Samotna Ukraina i „tureccy banderowcy”
Ukraińcy znaleźli sobie niedawno nowego bohatera. Znaleźli w internecie zdjęcie tureckiego pilota, który strącił ostatnio w Syrii rosyjski samolot Su-24, dorysowali mu na hełmie napis „Bohaterom chwała!” i z wielkim zapałem dzielą się fotką w mediach społecznościowych. Do tego masowo uczą się, jak powiedzieć „Krym jest nasz” po turecku (przy okazji: Tatarzy krymscy zdobyli powszechne uznanie, gdy przejęli kontrolę nad liniami energetycznymi prowadzącymi na Krym).
Nieistotne, że za zestrzelenie rosyjskiego myśliwca odpowiedzialne jest raczej dowództwo wojskowe, które wydało rozkaz, nie zaś sam pilot. Nieważne, że raczej była to zemsta Erdoğana na Putinie za wsparcie Assada i próba odbudowy tureckich wpływów w regionie. Jednak wobec tego, że Unia Europejska tonie w morzu migrantów, a Francja we krwi własnych obywateli, Zachód coraz mniej interesuje się problemami skorumpowanej Ukrainy. Do tego Władimir Putin, który dla Ukraińców jest złem absolutnym, dzięki zaangażowaniu w Syrii, z persony na cenzurowanym na powrót stał się potencjalnym partnerem Zachodu.
W takiej sytuacji każdy przyjaciel jest w cenie. Ukraina i Turcja będą bronić Morza Czarnego; a Turcja zrywa współpracę z Rosją przy gazociągu South Stream – obie te wiadomości pojawiają się jednego dnia i to już wystarczy, by samotna Ukraina zaczęła nazywać Turków braćmi. Tym bardziej, że rosyjskie tuby propagandowe już zdążyły nazwać syryjskich bojowników „tureckimi banderowcami”. W końcu słowo „majdan” ma tureckie korzenie…
Samotny Poroszenko i „zagwizdana godność”
W pierwszą rocznicę Majdanu i rozstrzelania tzw. Niebiańskiej Sotni patos był mile widziany. Wtedy wielotysięczne tłumy słuchały cierpliwie płynącego z głośników głosu Petra Poroszenki. W ciągu roku liczba przemówień prezydenta pomnożyła się jednak w nieskończoność, a ich treść jest ciągle taka sama. Dość symbolicznie – ambitnie brzmiące hasło „Żyć po nowemu” z kampanii prezydenckiej z 2014 r., przed wyborami samorządowymi w roku 2015 zmieniło się w skromne „Zachować kraj”.
Sam Poroszenko zaczyna niebezpiecznie przypominać stylem innego prezydenta, Wiktora Juszczenkę – kłótnie w koalicji, dziwne pakty z opozycją, pozorne reformy. Obydwaj ustanowili także nowe święta – rocznicę pomarańczowej rewolucji Juszczenko ustanowił Dniem Wolności, a Poroszenko wspomnienie tragicznych wydarzeń z 2013 r. – Dniem Godności. Niestety już drugi Dzień Godności za swojej kadencji Poroszenko „uświetnił”, zamykając dla postronnych dostęp do ul. Instytuckiej, gdzie pod ochroną policjantów w samotności oddał hołd Niebiańskiej Sotni. Zakończył go – równie niefortunnie – zakłóconym przez protestujących koncertem na Majdanie. Juszczenko w jedną z rocznic pomarańczowej rewolucji został na Majdanie przynajmniej zagwizdany – Poroszenko w drugą „swoją” rocznicę nawet nie odważył się wyjść do ludzi.
Nie jest tak źle (przynajmniej nie wszystkim)
Najbardziej samotni są dzisiaj ci, którzy zostali ranni na Majdanie, uczestnicy „operacji antyterrorystycznej” (ATO) na wschodzie Ukrainy i rodziny zmarłych. Z okazji rocznicy prokuratura generalna wspaniałomyślnie zorganizowała szereg konferencji prasowych i ogłosiła m.in., że wyniku trwającego dwa lata śledztwa stwierdzono, że pacyfikacją Majdanu kierował były minister spraw wewnętrznych Witalij Zacharczenko na rozkaz ówczesnego prezydenta Wiktora Janukowycza. Takie oświadczenia prokuratury miałyby sens najpóźniej w marcu 2014 r.; w listopadzie 2015 r. są tylko gwoździem do trumny tych, którzy jeszcze wierzyli w sprawiedliwość.
Na pewno samotny nie czuje się niepokonany prokurator generalny Wiktor Szokin, który jest na przykład przez ambasadora Stanów Zjednoczonych na Ukrainie, Geoffrey’a Pyetta, oskarżany o wspieranie korupcji w swoim resorcie. To dla ratowania Szokina Poroszenko porwał się na samobójczy krok – wniósł do parlamentu projekt ustawy przedłużającej pełnomocnictwo prokuratora z 5 do 6 lat i pozbawiający parlament prawa do wyrażenia wotum nieufności.
Też nieźle czuje się pewnie Wasyl Paskal, wiceminister spraw wewnętrznych, który – mimo ciągłych protestów aktywistów – do tej pory skutecznie uchylał się przed lustracją (pracował także w czasach Janukowycza). To on był odpowiedzialny za pacyfikację studentów w pierwszych dniach Rewolucji Godności. Na nowe stanowisko powołano go akurat w rocznicę tych krwawych wydarzeń – istna wisienka na torcie.