5 grudnia minęło 40 lat od przekazania Dworca Centralnego do użytku. Jest jednym – m.in. obok Pałacu Kultury – z najbardziej kontrowersyjnych budynków w Warszawie, a jego żywot kilka razy wisiał na włosku. Ostatni raz przed kilku laty, kiedy przygotowywano się do organizacji Euro 2012. Centralny był jednym z pierwszych obiektów, które postanowiono zmodernizować, choć początkowo wskazywano, że bardziej opłacalne byłoby jego zburzenie. W uratowaniu budynku pomógł jednak… kryzys 2008 r., który zmusił PKP do ograniczenia budżetu i dokonania dość powierzchownego remontu, który jednak odmienił oblicze Dworca.
Był to również swoisty przełom, ponieważ wnętrza Centralnego, dotychczas kojarzone z zapachem nadpalonego tłuszczu oraz brudem (uderzającym zwłaszcza dla osób wchodzących na Dworzec od strony nowoczesnych Złotych Tarasów), zostały gruntownie wyczyszczone i odświeżone. Wyrzucono też tanią gastronomię i wprowadzono na jej miejsce sieciowe usługi, z drogimi kawiarniami na czele. Jednym z symboli przemian stała się… toaleta, do której prowadzą specjalne, nowoczesne bramki, przy których trzeba dokonać opłaty.
Mimo pewnych kontrowersji, jakie wzbudziła ta transformacja, okazała się ona dość łagodna, ponieważ nie naruszała dotychczasowej bryły Dworca. Prawdziwa interwencja miała jednak nadejść dopiero kilka lat później, właśnie z okazji 40. rocznicy powstania budynku. W hali głównej zaczęto budować nowoczesną antresolę, łączącą dwa końce hali, oświetloną dwoma latarniami. W projekcie tym widać łatanie pewnych niedoróbek z dawnych lat, ale również nieco inną logikę niż ta, która towarzyszyła powstaniu tego miejsca. Dworzec budowano w czasach, gdy do komercyjnego wykorzystania przestrzeni nie przykładano specjalnej wagi. Z czasem jednak dwie antresole zapragnięto połączyć, a nieużywana przestrzeń hali głównej zaczęła wydawać się podejrzanie pusta.
Mimo tych – zrozumiałych skądinąd – powodów stworzenia czegoś w rodzaju łącznika między jedną częścią hali a drugą, wydaje się, że ostatecznie zwyciężyła najgorsza (bo być może najtańsza) koncepcja. Pseudoponowoczesny projekt, utrzymany w estetyce zupełnie nieprzystającej do wnętrza hali, wprowadził do niej chaos i oszpecił. Dobrym symbolem jakości rozwiązań proponowanych przez tę interwencję stała się niechlujnie wykonana wizualizacja, która przez miesiące reklamowała przyszłą „inwestycję” przy kasach biletowych. Projektant najwyraźniej bardzo się spieszył, bo nie zauważył, że robi projekt we wnętrzu budynku i przez przypadek wkleił do niego…. samochód. W zabiegu upiększenia ikony warszawskiej architektury wygrały półśrodki oraz niechlujność.
Szkoda pięknej przestrzeni hali głównej, która potrafiła wprawić w osłupienie przybysza z innego miasta, ale najgorsze w całej realizacji jest to, że wpisuje się ona w tendencję do maksymalnego skomercjalizowania przestrzeni polskich dworców. Ta choroba zaczęła toczyć je już dobre kilka lat temu, gdy PKP hurtowo stawiało przy dworcach w większych miastach galerie handlowe. Miało to swoje lepsze realizacje (Galeria Krakowska), jak i gorsze (Poznań City Center), ale w każdym przypadku to zbliżenie spowodowało, że same dworce upodobniły się do galerii handlowych, które przecież nie rządzą się tą samą logiką, co przestrzenie publiczne. Nawet jeśli nie wszystkim polskim dworcom ten mariaż z galeriami wyjdzie na złe, jak to się stało w przypadku Dworca Centralnego, to jego najnowsza historia stała się podręcznikowym przykładem tego, jak nie ratować architektury, której przydałaby się pomoc.