Poprzedni z serii bioetycznych felietonów rozpoczynał się historią 60-letniej polskiej aktorki, która, dzięki zapłodnieniu in vitro, nie tak dawno urodziła bliźnięta. Ustawa regulująca sztuczne zapłodnienie wchodzi w życie już w listopadzie. W świetle nowego prawa ta kobieta nie mogłaby legalnie starać się o kolejne dziecko – jednak nie ze względu na swój wiek, a z powodu braku stałego partnera (ustawa nie dopuszcza samotnych kobiet do korzystania z usług klinik leczenia niepłodności). Czy matek, które decydują się na dzieci po menopauzie, jest więcej?

Matki z „Księgi Rekordów Guinnessa”

Najstarszą matką na świecie (przynajmniej z tych, do których dotarły media) jest Hinduska Omkari Singh – kobieta urodziła w wieku 70 lat. Omkari Singh i jej obecnie 89-letni mąż w momencie poddania się zabiegowi in vitro mieli już dorosłe dzieci i wnuki. Ich 50-letnia córka zobowiązała się zająć swoim 6-letnim bratem po ewentualnej śmierci rodziców. Druga najstarsza matka na świecie to Rajo Devi Lohan, która nieomal umarła w wyniku komplikacji związanych z ciążą w tak późnym wieku (70 lat). Czy to, że obie kobiety pochodzą z Indii to przypadek? Niekoniecznie – Indie są jednym z krajów o najbardziej liberalnym i rynkowym podejściu do sztucznego zapłodnienia, co oczywiście nie oznacza, że wszyscy Hindusi – zwłaszcza ci z tradycyjnych społeczności – akceptują tę technikę. W Indiach można legalnie skorzystać z ofert komercyjnych ośrodków zapewniających usługi surogatek, a ceny zabiegów sztucznego zapłodnienia są tam o wiele niższe niż na Zachodzie. Jednak także w Europie kobiet decydujących się na macierzyństwo po menopauzie jest coraz więcej.

W 2005 r. cała Rumunia debatowała na temat ciąży Adriany Iliescu, wówczas najstarszej matki świata. Ta obecnie 77-letnia emerytowana wykładowczyni akademicka jest matką 9-letniej dziewczynki. Z kolei w tym roku uwagę mediów przykuła Annegret Raunigk, 65-letnia Niemka, najstarsza matka czworaczków. W sumie kobieta urodziła już siedemnaścioro dzieci, z których nie wszystkie zostały poczęte w wyniku sztucznego zapłodnienia, jej najstarszy syn ma 44 lata. Annegret Raunigk jest także babcią siedmiorga dzieci – jej wnuki będą więc starsze od… własnych wujków. Do urodzenia kolejnego dziecka kobietę namówiła jej 10-letnia córka, która chciała mieć młodsze rodzeństwo.

Późne macierzyństwo – bezprawie?

Według danych przytaczanych przez „Politykę” – „30 proc. sztucznych zapłodnień w Polsce wykonano na 50-latkach. […] Co najmniej kilkadziesiąt matek 50+ rodzi co roku w Polsce”. Nowa ustawa regulująca zapłodnienie in vitro – w obecnym kształcie – nie zmieni tej sytuacji.

Czy oznacza to, że późne macierzyństwo będzie finansowane z naszych podatków? Nie. Rządowy Program Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego jest dostępny wyłącznie dla kobiet poniżej 40. roku życia. Co więcej, zabiegi z użyciem gamet dawców lub adopcje zarodków nie są w ogóle refundowane. Tymczasem kobieta po menopauzie nie ma już własnych komórek jajowych, dlatego in vitro z użyciem komórki jajowej anonimowej dawczyni lub adopcja cudzego zarodka to jedyne rozwiązania, jakie takiej kobiecie pozostają. Czysto teoretycznie 55-latka mogłaby posiadać własne komórki jajowe pobrane i zamrożone w klinice jeszcze przed menopauzą. Zabiegi z wykorzystaniem takich gamet najpewniej byłyby jednak bezskuteczne – nie bez powodu górna granica wieku dla kobiet, które zostają dawczyniami komórek jajowych, waha się w okolicach 30. roku życia.

Kwestia macierzyństwa postmenopauzalnego nie doczekała się spójnego standardu w prawodawstwie różnych państw. W wielu krajach – np. w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Finlandii czy Austrii nie wprowadzono limitu wieku dla kobiet poddających się sztucznemu zapłodnieniu. Różne limity wieku obowiązują natomiast w Belgii, Francji, Włoszech, Holandii czy Grecji – nierzadko jednak dotyczą one wyłącznie zabiegów refundowanych. W Quebeku debata na temat wyznaczenia górnej granicy wieku dla kobiet poddających się zapłodnieniu in vitro toczyła się w zeszłym roku – zwracano w niej uwagę przede wszystkim na wyjątkową kosztowność i bardzo niską skuteczność tych zabiegów u kobiet po 42. roku życia oraz na fakt, że kobiet, które chcą rodzić w takim wieku, jest coraz więcej.

Emocje i argumenty

Zdjęcia przedstawiające Rajo Devi Lohan czy Adrianę Iliescu z ich malutkimi dziećmi wzbudzają duże emocje. Pierwszą reakcją może być szok, zdziwienie, obrzydzenie – „tego już za wiele!”, „to nienormalne!”. Kiedy jednak nasze intuicje moralne próbujemy uzasadnić – sprawa robi się o wiele bardziej skomplikowana.

Przeciwko macierzyństwu postmenopauzalnemu wysuwa się najczęściej kilka argumentów: 1) macierzyństwo w tak późnym wieku jest krzywdzące dla dzieci, ponieważ sama ciąża jest zagrożona, a i później dziecko może zostać wcześnie osierocone; 2) starsze kobiety fizycznie i psychicznie nie nadają się już do macierzyństwa; 3) kobietami, które decydują się na dzieci w tym wieku, oraz lekarzami, którzy im w tym pomagają, kierują egoistyczne motywacje.

Skrzywdzone dzieci?

Zacznijmy od pierwszego argumentu. Faktem jest, że dzieci matek 50+ mogą zostać wcześniej osierocone niż ich rówieśnicy. Czy to wystarczy, aby zakazać rodzenia dzieci w tym wieku? Niekoniecznie – przecież istnieje wiele innych grup, choćby zawodowych, w których także występuje wysokie prawdopodobieństwo osierocenia dzieci [1]. Nie zakazujemy rodzicielstwa żołnierzom na misjach wojennych, policjantkom wydziału kryminalnego ani alpinistom czy alpinistkom. Więcej – pozwalamy na ciążę także kobietom chorym na raka, nawet wtedy, kiedy może ona przyśpieszyć ich śmierć.

Sytuacja wygląda podobnie, jeśli spojrzymy na problem zagrożenia samej ciąży. Faktycznie – kobiety, które decydują się na sztuczne zapłodnienie po 50. roku życia, muszą się liczyć z tym, że szanse na zajście w ciążę są bardzo małe, natomiast prawdopodobieństwo, że kiedy już dojdzie do ciąży, skończy się ona przedwcześnie i przez to dziecko urodzi się chore – jest spore. Jeśli jednak chcielibyśmy konsekwentnie zakazywać zachodzenia w ciążę z powodu ryzyka zdrowotnego grożącego przyszłemu dziecku, musielibyśmy zakazać rozmnażania się wszystkim osobom chorym i niepełnosprawnym, które mogą przekazać np. swoje wady genetyczne potomstwu. Na szczęście – nie robimy tego.

Co więcej, jeśli mówimy o zapłodnieniu in vitro z użyciem zarodka, który powstał z gamet dawców specjalnie „na zamówienie” danej kobiety, i chcemy „zmierzyć” szkodę jej dziecka – musimy porównywać stan bycia dzieckiem kobiety 50+ z niezaistnieniem w ogóle. Czy bycie synem lub córką starszej pani jest aż tak krzywdzące dla dziecka, że lepiej byłoby dla niego nie urodzić się w cale?

Dziadkowie, babcie i sprawiedliwość

Zgodnie z kolejnym argumentem wysuwanym przeciwko macierzyństwu postmenopauzalnemu starsze kobiety nie są psychicznie i fizycznie zdolne do macierzyństwa. Tutaj jednak znowu pojawia się problem – w końcu, np. w naszym społeczeństwie, to właśnie starsze kobiety często biorą na siebie trud wychowywania dzieci. Kobiety po menopauzie nie przestają pracować jako nianie lub przedszkolanki. Co więcej, wysyłamy dzieci do babci na weekend, czasem na całe wakacje – skoro to robimy, to chyba nie uważamy, że starsze kobiety nie nadają się do opieki nad dziećmi? Nikt też nie zaprzeczy, że między dziadkami a wnukami wytwarzają się silne więzi emocjonalne. Zgoda, ale przecież rola matki i rola babci jest inna. Starsze kobiety mają mniej siły, różnica pokoleniowa może być zbyt duża, aby umożliwić pełne wzajemne zrozumienie. Być może to prawda, ale tutaj pojawia się kolejny problem – czyli mężczyźni i ich nieograniczona wiekiem płodność. Skoro mężczyzna może się rozmnażać w każdym wieku – dlaczego kobiety miałyby tego nie robić? Czy starsze kobiety mniej się nadają do opieki nad dziećmi niż starsi mężczyźni?

Argument ten bywa także przywoływany w feministycznej debacie na temat późnego macierzyństwa. To, że kobiety nie mogą się rozmnażać powyżej pewnego wieku, a mężczyźni mogą, można uznać za po prostu niesprawiedliwe. Natura jest w wielu kwestiach niesprawiedliwa. Jedni rodzą się sprawni, zdrowi i nadzwyczaj zdolni, inni od urodzenia są chorzy, pozbawieni wielu możliwości i predyspozycji. Jako społeczeństwo podejmujemy wiele wysiłku, aby te naturalne nierówności niwelować. Staramy się umożliwić bardzo różniącym się od siebie ludziom równe szanse. Dostosowujemy przestrzeń publiczną do potrzeb osób poruszających się na wózkach inwalidzkich, prowadzimy zajęcia wyrównawcze dla uczniów, którym nauka sprawia trudności.

Biorąc pod uwagę rosnące możliwości współczesnej medycyny, musimy sobie zadać pytanie, czy wszystkie naturalne nierówności, które uznamy za niesprawiedliwe, powinniśmy wyrównywać?

Egoistyczne intencje?

Trzeci argument przeciwko macierzyństwu postmenopauzalnemu dotyczy motywacji samych kobiet oraz ich lekarzy. Lekarze, którzy decydują się na dokonanie takiego zabiegu, są oskarżani o to, że nie tylko narażają zdrowie pacjentki, ale jeszcze robią to z niskich pobudek: dla sławy (jeśli biorą udział w biciu rekordu późnego macierzyństwa) oraz dla pieniędzy. Sami lekarze bronią się z kolei brakiem podstaw prawnych do odmówienia starszej kobiecie skorzystania ze sztucznego zapłodnienia. Teoretycznie odmawiające wykonywania zabiegów kliniki mogłyby być oskarżane o dyskryminację pacjentek ze względu na ich wiek (o tym, czy młodzi ludzie mogą mieć większe prawo do usług medycznych niż starzy, czytaj TUTAJ).

Czy strach przed pozwem sądowym, chęć sławy i zysku to jedyne możliwe motywacje lekarzy dokonujących takich zabiegów? Obrońcy macierzyństwa postmenopauzalnego wskazują, że intencje lekarzy mogą być zupełnie inne – to szacunek dla autonomii i praw pacjentek czy chęć zaspokojenia potrzeb przyszłych matek powoduje, że lekarze realizują ich życzenia.

Biorąc pod uwagę rosnące możliwości współczesnej medycyny, musimy sobie zadać pytanie, czy wszystkie naturalne nierówności, które uznamy za niesprawiedliwe, powinniśmy wyrównywać. | Emilia Kaczmarek

A jak wreszcie ocenić postawy samych kobiet decydujących się na taki krok? Biorąc pod uwagę zagrożenia, jakie niesie ze sobą ciąża w bardzo późnym wieku, decyzję 70-letniej kobiety o zajściu w ciążę można uznać za nieodpowiedzialną. Taka kobieta bierze na siebie ryzyko urodzenia ciężko chorego dziecka i osierocenia go niedługo po urodzeniu. W skrajnych przypadkach (takich jak chęć pobicia rekordu) dziecko może być jedynie środkiem do zaistnienia w mediach.

Czy wykazanie egoistycznej motywacji części matek wystarczy, aby zakazać im rodzić dzieci? Nie, bo ludzie mają prawo do podejmowania samolubnych i nieodpowiedzialnych decyzji. Nie rozdajemy licencji na rodzicielstwo. Prawa rodzicielskie są ograniczane dopiero wtedy, kiedy udowodnimy komuś łamanie praw dziecka. Nie odbieramy ich „na zapas” nikomu – nawet osobom pozbawionym środków do życia, bezrobotnym, niewykształconym i uzależnionym od alkoholu.

Motywacje są czymś, do czego nie mamy dostępu, czymś, co trudno byłoby weryfikować. Co więcej, nawet najlepsze intencje nie przesądzają jeszcze o tym, jakie będą skutki naszych działań. Można chcieć mieć dziecko tylko po to, by uczynić je szczęśliwym – a potem być beznadziejnym rodzicem.

Czy zakaz jest dobrym rozwiązaniem?

Obrońcy prawa do bycia matką bez względu na wiek wydają się ślepi na poważne moralne kontrowersje, jakie wzbudza macierzyństwo starszych kobiet. Z kolei jego przeciwnicy dają się ponieść emocjom i wylewają na postmenopauzalne matki fale słownej pogardy i obrzydzenia, tak jakby było oczywiste, że kobiety te robią swoim dzieciom niewyobrażalną wręcz krzywdę.

W tej sprawie nie ma jednoznacznych rozwiązań. Limit wieku dla osób korzystających z usług klinik leczenia niepłodności mógłby zostać w Polsce wprowadzony choćby dlatego, że osoby starsze nie mogą adoptować dzieci. Skoro nie mogą adoptować dzieci – dlaczego mogą adoptować cudze zarodki? Gdyby jednak społeczeństwo opowiedziało się za ideą późnego rodzicielstwa – wtedy należałoby zmienić także procedury adopcyjne.

Przypis:

[1] Daniela Cutas „Postmenopausal motherhood: immoral, illegal? A case study”, [w:] „Bioethics”, Volume 21, Number 8, 2007, str. 458–463.