Odpowiedź na każde z tych pytań jest inna. Ja zdecydowanie akceptuję fakt przeznaczenia większej niż dotąd części dochodów państwa na cele socjalne. „Cele socjalne” to zresztą pojemna kategoria. Mieści się tu przecież i typ takich wydatków, które są inwestowaniem w przyszłość – np. w postaci finansowania zajęć dla dzieci w przedszkolach – lub stały w ostatnich latach rozwój bibliotek, jako ośrodków, które często mają kulturotwórcze zadania. Do tej kategorii należy również wsparcie udzielane osobom wykluczonym oraz znajdującym się w trudnej sytuacji finansowej i bytowej. To organizowanie zarówno domów dla ofiar przemocy, jak i domów, w których czas spędzać mogą osoby starsze. Potrzeby są więc w tej niespójnej grupie wydatków bardzo duże i powinniśmy przeznaczać na ich zaspokajanie dużą, zapewne jeszcze większą niż obecnie część budżetu.
Pomysły rządu w tej dziedzinie trudno jednak oceniać pozytywnie. Zestawiając ze sobą różne propozycje, można odnieść wrażenie, że partii rządzącej z tajemniczych powodów zależy na dezaktywizacji zawodowej dużych grup Polek i Polaków, a zwłaszcza Polek. Jak zwykle w przypadku podwyższania „dodatków na dziecko” rządzący liczą na to, że więcej kobiet pozostanie w domu i wypadnie z rynku pracy. Stoi za tym taki stary, konserwatywny sposób patrzenia na społeczeństwo i role płciowe.
Zestawiając ze sobą różne propozycje, można odnieść wrażenie, że partii rządzącej z tajemniczych powodów zależy na dezaktywizacji zawodowej dużych grup Polek i Polaków, a zwłaszcza Polek. | Małgorzata Fuszara
Obniżenie wieku emerytalnego będzie miało ten sam dezaktywizujący zawodowo skutek i odwróci już zauważalny trend, gdy po wprowadzeniu podwyższonego wieku emerytalnego wzrósł odsetek osób, zwłaszcza kobiet, pracujących zawodowo po 50. roku życia. W rezultacie będziemy więc świadkami spadku liczby aktywnych zawodowo kobiet, zwiększenia różnic w zarobkach na ich niekorzyść, a w dalszej perspektywie jeszcze niższych emerytur i mniejszych szans znalezienia odpowiedzi na pytanie: skąd weźmiemy pieniądze na ich wypłatę?
Także sztandarowy projekt „500 złotych na dziecko” jest przykładem źle wydawanych pieniędzy. Wypłacanie dotacji wszystkim, niezależnie od wysokości dochodu, to więcej niż nonsens – sprawi, że podatki płacone przez osoby biedniejsze będą wydawane na „500 zł na dziecko” dla bogatszych. Każdy z nas zna rodziny wielodzietne, które zdecydowały się na dużą liczbę potomków, ponieważ mają wysokie dochody i finansowa pomoc państwa nie jest im w ogóle potrzebna. Naiwne opowiadanie przez polityków PiS, że bogatsi tych pieniędzy nie wezmą, bo wówczas się „skompromitują”, można uznać za rozpaczliwą próbę obrony tego, czego obronić się nie da – jest to projekt, w którym duża część środków zostanie zmarnowana, z różnych zresztą powodów.
Nie sposób znaleźć uzasadnienia dla takiej redystrybucji, w której znacznie bogatsi dostaną pieniądze na drugie dziecko, a znacznie biedniejsi rodzice jednego dziecka w ogóle ich nie dostaną. Perspektywa uzyskania 500 zł nie zachęci także takich par do posiadania drugiego dziecka, bo jedynie ktoś bezmyślny mógłby uwierzyć, że za taką sumę da się dziecko wychować.
Najtrudniej w tym wszystkim zrozumieć fakt, że partia walcząca o głosy osób „spoza mainstreamu” robi wszystko, aby wzmocnić klasy lepiej usytuowane zamiast pomóc sytuowanym gorzej, pobudzając ich przedsiębiorczość oraz chęć do pracy. Projekt „500 złotych na dziecko” – a więc wypłacanie wszystkim dodatkowych pieniędzy, nawet gdy ich sytuacja tego nie wymaga – jest tego dobitnym przykładem. Darmowe podręczniki, darmowe zajęcia pozalekcyjne, posiłki w szkole to znacznie rozumniejsze sposoby wydawania pieniędzy na te same cele. Polityka mająca doprowadzić do dezaktywizacji zawodowej kobiet – a „500 złotych na dziecko” jest jej elementem – również promuje przede wszystkim klasy średnie i wyższe, a zwłaszcza ich dzieci.
Partia walcząca o głosy osób „spoza mainstreamu” robi wszystko, aby wzmocnić klasy lepiej usytuowane zamiast pomóc sytuowanym gorzej. | Małgorzata Fuszara
Zapewnienie opieki instytucjonalnej (przedszkoli, żłobków) to najlepsza droga do wyrównania szans edukacyjnych dzieci, które nie urodziły się w rodzinach o dużym kapitale społecznym. Bez wspólnego uczęszczania dzieci do przedszkoli, i to w coraz młodszym wieku, te nierówności będą reprodukowane – dzieci rodzin z klasy średniej w niej pozostaną, a dzieci ze środowisk oddalonych od wielkomiejskich ośrodków, dzieci rodziców słabiej wykształconych nie uzyskają większych szans.
Od 1 stycznia weszło w życie inne rozwiązanie zwiększające wydatki socjalne, które uważam za sensowne i dające nadzieję na spełnienie wyznaczanych celów. Jest to uchwalony przez poprzedni parlament projekt „złotówka za złotówkę”, zgodnie z którym osoby przekraczające wyznaczone prawem progi dochodowe z powodu np. podjęcia pracy lub awansu nie tracą całego wsparcia państwa, a jedynie tę część, o którą przekroczyły próg. Takie rozwiązanie zachęca do aktywności zawodowej, ciągłości wykonywania pracy, a w rezultacie – wypracowania emerytury.
Krótko mówiąc, zwiększenie wydatków socjalnych jest nam potrzebne, ale te środki powinny być wydawane na projekty wyrównujące szanse dzieci, na aktywizację zawodową, na budowanie przyszłości. Propozycje obecnego rządu tych kryteriów nie spełniają.