona odbiorców – z okiem kamery w obudowie swojego laptopa. Kamera Akcja może mu w tym w dużej mierze pomóc i chociaż to mały festiwal, będący wciąż na dorobku, trzeba przyznać, że jego aspiracje są ogromne.
Przypis:
[1] Michał Pabiś-Orzeszyna, „Nowa Historia Filmu, Nowa Historia Kina. Część pierwsza: bedeker oraz pogodne wołanie o historię teorii i historię historiografii”, „Ekrany” 2013, nr 6.
Festiwal:
Festiwal Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja, Łódź, 8–11 października 2015 r.