Szanowni Państwo,
„Polska zrobiła krok w kierunku «demokracji fasadowej», istnego «putinizmu-łukaszenkizmu»”. „Gdyby George Orwell zmartwychwstał w […] Polsce, czego mu nie życzę, ujrzałby twórczy plagiat «Roku 1984»”. „Stawką w wyborach jest to, czy wybierzemy liberalną demokrację, czy autorytaryzm”. „Wybory są o tym, czy w Polsce uchowa się demokracja, czy nie”. To nie wyciąg z forów internetowych, lecz kilka przykładów sformułowań, których w ciągu ostatnich 12 miesięcy używano dla określenia stanu polskiej demokracji w mediach głównego nurtu.
Co ciekawe, używali ich komentatorzy stojący po przeciwnych stronach rzekomo podzielonej rowem mariańskim polskiej debaty publicznej [więcej – patrz Słowniczek radykalizmów Obserwatorium Debaty Publicznej].
Pierwsze dwa cytaty pochodzą jeszcze z czasów rządów PO i znalazły się na łamach czasopism prawicowych. Pozostałe dwa wydrukowano na krótko przed wygraną PiS w jesiennych wyborach parlamentarnych w czasopismach centrowo-lewicowych. A zatem: albo mamy do czynienia z długotrwałym fatalnym funkcjonowaniem (nawet niefunkcjonowaniem) demokracji, albo polską debatę publiczną cechuje tendencja do potęgowania wyolbrzymień.
Polska demokracja jest młodziutka – ma zaledwie 25 lat. A w światowych rankingach – np. w słynnym Democracy Index, przygotowanym przez „The Economist” – wypada wcale nie najgorzej, bo znajduje się na 40. miejscu. Może zatem mamy do czynienia z innym zjawiskiem – radykalizacją języka debaty publicznej. A dodajmy, że nie jest to zjawisko nowe. Już w latach 90. przestrzegano choćby przed Lechem Wałęsą jako potencjalnym twórcą rodzimego autorytaryzmu. Można zaryzykować twierdzenie, że polscy publicyści szalenie obawiają się przemocy – ostrzegają zatem przed nią, nawet gdy w rzeczywistości (szczęśliwie) nic nikomu się nie stało. Obrazowo sformułował to w „Kulturze Liberalnej” Jarosław Flis, mówiąc o „politycznej kulturze wrestlingu”: „wszyscy strasznie głośno krzyczą, w każdej chwili wydaje się, że mamy do czynienia ze śmiertelną walką dobra ze złem, a tak naprawdę nikt sobie specjalnie krzywdy nie robi”.
Jednak w tym roku, częściowo w następstwie dwóch kampanii wyborczych, które z uwagą śledziliśmy w Obserwatorium Debaty Publicznej „Kultury Liberalnej”, ostry i radykalny język rozmowy o sprawach wspólnych jedynie się w Polsce ugruntował. W jaki sposób przebiegał ten proces?
W niniejszym numerze Karolina Wigura z „Kultury Liberalnej” rozmawia o tym z samymi zainteresowanymi: Piotrem Gursztynem z „Do Rzeczy”, Rafałem Kalukinem z „Newsweeka” i Bogumiłem Łozińskim z „Gościa Niedzielnego”.
Rozmowa ukazuje, że – mimo rozmaitych realnych różnic w poglądach oraz konfliktów wytwarzanych tylko na potrzeby mass mediów – niemało tematów dzielących różne obozy można wyrazić w terminach demokratycznej polityki, nie zaś językiem, który moralnie stygmatyzuje wroga. Jak bardzo jest to realne, pokazuje publikowana w tym numerze dyskusja. Dlaczego podobne rozmowy miałyby być wyjątkiem, a nie normą?
Czytaj także ostatni raport Obserwatorium Debaty Publicznej, poświęcony językowi mediów w kampanii wyborczej, pt. „Polityka jako sztuka kolonizacji”.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Anna Olmińska, Hubert Czyżewski, Norbert Frątczak, Jan Olejnik, Tomasz Sawczuk.
Ilustracje: Adela Kaczmarek [1], Łukasz Pawłowski [2].