Polscy politycy nie mają szczęścia do zagranicznych wizyt. Ze zwyczajowo nudnych ciągów spotkań, rozmów i negocjacji polskie media wychwytują przeważnie niefortunne momenty i ośmieszające detale. Niewinne przymierzenie wełnianej czapki przez premiera Tuska i otrzymanie najwyższego odznaczenia peruwiańskiego „Słońce Peru” w kraju przyniosło mu jedynie falę drwin i szyderstw. Japońskim faux pas z krzesłem i szogunem prezydenta Komorowskiego mógł demokratycznie zawstydzić się każdy Polak. Również bliski ośmieszenia był prezydent Duda, ponieważ polskie programy informacyjne z lubością pokazywały, jak nieporadnie drepcze po śliskim jak szklanka Wielkim Murze. Bo po co pokazywać gadające głowy, konferencje prasowe i podpisywanie umów, jak można błysnąć kilkoma sekundami z tracącym równowagę prezydentem?

Żarty na bok – większość polskich mediów nie interesowała się zbytnio wizytą Dudy w Chinach. Czy słusznie? W tym momencie nie da się udzielić odpowiedzi na to pytanie, efekty spotkań (jeśli będą) zobaczymy dopiero za jakiś czas. Mimo to wielu dziennikarzy, opierając się na niezbyt wyczerpujących relacjach prasowych i oficjalnych komunikatach, obwieściło, że wizyta jest oszałamiającym sukcesem (w czym celowały media prawicowe), lub potraktowało ją jako kolejną, nic nie wnoszącą zagraniczną eskapadę głowy państwa (w czym celowały te lewicujące i raczej niechętne nowej władzy). Chlubnym wyjątkiem było jedynie Polskie Radio, które fachowo i na bieżąco informowało o przebiegu wizyty. W przeciwieństwie do polskich, chińskie media relacje z wizyty Dudy umieściły na czołówkach wiadomości i skupiły się na konkretnych informacjach, a nie na ślizgawce.

Wizyta sama w sobie sukcesem raczej nie była, przynajmniej sądząc po tych informacjach, które przedostały się do opinii publicznej. Prezydent pojawił się na Forum Gospodarczym w Suzhou, na którym spotykają się przedstawiciele 16 krajów Europy Środkowo-Wschodniej i Chin; potem poleciał do Pekinu, gdzie spotkał się z najważniejszymi decydentami ChRL. Przyjęto go z najwyższymi honorami, hymnami i salwami. Prezydent złożył niezwykle mocne deklaracje o chęci współpracy i roli Polski jako„ambasadora” relacji pomiędzy Chinami, Europą Środkowo-Wschodnią i Unią Europejską. Podpisano memoranda o porozumieniu między bankami BGK i największym bankiem świata ICBC oraz pomiędzy ICBC a Polską Agencją Informacji i Inwestycji Zagranicznych (PAIiIZ), umowę o współpracy w turystyce, a także porozumienie międzyrządowe o wspólnym wsparciu projektu „Jeden Pas i Jeden Szlak”, jak oficjalnie nazywa się Jedwabny Szlak 2.0.

Nie udało się przeforsować rzeczy dla nas najważniejszej, czyli zniesienia embarga na polską żywność, ani nie wiadomo, czy i kiedy to nastąpi. Chiny ani nie wybudują nam szybkich kolei, ani elektrowni atomowej (o przygotowywanych do podpisu umowach informowała w wycieku kontrolowanym chińska agencja informacyjna Xinhua). Nasze największe oczekiwania, choć chyba niepoparte szczegółowymi wyliczeniami, związane są ze współpracą w powstawaniu Nowego Jedwabnego Szlaku – linii kolejowych mających na nowo połączyć Azję z Europą. Z racji naszego położenia geograficznego liczymy na profity związane z rolą węzła komunikacyjnego i punktu przeładunkowego.

Nie da się ukryć, że Chiny od kilku lat obdarzają nas atencją i kontakty polityczne zdecydowanie się polepszyły, ale za tą polityczną odwilżą wciąż nie idzie ożywienie gospodarcze. 10:1 – tak wygląda nasz deficyt w wymianie handlowej z Chinami. Mimo starań wciąż sprzedajemy do Państwa Środka dziesięciokrotnie mniej niż od niego kupujemy. Czy przebiegająca w przyjacielskiej atmosferze wizyta prezydenta Dudy w końcu przełamie impas gospodarczy? Czas pokaże. Obawiam się jednak, że będzie tradycyjnie – czyli nie będziemy umieli, a może nie będziemy w stanie wykorzystać chińskiej sympatii. Nie zapominajmy również, że nie jest ona bezinteresowna…

I przyznam, że zafrapowała mnie sprzeczność w zachowaniach naszego prezydenta. Dlaczego na wizytę do kraju komunistycznego (z nazwy, konstytucji i oficjalnej retoryki) wybrał akurat koszulkę firmy Red is Bad, produkującą tzw. odzież patriotyczną, a na miejscu składał niespotykane do tej pory w relacjach polsko-chińskich gorące deklaracje przyjaźni i chęci współpracy? To w końcu „red is bad” czy nie? A może czerwone jest złe tylko w Polsce, a poza granicami różnice ideologiczno-moralne tracą znaczenie i liczą się tylko i wyłącznie pieniądze?

Byłby to dowód na brak ideologicznego zacietrzewienia prezydenta, a zatem cechę dla polityka korzystną. Choć jako były członek partii Prawo i Sprawiedliwość i zadeklarowany kontynuator myśli śp. prezydenta Kaczyńskiego powinien chyba zgadzać się z programem PiS-u, w którym na stronie 150. widnieje deklaracja: „Choć uważana za domenę czystego realizmu, polityka zagraniczna, naszym zdaniem, nie może też abstrahować od wymiaru aksjologicznego. Najtrafniej określił go śp. Prezydent: w polityce międzynarodowej – trzeba «wybrać wolność i obronić prawdę»”.

Nie rozumiem także zachwytów prawicowych mediów. Czy to dobrze, że nasz otwarcie demonstrujący religijność prezydent chce przyjaźnić się z krajem, gdzie prześladuje się katolików i burzy kościoły? Pozostaje także kwestia praw człowieka, które w Chinach od kilku lat łamane są z niespotykaną energią i gorliwością – choć wiem, że przypominanie tego publicznie coraz częściej kończy się otrzymaniem łatki naiwniaka i frajera, który nie rozumie współczesnego świata. Ale jeszcze całkiem niedawno także pan prezydent energicznie występował przeciwko krajom, w których rząd łamie prawa swoich obywateli. W październiku ubiegłego roku w Parlamencie Europejskim podpisał się pod wspólnym projektem rezolucji w sprawie praw człowieka w Uzbekistanie, w którym m.in. nawołuje się do zacieśnienia współpracy polityczno-gospodarczej, ale także zwraca się uwagę, „że podstawą tych stosunków musi być wzajemne przestrzeganie zasad demokracji, praworządności i praw człowieka”.