Podczas czytania „Historyjek na raz” i ich ciągu dalszego „Nowych historyjek na raz” można się poczuć trochę tak, jak po wyjściu z kolejki w wesołym miasteczku. Bo życie ucznia szkoły podstawowej – trzeciej, czwartej, szóstej klasy, a już na pewno gimnazjalisty na rozruchu – to rollercoaster typu gigant. Megawielki tor, z trzema ogromnymi pętlami po drodze, jedna większa od drugiej. Cztery klasówki w tygodniu. Brokuły na obiad. Koszmarna wizyta u cioci Renaty. Jedynka z matematyki. „Nie mam pieniędzy na twoje fanaberie”. Układ oddechowo-krążeniowy kręgowców do wykucia na blachę. „Czy mógłbyś wreszcie zająć się bratem/posprzątać swój pokój/wyłączyć komputer?”. On znów na mnie nie spojrzał. Do, did, done. Kaśka obgadała mnie z Zuzą. Boli mnie głowa. Nehmen, nahm, hat genommen. Liryka, epika, dramat. Boli mnie głowa. Chemia nieorganiczna. Chemia organiczna. O co chodzi tej starszej pani z trzeciego piętra? Czy mama nie rozumie, że TAKICH butów NIE MOGĘ założyć?! Pierwszy rozbiór, drugi rozbiór, trzeci rozbiór. Rozbiór logiczny: części mowy, części zdania. Boże, to chyba pryszcz! Brokuły na obiad. „Nie, bo nie”. Boli mnie głowa. Boli mnie głowa.
Ponad 60 opowiadań łączy jedno – są sprawozdaniem ze stanu wyobraźni młodego człowieka, na szybko łączącego fikcję i wydarzenia życia codziennego. Tak po dziecięcemu, czasami bez większego ładu i składu, bez logiki. Ale dowcipnie. Albo wzruszająco. Albo złośliwie. Ostro. Z pieprzem. Autor zebrał w nich wiele z atmosfery wczesnego dojrzewania: problemy z rodzicami, szkołą, młodszym rodzeństwem i rówieśnikami, konwencjami społecznymi lub jej brakami. Młodzieńcza potrzeba ekspresji połączona z teatralną przesadą? Proszę bardzo. Chorobliwa nieśmiałość przemieszana ze skłonnością do obrażania się na wszystkich, za wszystko i na każdym kroku? Nie ma problemu. Niezgułowatość, która nas dorosłych doprowadza do szewskiej pasji, a jednocześnie rozczula? Zrozumiałe, bo choć minęło już tyle lat, dobrze pamiętamy, jak kiepsko wstawało się rano, by po raz setny rozlać zupę mleczną i z bólem uświadomić sobie, że z funkcjami trygonometrycznych nam nie po drodze.
A teraz wyobraźcie sobie, że siedzicie do góry nogami w tym rozpędzonym wagoniku szalonego rollercoastera. Pod pękającą czaszką – łup, łup, łup – ostatni przebój najświeższego idola o głosie przed zmianami mutacyjnymi. Palcami obu rąk obsługujecie dwa tablety. Kontrolujecie na bieżąco i jednocześnie wszystkie te facebooki i instagramy. Gracie na platformach. Produkujecie setki hashtagów. Ćwierkacie na Twitterze. Korzystacie z apek, w międzyczasie podgryzając ponad 300 kilokalorii buły spod znaku najsłynniejszego we wszechświecie złotego M i nawilżając się płynnym cukrem z bąbelkami. Pokój i spokój? Zapomnijcie. Skręcamy. Szybko, krótko, ostro. Wagonik osiągnął właśnie pierwszą prędkość kosmiczną.
Friot jako nauczyciel zapewne wykorzystał w opowiadaniach wiele konceptów swoich dawnych uczniów, których prace niejednokrotnie czytał w ramach obowiązków zawodowych. Trochę młodsi czytelnicy zaśmiewać się będą z historyjek jak z paplaniny zgrywusa ze starszej klasy. Starszym do gustu przypadnie pomysł przerabiania obiadu na pole regularnej bitwy kosmicznej czy opis wizyty u dentysty-sadysty. Najstarsi znajdą tu przekrój młodzieńczego umysłu przeładowanego informacjami poważnymi i niepoważnymi, o dużym znaczeniu i bez znaczenia. Wydawnictwo zachęca do lektury przede wszystkim ze względu na lapidarność tekstu – bo krótki i węzłowaty. Dedykuje je dzieciom z deficytem koncentracji, nieprzyswajającym złożonych narracji. Trochę w tym (marketingowej) racji, bo – pomijając skutki wirtualnego przedawkowania świata internetu, gdzie nic nie dzieje się powoli – młodzi ludzie mają skłonność do przedkładania szybkiego nad powolne. Dla mnie osobiście historyjki Friota bardziej odzwierciedlają charakter młodocianej latorośli. Z jej niespójnym działaniem, potrzebą uproszczeń, z szybko przemijającymi emocjami, huśtawką nastrojów, ekspresywną, obliczoną na szybki efekt komunikacją. Trochę jak w ilustracjach Adama Wójcickiego, stylizowanymi na pop-artowski komiks, w duchu zawadiackiej estetyki chłopięcej. Dużo w nich ruchu, dynamiki, wybuchów w tle, potworów, sapiących maszyn i szczerzących zęby mutantów. Zbliżeń na gałki oczne i karykaturalne paszcze. Przerysowań i żabich perspektyw.
Dobrze. Dosyć na teraz. Nie rozgadujmy się zbytnio, bo ktoś wepchnie się przed nami w kolejce do wagonika. Szybciej, szybciej. Zapiąć pasy. Odjeżdżamy. Przyjemnej jazdy! Przyjemnej lektury!
Książka:
Bernard Friot, „Historyjki na raz”, „Nowe historyjki na raz”, „Jeszcze raz historyjki na raz”, ilustr. Adam Wójcicki, przeł. Dorota Hartwich, Format, Wrocław 2015.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.