Konflikty, które trwały, nie zostały wcale wygaszone. Sytuacja geopolityczna pogarsza się, a nacierające na Europę z różnych stron problemy zdają się potwierdzać, że kryzys bezpieczeństwa na Wschodzie jest tylko elementem większej całości.
Ukraina w każdej chwili może wybuchnąć
Porozumienia mińskie w sprawie Ukrainy są fikcją, która całkiem udanie przypomina rzeczywistość. Strzały na obszarze wschodniej Ukrainy ucichły i jeśli się odzywają, to tylko sporadycznie, ale konflikt może w każdej chwili rozgorzeć na nowo. Niepotrzebny jest żaden rozkaz – wystarczy drobna prowokacja militarna, a te zdarzają się również przypadkowo. Ostatnie wydarzenia na granicy obwodu chersońskiego z okupowanym Krymem dowodzą tego, że żadne porozumienia zawierane przez światowych przywódców nie mają wielkiego znaczenia. Równie martwe jest przekonanie o możności oddziaływania międzynarodowej społeczności na okupowane części Donbasu.
Jednocześnie sytuacja wewnętrzna na Ukrainie nie zmienia się na lepsze – również w rejonach nieobjętych konfliktem bezpośrednio. Brak entuzjazmu społecznego, pogłębiający się kryzys zaufania do państwa, walki partyjne, brak sukcesów w reformowaniu systemu prawnego i w zwalczaniu korupcji, bezustanne zagrożenie katastrofą w gospodarce. To wyliczenie można właściwie mnożyć w nieskończoność. Być może jednak wkrótce Ukraina będzie mogła pochwalić się jednym skromnym sukcesem – przyznaniem Ukraińcom prawa do bezwizowych podróży do UE. Ale to mało, bardzo mało. Zagrożenie „trzecim majdanem”, w roku 2016, jest realne.
Udawana siła Putina
Putin pręży muskuły w Syrii, jednak konflikt z Turcją po zestrzeleniu przez tureckich pilotów rosyjskiego samolotu, przywrócił rosyjskiej potędze właściwe proporcje. Rosyjski prezydent toczy z Turcją propagandową wojnę, ale nie jest zdolny do niczego więcej. Turcja z kolei wzmocniła swoja pozycję i okazała się dla Unii Europejskiej partnerem znacznie ważniejszym niż Rosja. Nie udało się też doprowadzić do stworzenia formalnej koalicji przeciwko ISIS. Przed Moskwą ugiął się właściwie tylko (spośród przywódców znaczących) François Hollande – co wydaje się w świetle ostatnich wydarzeń zrozumiałe. Nawet propozycje Hollande’a nie przekroczyły jednak niebezpiecznej granicy – rezygnacji z europejskich wartości na rzecz wątpliwego wsparcia w wojnie z fundamentalizmem.
Rosja może więc liczyć tylko na zniesienie sankcji. To jest możliwe, ale ciągle niepewne – zwłaszcza ze Stany Zjednoczone w swoim roku wyborczym będą raczej niełatwym przeciwnikiem. W Europie sytuacja jest już jednak inna – pogrążony w kryzysie kontynent może wpaść w kolejny paroksyzm niemocy, który wzmocni jej chęć do kompromisu.
Starania Andrzeja Dudy
Jak na razie wielkich sukcesów nie odniósł też na Wschodzie prezydent Andrzej Duda. Ale nie krytykujmy przesadnie polskiego prezydenta. Nowa ekipa w Pałacu Namiestnikowskim wniosła do polskiej polityki wschodniej nową jakość – szczyt wschodniej flanki NATO w Bukareszcie, wizyty w Estonii i na Ukrainie, podjęcie kwestii prawa międzynarodowego i praw człowieka. Mimo wielu lęków, Andrzej Duda idzie w ślady Lecha Kaczyńskiego. Jak bardzo jednak zaszkodzi tym działaniom kryzys polityczny w Polsce, rozdmuchiwany również przez rosyjskie środki masowego przekazu? Tego jeszcze nie wiemy. Szczyt NATO w Warszawie już niedługo.
Niemiecki zwrot
Nieco przedwcześnie odtrąbiono (zwłaszcza w Polsce) wielką zmianę niemieckiego myślenia o polityce wschodniej, która miała nastąpić w roku 2014. Rok 2015 to podpisanie kolejnego kontraktu gazowego z Rosją (znanego w naszym kraju pod wdzięczną nazwą kolejnego gazociągu: „Nord Stream 2”), prorosyjskie wypowiedzi czołówki niemieckich polityków, coraz większe polityczne osamotnienie Angeli Merkel, kryzys w stosunkach Niemiec z krajami Europy Środkowo-Wschodniej. Niemcy, uznane w upływającym roku przez Baracka Obamę za lidera Europy, są na rozdrożu nie tylko w sprawie uchodźców. Muszą również zdecydować się na realizację jednego z dwóch wariantów wobec Rosji – skrajnie egoistycznej polityki opartej na interesach narodowych lub odpowiedzialnej polityki szanującej interesy europejskie.
Problemów jest oczywiście o wiele więcej. Niestety, przez najbliższe dwanaście miesięcy, wcale nie będzie ich mniej.