Jeszcze w połowie lat 90. Polacy nie widzieli problemu w częstych wyprawach do kompleksu Auchan pod Piasecznem, czy też do podobnych tego typu tworów w innych polskich miastach. Z czasem zaczęliśmy odczuwać, że są one za daleko, że lepiej byłoby pójść do takiego supersklepu bliżej. I wtedy okazało się, że są one już blisko, tuż obok. Otwarciu kolejnych galerii handlowych w centrach miast towarzyszyły tłumy i… do tej pory z nich nie zniknęły, codziennie z chęcią zapełniając galeryjne przestrzenie. Śródmiejskie ulice jednak, niegdyś wypełnione ludźmi i sklepami, nagle opustoszały. Tę historię już znamy, pisano o niej nie raz, również w „Kulturze Liberalnej”.

Co doprowadziło do tego, że nasze ulice się wyludniły? Galerie handlowe stały się po prostu modne, a zapotrzebowanie na nie rosło z biegiem czasu. Jeszcze dwa lata temu analitycy rynkowi zachęcali do budowy nowych centrów handlowych, ze względu na wciąż niezaspokojony popyt. Zresztą, nie tylko analitycy rynkowi dostrzegają ich popularność. Nawet naukowcy uznają, że galerie stały się po prostu współczesną namiastką przestrzeni publicznej.

Obecnie samorządy robią bardzo dużo, żeby zachęcić mieszkańców do powrotu na ulice miast. Remontują place, instalują na nich darmowe punkty wi-fi, wprowadzają różne udogodnienia, które idą za światowymi trendami w tworzeniu przyjaznych przestrzeni miejskich. Niestety, galerie handlowe wprowadziły te wszystkie udogodnienia już dawno temu. To między innymi dlatego wciąż przyciągają nowych klientów, a popyt na nie niezmiennie wzrasta. Inwestorzy oczywiście widzą w tym szansę i chętnie wykorzystują tereny nieobjęte planami miejscowymi, żeby budować wielkopowierzchniowe kompleksy handlowe. Ale od 11 listopada tego roku będzie to trudniejsze.

Zmiany w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, wprowadzone przez Sejm jeszcze za kończącej się kadencji, bo 23 września, wprowadzają liczne zmiany w zapisach ustawy na temat lokalizowania obiektów handlowych o powierzchni ponad 2 tys. metrów kwadratowych. Od teraz budowa takich obiektów będzie możliwa tylko w sytuacji, gdy będzie ona uzasadniona i przewidziana przez studium oraz miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.

Co to zmienia? Dotychczas tego rodzaju obiekty powstawały wskutek decyzji o warunkach zabudowy, co stało się z czasem standardem w przypadku stawiania np. wieżowców. Liczba ta w obecnej chwili się zmniejsza, przynajmniej w samej Warszawie, jednak tempo pokrywania kolejnych fragmentów miasta planami miejscowymi nie przystaje do tempa inwestorów. Z jednej strony to oczywiście dobrze, że chcą budować w stolicy, jednak zabudowania nieuregulowane planami często negatywnie wpływają na ład przestrzenny miasta. Z galeriami handlowymi było dokładnie tak samo. Z tym, że ich oddziaływanie zwykle znacznie wykraczało poza najbliższe otoczenie.

Nie ulega wątpliwości, że obecne zmiany w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym są potrzebne. Zwiększą one kontrolę samorządów nad tym, gdzie będą powstawać nowe galerie handlowe, jednak nie należy liczyć, że wpłyną na stan aktualny. Nie spowodują bynajmniej, że znikną warszawskie Galeria Mokotów czy Złote Tarasy.

Przed nami jeszcze wiele pracy, żeby ożywić na powrót śródmieścia naszych miast. Aby ten cel osiągnąć, w ustawie o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym należy wprowadzić kolejne zmiany, w pierwszym rzędzie znowelizować przepisy, które wstrzymają możliwość zjawiska „rozlewania się miast” (urban sprawl).

Ostatni raport PwC o polskich metropoliach pokazał, jak mocno ubywa mieszkańców w centrach naszych miast i jak mocno nasiliła się w ostatnim czasie suburbanizacja. Jeszcze w starym parlamencie nowela została przyjęta przez rząd, jednak nie udało jej się przegłosować. To wciąż bardzo palący problem, jeden z fundamentalnych, któremu czoła będą musiały stawić w najbliższym czasie polskie miasta. Trudno jednak na razie przewidzieć, jaki stosunek do powyższych kwestii będzie miał najnowszy parlament. Cieszmy się zatem z dotychczasowych zmian, ale liczmy na więcej.