Kiedy tylko siądzie za sterem, pewnie szybko zmieni kurs – tego żąda przecież większość pasażerów – ale zanim łajba zaskoczy, minie sporo czasu.

Zresztą wynik zmiany kierunku też będzie niepewny. Fale dziś w Europie dość wzburzone i podróż coraz niebezpieczniejsza, prąd znosi wiele statków. Może się zatem okazać, że mimo wielkich chęci i zapału do pracy, nowy kapitan będzie tracił rezon. Nic nie pomoże mu wcześniejsza wymiana załogi, a nawet ukaranie poprzedniego kierownictwa. Morze bowiem ogromne, a map sztabowych nie ma – może nigdy ich nie było?

Statek zaś mały, mniejszy niż się wydawało. Trudno dopłynąć nim nawet od morza do morza. Ratunku znikąd zaś nie będzie widać, chyba nikt nie weźmie nas na hol, nie pociągnie – do tego trzeba byłoby przecież zrzec się części władzy, wejść w jakieś większe koalicje, a kapitan, zanim chwycił steru, obiecywał samodzielność! Obiecywał też przyspieszenie, wzrost płac i lepszą opiekę socjalną, ale wszystko to może się okazać… palcem po wodzie pisane.

Poza tym atmosfera na statku – widzieliśmy to już wcześniej – może szybko się zmieniać. Wysokie kary dla dawniejszej władzy z pewnością pobudzą marynarzy do wytężonej pracy, uspokoją też pasażerów, którzy zaczną wierzyć, że na pokładzie wreszcie zapanuje porządek, ale czy potem wszyscy nie przypomną sobie, że mieli przecież szukać „nowej ziemi”?

Ale nie straszmy, to ostatnio zrobiło się zbyt modne, na pewno gdzieś w końcu dopłyniemy. Byle tylko „nowa ziemia” nie okazała się… mielizną. Bo gdyby jednak tak się stało, znów będzie „jak zwykle” w tej nudnej historii – wszystkie ręce na pokład, a raczej za pokład, bo trzeba będzie statek kolejny raz pchnąć we właściwym kierunku. Stracimy przy tym mnóstwo czasu i zadamy sobie stare już pytanie, czy nowy kapitan, wcześniej tak buńczuczny i obiecujący „dobrą zmianę”, naprawdę wiedział, co mówi? Zobaczymy. Pamiętajmy jednak stare powiedzenie – Polak jakże często i przed szkodą, i po szkodzie – głupi.