Szanowni Państwo,

perspektywa każdych wyborów wiąże się z nadzieją, że tym razem będziemy po prostu głosować, zamiast bawić się w matematyków. To znaczy, że zastanawiając się, na kogo oddać głos, nie będziemy kalkulować, jak wprowadzić na państwowy urząd „mniejsze zło”, lecz skreślimy osobę (lub partię), którą faktycznie chcemy w tej roli zobaczyć.

To oczywiście podejście idealistyczne, warto je jednak przypomnieć w kontekście nadchodzących wyborów, bo w nich wielu głosujących będzie kalkulować jeszcze intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej.

A przecież na samym początku nic tej konieczności kalkulowania nie zapowiadało. Po dekadzie politycznej walki między Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością pojawiły się nowe partie – Razem, .Nowoczesna, Kukiz’15 – które kazały na nowo zadać sobie pytanie, czy duopol PO–PiS to jedyna możliwa we współczesnej Polsce oś sporu politycznego.

Paradoksalnie jednak wydaje się, że obecność nowych ugrupowań jedynie umocniła dominację starych. To prawda, że niektórzy z nas zyskali wyborcze alternatywy, ale dotyczy to przede wszystkim wyborców liberalnych i lewicowych. Podczas gdy dawni zwolennicy partii Donalda Tuska mogą zastanawiać się, czy w najbliższych wyborach nie poprzeć Ryszarda Petru, a ci, którzy w 2011 r. oddali głos na jedną z partii lewicowych lub nie poszli głosować, bo zawiodła ich „lewica tylko z nazwy”, mogą rozważać Zjednoczoną Lewicę lub Razem – zwolennicy prawicy alternatywy nie mają. W rezultacie poparcie dla PiS-u, startującego pod szyldem prawicowej koalicji, w niektórych sondażach sięga 40 proc.

Problem, przed jakim stoją kalkulujący wyborcy, przedstawia się zatem następująco: każdy głos oddany na Zjednoczoną Lewicę lub .Nowoczesną (by dostały się do Sejmu) albo partię Razem (by dostała 3 proc. poparcia i finansowanie z budżetu państwa) w przypadku porażki tych ugrupowań będzie głosem wzmacniającym PiS. Bo im mniej partii w Sejmie i im mniejsze poparcie uzyska druga w sondażach PO, tym większe szanse ma PiS na samodzielne rządy. I tak oto krytykowana dychotomia PO i PiS, od której nowe partie miały nas uwolnić, powraca jak bumerang.

I choć oczywiście należy oddzielić faktyczny PiS od jego zdemonizowanego obrazu, jaki lubią prezentować przestraszeni publicyści, większość w rękach jednej partii budzi poważny niepokój. Nie tylko dlatego, że byłaby to większość w rękach prawicy z sympatią patrzącej na węgierską scenę polityczną i zapowiadającej „Budapeszt w Warszawie”, ale także dlatego, że żadna partia w historii Polski po 1989 r. takiej większości nie miała.

Jak zatem powinien zagłosować kalkulujący wyborca? Zdaniem Adama Puchejdy, mimo znudzenia Platformą i pogardy dla jej postawy „pełnej kunktatorstwa i strachu przed zmianą”, PO pozostaje wyborem najbardziej racjonalnym. „Nawet słabe rządy Platformy dają większą gwarancję stabilności […] niż rządy PiS, a dziś tego przede wszystkim powinniśmy od polityków wymagać”, pisze Puchejda.

Całkowicie odmienny pogląd przedstawia Katarzyna Kasia, która zwraca uwagę na malejące w społeczeństwie poczucie wpływu na scenę polityczną, a co za tym idzie – postępującą demobilizację obywateli. Odbudować je można „tylko wtedy, kiedy wreszcie przestanie się wierzyć w tzw. mniejsze zło”, twierdzi autorka. Bo czy w przeciwnym razie wybory parlamentarne wciąż można nazywać „świętem demokracji”?

Dwa kolejne teksty w Temacie Tygodnia koncentrują się nie tyle na możliwych politycznych alternatywach, co na ewentualnych skutkach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Zdaniem Tomasza Sawczuka PiS nie będzie miał narzędzi do dokonania fundamentalnej zmiany w polskiej polityce. Donald Tusk proponował Polakom „ciepłą wodę w kranie”, PiS zaproponuje zaś „ciepłą wodę w chrzcielnicy” – twierdzi Sawczuk.

Zwycięstwo partii Jarosława Kaczyńskiego zakłada także Łukasz Pawłowski i zastanawia się, jaką postawę w tej sytuacji powinni przyjąć przeciwnicy PiS. Zdaniem Pawłowskiego należy koncentrować się na ujawnianiu obecnych w tym ugrupowaniu konfliktów, starannie ukrywanych przed wyborami. Dążeniom tym nie sprzyja jednak dominujące w wielu mediach „straszenie PiS-em”, które będzie miało efekt odwrotny do oczekiwanego – „zamiast osłabić spójność całego obozu, doprowadzi do jego konsolidacji”. Przeciwnicy partii Jarosława Kaczyńskiego muszą więc zmienić strategię.Zapraszamy do lektury!

Wojciech Engelking, Łukasz Pawłowski

 


 

Stopka numeru:

Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.

Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Wojciech Engelking, Adam Puchejda, Tomasz Sawczuk, Katarzyna Kasia

Ilustracje: Magdalena Walkowiak.