Książka Sennetta ma już ponad 20 lat. Zdołała na dobre zakorzenić się w uniwersyteckich syllabusach. Mimo to „Ciało i kamień” wciąż budzi kontrowersje w świecie nauki, a ostatnio bywa przywoływane w nowym kontekście – namysłu nad ideą multikulturalizmu w europejskich aglomeracjach, któremu przeciwstawiona zostaje apokaliptyczna wizja „inwazji barbarzyńców” z Afryki i Azji, zalewających „twierdzę Europę”. Dyskusja ta – abstrahując od jej polityczno-ideologicznego uwikłania – inspiruje do nowego odczytania Sennetta. A łatwiej to uczynić dzięki Wydawnictwu Aletheia, które zdecydowało się na wznowienie trudno dostępnej nad Wisłą, a coraz częściej cytowanej książki [1].
„Ciało i kamień” zostało opublikowane w 1994 r. Amerykanin nie krył wówczas motywacji, która popchnęła go do napisania książki. Była nią konsternacja, którą odczuł, obserwując zubożenie zmysłowych doznań mieszkańców miast. Przestrzeń – sugerował Sennett – na naszych oczach staje się jedynie funkcją ruchu. Odrywa się od miejsc, niosących określone znaczenia społeczne i ważne kody kulturowe. Doświadczenie nudy i monotonii, jałowości miejskiego otoczenia – a pisał to, nie znając uroków architektury gierkowskiej – były jednak bardziej gorzką impresją estetyczną niż postulatem etycznym, a więc zachętą do zaangażowania się w proces zmian. W stwierdzeniach takich jak: „geografię miasta kształtowała moralność” (passus z rozdziału o funkcjonowaniu gmin chrześcijańskich w średniowiecznym Paryżu) brak bezpośrednich apeli do sumień współczesnych Europejczyków. Jest tylko krytyczna diagnoza – przyznać jednak trzeba, że sformułowana z ogromnym smakiem i erudycją.
Anatomia miasta
„Ciało i kamień” – w zestawieniu z pozostałymi trzema pozycjami z Sennettowskiej tetralogii o mieście: „Upadkiem człowieka publicznego” oraz nieprzetłumaczonymi na język polski „The Uses of Disorder” i „The Conscience of the Eye” – zachwyca swobodą łączenia tropów prowadzących w stronę różnych epok, poziomem analizy, a także bogactwem ilustracji (głównie planów miast i fotografii dzieł sztuki). Jest to wnikliwe, interdyscyplinarne studium z dziejów miasta jako idei, której materializacja jest ściśle powiązana z percepcją ciała ludzkiego.
Praca składa się z trzech zasadniczych części. Krótki początek zawiera swoiste homagium dla Michela Foucaulta – przyjaciela Sennetta. Duża część książki obejmuje chronologiczne przedstawienie przemian podejścia do przestrzeni w sześciu ośrodkach miejskich: Atenach, Rzymie, Paryżu, Wenecji, Londynie i Nowym Jorku.
Socjolog pisze o momentach szczególnych: wybuchach wojen i rewolucji (np. konflikt Aten i Sparty), odkryciach medycznych (np. układu krążenia, które znalazło odzwierciedlenie w planowaniu sieci ulic miejskich) czy publikacjach głośnych książek (prace Adama Smitha). Wykład kończy nawiązanie do idei wielokulturowości w miastach – kwestii ściśle powiązanej przez Sennetta ze skalą migracji i dylematami akulturacji „Obcych”.
Grzechy europocentryzmu
Słów kilka o dokonanym przez Amerykanina wyborze ośrodków miejskich. Niewątpliwie jest on spójny i uzasadniony przez autora, powołującego się na opracowania historyczne (źródeł, jak to bywa z socjologami, Sennett unika jak ognia). Po publikacji pojawiły się oczywiście głosy malkontentów, którzy stwierdzili, że badacz zapomniał a to o Amsterdamie, a to o Florencji. Zgoda, katalog miast europejskich można byłoby zapewne zmodyfikować. Przykładowo, Paryż pojawia się w „Kamieniu i ciele” zbyt często – poczynając od wątków związanych ze średniowieczem, przechodząc przez temat Wielkiej Rewolucji, a kończąc na XIX w. Cóż, Amerykanin – zapewne pod wpływem Foucaulta – wolał pisać o stolicy Francji niż o Radomiu. To jednak drobiazg.
Znacznie bardziej szkoda, że Sennett swoją analizę zawęża do cywilizacji greckorzymskiej i judeochrześcijańskiej. Zamyka się tym samym w perspektywie europocentrycznej, nie próbując nawet choć dyskretnie przekroczyć kręgu „cywilizacji białego człowieka”. Gdy pod koniec książki pisze o tolerancji dla wielokulturowości, ma się wrażenie, że socjolog pojmuje znaczenie tego słowa na modłę myślicieli renesansowych, a nie humanistów z późniejszych epok. Otóż na początku ery nowożytnej poprzez tolerancję rozumiano „znoszenie” czyjejś obecności i poglądów. Dopiero od czasów oświecenia tolerancja stała się synonimem akceptacji.
Geografia szacunku
Jakiej tolerancji uczy nas zatem Sennett? Na odpowiedź na to pytanie natknąć się można podczas lektury fragmentów książki poświęconych „geografii represji”: tworzeniu getta w Wenecji blisko pół tysiąca lat temu oraz zamykaniu się współczesnych mieszkańców miast w strzeżonych osiedlach (na ten temat Sennett pisze więcej w innych swoich pracach, tutaj jedynie sygnalizuje problem). Socjolog stwierdza, że w obu przypadkach o działaniach aktorów społecznych decydowały chęć wyzwolenia ciała od oporu, lęk przed dotykiem i byciem widocznym oraz potrzeba bezpieczeństwa i ucieczka przed skutkami różnie postrzeganego kryzysu. „Geografia tożsamości – pisze Sennett – oznacza, że ktoś obcy, ktoś z zewnątrz zawsze wydaje się nierealny – jak Ikar, kiedy zginął niezauważony, nieopłakiwany”.
Socjolog ma w tym miejscu rację. Jednak jeśli powyższe przemyślenia – zestawione z często powtarzaną przez Sennetta tezą, że cywilizację od zarania prowokowało ciało cierpiące – zastosuje się do analizy tzw. kryzysu imigracyjnego, to wnioski z takiego rozumowania mogą okazać się zaskakujące. Czy badacz rację ma, gdy sugeruje, że w tożsamość europejską wpisana jest walka z językiem dominacji za pomocą uświęconego obrazu ciała, w którym zmaga się ono ze sobą, będąc zarazem źródłem cierpienia i niedoli? Oglądając zdjęcia wycieńczonych uchodźców, którzy koczują u granic Unii, można odnieść nieco inne wrażenie.
Wydarzenia z ostatnich miesięcy dobitnie wskazują, że – posłużmy się peryfrazą z pracy Sennetta – „wygnańcy z rajskiego ogrodu” przestali już znajdować schronienie w mieście. Wróciły stare rytuały, mythos przesłonił logos. Wzajemne relacje między tymi dwoma pojęciami Sennett scharakteryzował w rozdziale o konstrukcji przestrzeni w Atenach doby Klejstenesa. Warto je znać, gdy pochylamy się nad sposobami zagospodarowywania emocji na współczesnej, brukselsko-berlińskiej agorze.
Logos – według Sennetta – gromadzi sprawdzalne fakty, mythos z kolei opowiada historię. Wokół logosu kształtowały się instytucje demokracji. Mythos oznaczał zaufanie do samych słów i rytualnych gestów. Ateńska kultura, pisze amerykański socjolog, tworzyła równoległe kontrasty, m.in. obejmujące relację między ciałem władczym, które często traciło panowanie nad siłą własnych słów i ciałami uciśnionych, zjednoczonymi rytuałem, nawet jeśli więzi owej nie dało się racjonalnie wytłumaczyć. Pierwsze ciało podporządkowane było logosowi, pozostałe – mythosowi.
W obliczu kryzysu migracyjnego warto pamiętać o zakorzenieniu obu tych pojęć w tradycji europejskiej. „Geografia szybkości i poszukiwanie wygody”, zamykanie się w miastach i wpuszczanie do nich jedynie podobnych nam osób do niczego nie prowadzi. Bycie mieszczaninem – przynajmniej od czasów średniowiecznych, jak odnotowuje Sennett – oznacza bycie kosmopolitą, a zatem człowiekiem otwartym, dla którego altruizm stanowi życiową konieczność. Kosmopolita funkcjonuje w miejscu, a nie w przestrzeni – „miejsce nie jest azylem, lecz scenerią, w której człowiek ożywa, w której odsłania, akceptuje, wyszukuje dysonanse w sobie i w innych”.
Przypisy:
[1] Pierwsze polskie wydanie książki miało miejsce stosunkowo szybko, bo w 1996 r. – czyli dwa lata po amerykańskiej premierze. Niestety, wznowienie ważnej pracy Sennetta w 2015 r. nie obyło się bez wyraźnych uchybień redakcyjnych. Przykładowo – nie zaktualizowano listy polskich przekładów klasycznych prac, przywoływanych przez badacza, które ukazały się w XXI w. – choćby „Czystości i zmazy” Mary Douglas (polskie wydanie – 2007), „Homoseksualizmu greckiego” Kennetha Dovera (2004), czy „Dwóch ciał króla” Ernsta Kantorowicza (2007).
Książka:
Richard Sennett, „Ciało i kamień. Człowiek i miasto w cywilizacji Zachodu”, przeł. Magdalena Konikowska, Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2015.