„Dzieci muszą cierpieć, gdy mężczyźni idą na wojnę”. Ten cytat z wywiadu „Super Expressu” z redaktorem Jackiem Żakowskim stał się przyczynkiem do ożywionej dyskusji publicznej wokół problemu niepłacenia alimentów, która tak naprawdę przerodziła się w dywagacje na temat tego, czy lider społeczny musi być nieskazitelny moralnie, aby bronić demokracji. Nie naszą rolą jest orzekać, kto jest lub nie jest uprawniony do stawania w obronie demokratycznych wartości. Ale z pewnością możemy już stwierdzić, że każde dziecko ma prawo do utrzymania i opieki ze strony swoich rodziców.

Na przełomie 2014 i 2015 r. Obserwatorium Równości Płci Instytutu Spraw Publicznych przeprowadziło pierwsze w Polsce kompleksowe badania na temat zjawiska przemocy ekonomicznej [1], które pokazały, że w sferze deklaracji Polki i Polacy są zdecydowanie przeciwni niepłaceniu alimentów. Aż trzech na czterech respondentów uważało, że „zasądzone alimenty zawsze powinny być płacone, niezależnie od sytuacji” [2].  

Mimo tego powszechnego potępienia dla niezapewniania dziecku środków na utrzymanie, aż 1/5 badanych zna kogoś, kto doświadczył tego problemu. Krajowa Rada Komornicza szacuje, że milion dzieci w Polsce czeka na niewypłacone alimenty. Niepłacenie zasądzonych alimentów jest zatem powszechnym procederem, ale jednocześnie jest przecież przestępstwem. Jak to możliwe? Widocznie istnieje rozbieżność pomiędzy deklarowanymi wartościami a praktyką społeczną. Co innego odpowiedź w sondażu, a co innego solidarność z kolegą, pracownikiem albo członkiem rodziny, który nie łoży na utrzymanie swoich dzieci.

Argumenty wspierające taką postawę w naszej kulturze zawsze się znajdą, o czym najlepiej świadczy cytowany już wywiad. „Poważna jest sprawa zaległych alimentów, a to już kwestia systemowa. Polska ma z tym problem. System nie uwzględnia elastyczności zmian na rynku pracy. Tego, że duża część Polaków ma pewne dochody, ale może je stracić”. Tym samym, Jacek Żakowski kwestie niealimentacji prezentuje z perspektywy ojca, którego czasem stać na płacenie na swoje dzieci, a czasem nie. Brak tu zupełnie perspektywy dzieci, których potrzeby są przecież stałe i nie ustaną z powodu „zmiennej” sytuacji ojca. Brakuje też perspektywy matki, której sytuacja na rynku pracy jest, statystycznie rzecz biorąc, bardziej niepewna, a nie stanowi przecież żadnej wymówki dla kobiet samotnie utrzymujących dzieci.

Niestety kobiety te mogą liczyć prawie wyłącznie na siebie. Państwo nie zapewnia efektywnego mechanizmu ściągania długów alimentacyjnych – skuteczność działań administracji wobec dłużników alimentacyjnych wynosi 8 proc., a egzekucji komorniczej około 20 proc. Nie przeciwdziała również trwaniu kultury przyzwolenia na ekonomiczne porzucanie swoich dzieci, czego najlepszym przykładem są wypowiedzi osób publicznych wynajdujących nowe wymówki dla alimenciarzy.

Potrzebna jest nam zatem zmiana na dwóch poziomach: zapewnienia lepszej pomocy osobom, które nie otrzymują alimentów, oraz zwalczania kultury pobłażliwości wobec uchylających się alimenciarzy. W pierwszej sferze można zacząć od dwóch prostych ruchów. Po pierwsze, podniesienie progu dochodowego dla osób uprawnionych do korzystania z Funduszu Alimentacyjnego. Dziś próg ten wynosi 725 zł na osobę w rodzinie, czyli mniej niż płaca minimalna. Samotna matka z jednym dzieckiem, zarabiająca 1500 zł jest już „zbyt bogata”. Po drugie, maksymalna kwota wypłacana obecnie przez Fundusz Alimentacyjny to 500 zł – tę barierę można zlikwidować. 

Niezbędne są też działania promujące płacenie alimentów: kampanie społeczne skierowane do pracodawców, informujące o tym, że ukrywanie zarobków swoich pracowników jest niezgodne z prawem, ale też nieetyczne; uświadamianie ojców, że fakt odejścia od matki nie oznacza automatycznie porzucenia dziecka – można być dobrym ojcem, nawet jeśli się z matką i dzieckiem nie mieszka na co dzień; zrywanie ze stereotypem, że alimenty, to pieniądze na matkę dziecka i jej zachcianki, a ich niepłacenie jest formą odegrania się za to, że to ona zyskała opiekę nad dzieckiem po rozstaniu. 

To tylko niektóre działania, które państwo powinno podjąć w związku z problemem niskiej ściągalności długów alimentacyjnych w Polsce. Ale jest to też obowiązek każdego z nas. Gdy usłyszymy, że komuś udało się znowu obejść prawo, ukryć wynagrodzenie i oszukać komornika, powinniśmy zareagować. Bo ostatecznie z powodu niepłaconych alimentów zwykle najbardziej cierpi dziecko.

Przypisy:

[1] A. Chełstowska, M. Druciarek, A. Niżyńska, „Przemoc ekonomiczna w związkach”, Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2015.
[2] Badanie przeprowadzone przez TNS Polska dla Instytutu Spraw Publicznych na reprezentatywnej próbie ogólnopolskiej w dniach 21–29 listopada 2014 r.