Film ten powinien obejrzeć każdy, kto ma do czynienia z rynkiem pracy i jego wymaganiami. Każdy, kto pracuje, szuka pracy bądź ją stracił. To obowiązkowa lekcja dla kreatorów życia społeczno-gospodarczego oraz głównych jego aktorów: pracodawców, polityków i twórców prawa. „Miara człowieka” zmusza do refleksji nad tym, co jest nieprawidłowe, złe w systemie społeczno-gospodarczym, oraz nad tym, co można w nim poprawić poprzez drobne lub zasadnicze zmiany wzorców działania i teoretycznych podstaw ten system kształtujących.

„Miara człowieka” to również film społeczny o tematyce uniwersalnej: o osamotnieniu człowieka pracy w zmaganiach z życiowymi trudnościami i dramatami. Najważniejszą stawką jest tu zachowanie godności pomimo najmniej sprzyjających po temu okoliczności. Tego, że jest ona dobrem najcenniejszym, dowodzi historia głównego bohatera filmu. Jest nim robotnik Thierry Taugourdeau, który w wyniku zwolnień grupowych utracił pracę i długo bezskutecznie jej poszukuje. Gdy wreszcie po roku bezrobocia znajduje zatrudnienie jako ochroniarz w supermarkecie, dostrzega, że jest jedynie wykonawczym trybikiem w nastawionej na maksymalizację zysku machnie, niszczącej najbardziej cenne wartości w życiu człowieka: humanitaryzm, etykę, empatię, zaufanie, otwartość, szczerość i dobroć. Wchodząc w rolę tropiciela sklepowych złodziei – często ludzi zrozpaczonych i biednych – Thierry znalazł się po stronie tych, którzy do niedawna decydowali o jego losie, obchodząc się z nim dość bezceremonialnie, nieempatycznie, a wręcz brutalnie.

MIARA_2

Ta zmiana roli rodzi jednak bunt. Jest to bunt człowieka borykającego się z dramatycznymi wyzwaniami i na wskroś przesiąkniętego bezgranicznym smutkiem. Bunt ten zarazem przeczy potocznej opinii, wyrażonej w maksymie Benjamina Franklina: „Nędza łamie ludzkie charaktery – nie sposób, aby pusty worek prosto stał”.

Anomia i erozja zaufania

Kapitał nastawiony wyłącznie na zysk negatywnie rzutuje na kształtowanie się systemu wartości społecznych, prowadząc do erozji zaufania i narastania anomii, czyli chaosu w systemie wartości. W wyniku tego przestaje być oczywiste, co w postępowaniu ludzi jest dobre, a co złe, a hasło „chciwość jest dobra” nie napotyka na należyty opór. Także widzowie „Miary człowieka” z pewnością mogą mieć wątpliwości, czy surowe postępowanie pracodawców wobec pracowników supermarketu jest zawsze właściwe i czy kary wymierzane im oraz innym osobom dopuszczającym się wykroczeń są współmierne do wykrytych przewinień.

Bohater filmu wychodzi jednak z opresji z honorem, zachowując swą godność, pomimo że został przez system wpędzony w życiową pułapkę braku gwarancji minimum godziwej egzystencji; ma przy tym kredyty do spłacania oraz rodzinę na utrzymaniu (w tym niepełnosprawnego syna). Będąc zmuszonym do podjęcia wymagającej pracy niezgodnej ze swoimi kwalifikacjami, jest w stanie wyrazić swój sprzeciw wobec praktyk, które uznaje za niemoralne, nieetyczne.

Choć zakończenie filmu ma charakter otwarty i każdy widz może sobie dopowiedzieć jego finał według własnego uznania, to niewątpliwie film Brizé jest nie tylko wielkim oskarżeniem odhumanizowania wolnorynkowego świata, ale także ostrzeżeniem przed buntem, który rodzi przemoc społeczna i odczłowieczenie relacji na rynku pracy.

„Miara człowieka” to zatem film o prawach rynku (co sugeruje tytuł oryginalny, „La loi du marché”) oraz o przemocy społecznej. To opowieść wiele mówiąca o właściwościach współczesnego wolnorynkowego kapitalizmu, zagrażających jemu samemu. Obszerny ich opis przedstawił m.in. Thomas Piketty w książce „Kapitał w XXI wieku” (przekład wydany w 2015 r. przez Wydawnictwo Krytyki Politycznej). Jednakże ostrzeżenia takie były formułowane już znacznie wcześniej. W połowie lat 90. ubiegłego wieku kwestie te poruszał w wielu swych publikacjach, w tym w książce „Godne społeczeństwo. Program troski o ludzkość” wybitny ekonomista amerykański John Kenneth Galbraith. Książka ta została przez wiele środowisk potraktowana jako swego rodzaju podręcznik dla narodu empatycznego oraz zdrowego pod względem fiskalnym. Galbraith wskazuje w niej na „tragiczną przepaść oddzielającą szczęściarzy od potrzebujących”. Proponuje też sposób, w jaki można ją zasypać – dzięki odpowiedniej polityce społeczno-gospodarczej. Tego typu publikacji jest na szczęście coraz więcej. Co ciekawe, ich autorami są nierzadko insiderzy, czyli osoby niejako kreujące kształt kapitalizmu. Wymienić tu można chociażby książkę Johna Bogla „Dość. O prawdziwych miarach biznesu, pieniądza i życia”. Film Stéphane’a Brizé w pełni koresponduje z wymową tego typu publikacji.

Zgodnie z neoliberalnym fetyszem wolnego rynku, jeśli ktoś nie potrafi dostosować się do jego „nieomylnych” wymogów, to jest sam sobie winien. Stąd wywodzi się też opinia, że rynek nie ma wrogów, ale ma wiele ofiar.| Elżbieta Mączyńska

Zarazem jednak wynikające z tych książek refleksje – także te dotyczące możliwych i niezbędnych kierunków zmian w systemie społeczno-gospodarczym – nie przekładają się w dostatecznym stopniu na rzeczywistość. Dowodzi to występowania trudnych do pokonania barier, które uniemożliwiają naprawę systemu. Wskazuje na nie m.in. brytyjsko-amerykański ekonomista Angus Deaton, któremu w 2015 r. przypadły najwyższe ekonomiczne laury, czyli Nagroda Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie nauk ekonomicznych. Szczególnie wyrazisty jest tekst tego autora pod symptomatycznym tytułem „Przez ciemność w stronę jaśniejszej przyszłości”, opublikowany w 2014 r. w książce Ignacia Palaciosa-Huerty pt. „Gospodarka za 100 lat. Najważniejsi ekonomiści przewidują przyszłość”. Deaton dowodzi, że zdegradowane biedą osoby przeważnie nie przejawiają dostatecznej motywacji do udziału w życiu politycznym, często nie mają także rzeczywistych możliwości takiego udziału. Pogarsza to ich sytuację na rzecz bogatych, którzy tym samym wywierają większy wpływ na życie polityczne. Osoby bardzo bogate są przy tym raczej słabo zainteresowane regulacjami umożliwiającymi poprawę jakości życia szerszych warstw społecznych, w tym zorientowanymi na pomoc słabszym oraz poprawę usług publicznych, takich jak edukacja czy ochrona zdrowia. Deaton podkreśla, że „Bogaci w przeciwieństwie do biednych nie są na takie usługi skazani. Bogatych stać bowiem na zaspokajanie własnych potrzeb w tym zakresie poprzez korzystanie z odpłatnych, z reguły wyższej jakości usług prywatnych” . Takiego typu asymetria w funkcjonowaniu wolnego rynku i demokracji rynkowej ma związek z dominującym w ostatnich kilku dekadach neoklasycznym nurtem w teorii ekonomii i jej błędami.

Neoliberalna ekonomia i jej urojenia

„Miara człowieka” uwydatnia to, na co zwraca uwagę wielu ekonomistów, mianowicie ślepotę dominującego przez kilka ostatnich dekad nurtu w teorii ekonomii, tzw. ekonomii neoklasycznej (neoliberalnej). Do takiego wniosku dochodzi m.in. szwajcarski ekonomista Gilbert Rist. W swojej książce pod wymownym tytułem, „Urojenia ekonomii” wskazuje, że ekonomia neoklasyczna została skażona utratą jej społecznego charakteru. Ekonomia z definicji bowiem nie jest nauką o pomnażaniu zysków, lecz o relacjach między gospodarką a życiem społecznym. Ekonomia neoliberalna natomiast zaczęła coraz bardziej upodobniać się do chrematystyki, czyli nauki o zarabianiu pieniędzy, wypranej z kontekstu społecznego i refleksji nad społecznymi następstwami bezwzględnej pogoni za zyskiem.

Chrematystyczne wynaturzenia ekonomii neoliberalnej niewątpliwie nie pozostają bez wpływu na wzorce biznesu i postępowanie ludzi. Jeśli przy tym nie napotyka na opór zasada, że chciwość jest dobra, to relacje międzyludzkie coraz bardziej podlegają kształtowaniu przez wzorzec rynkowych transakcji – przez świat komercji, w którym wszystko jest na sprzedaż. To zaś kształtuje powierzchowną „cywilizacje spektaklu”, świat w którym bardziej liczą się zysk i pieniądze niż godność społeczna, solidarność, przyjaźń, empatia i inne humanitarne wartości. Prowadzi to do paradoksalnego zjawiska zniewolonego konsumenta na wolnym rynku, konsumenta ubezwłasnowolnionego przez bezwzględne prawa rynku z asymetryczną siłą wielkich korporacji, przejawiającą się w kształtowaniu struktury i jakości oferty podażowej, w tym ofert pracy. W taki sposób można diagnozować podłoże sytuacji, w jakiej znalazł się bohater filmu Stéphane’a Brizé.

022
022

Charakterystyczne dla neoliberalnej ekonomii sprowadzenie wolnego rynku niemalże do statusu nieomylnego bóstwa sprzyja zarazem pomniejszaniu odpowiedzialności za społeczne skutki stosowanych rozwiązań i reguł. Wiąże się z tym rozwijanie rozwiązań systemowych ukierunkowanych na rozproszenie odpowiedzialności. Zgodnie z neoliberalnym fetyszem wolnego rynku, jeśli ktoś nie potrafi dostosować się do „nieomylnych” wymogów takiego rynku, to jest sam sobie winien. Stąd wywodzi się też opinia, że rynek nie ma wrogów, ale ma wiele ofiar. Jak wskazuje chociażby historia bohatera „Miary człowieka”, ofiar przybywa.

Kierunki zmian?

Film „Miara człowieka” jest niezwykle przejmującym, mądrym artystycznym uzasadnieniem potrzeby, czy wręcz konieczności, wprowadzania rekomendowanych przez nowe nurty ekonomii zmian zorientowanych na poprawę jakości życia ludzi, na rzecz kształtowania Galbraithowskiego „godnego społeczeństwa”. I choć wszyscy, którym na sercu leży troska o kwestie społeczne, zdają sobie sprawę z występujących przeszkód, to każde działanie na rzecz godnego życia ludzi ma głęboki sens. Jak stwierdza Galbraith, „jest wysoce prawdopodobne, że zdefiniowanie oraz postulowanie godnego i możliwego do urzeczywistnienia społeczeństwa może być przedmiotem dążenia mniejszości, ale jest to lepsze, niż gdyby się nad tym nikt nie zastanawiał. Przynajmniej żyjący w komforcie być może poczują się dotknięci w taki sposób, że będzie to z pożytkiem dla sprawy”.

W taki właśnie nurt myślenia wpisuje się film Stéphane’a Brizé. To na swój sposób przykład zaniedbywanego od dłuższego czasu (zwłaszcza w Polsce) kina moralnego niepokoju. Dzieło Brizé przywodzi na myśl polski film w reżyserii Marii Sadowskiej pt. „Dzień kobiet”, pokazujący konflikt pomiędzy pracodawcą a pracownikami. Tego typu filmy mają do spełnienia ważną społeczną rolę, szkoda jednak, że jest ich tak mało. „Miara człowieka” z pewnością pełni taką funkcję, obnażając fałsz, biurokratyczną bezduszność, formalizm i absurdy w funkcjonowaniu instytucji paradoksalnie mających za zadanie wspieranie osób poszukujących pracy.

Historia opowiedziana przez Stéphane’a Brizé zmusza zatem do refleksji na temat innego niż obowiązujący obecnie wzorca rynku pracy. W warunkach cechującej bogaty świat nadmiarowej podaży wielu towarów i usług oraz związanej z tym natarczywej, uprzykrzającej życie reklamy jedynym deficytowym dobrem okazują się miejsca pracy. Ten deficyt umacnia z kolei bariery popytu, tworząc swego rodzaju błędne koło. Wobec trudnych do przezwyciężenia barier popytu – w tym zwłaszcza na ludzką pracę – zasadna jest pogłębiona refleksja nad słusznością długookresowej strategii skracania czasu pracy. W warunkach postępu produktywności i rozwoju technologii eliminujących miejsca pracy wydaje się to być zresztą nieuchronne w dłuższej perspektywie. Jednocześnie paradygmat cywilizacji wiedzy wymaga zwiększania czasu przeznaczonego na nieustanne jej uzupełnianie. Sprzyjałby temu krótszy urzędowy wymiar pracy, co z kolei tworzyłoby sprzyjające warunki dla kreatywności i innowacyjności.

Ekonomia neoliberalna, z jej koronną zasadą nieomylności i efektywności wolnego ryku, stała się nauką oddaloną od innych niż ekonomiczne obszarów życia ludzkiego, sprowadzając człowieka do roli homo oeconomikus, czyli istoty kierującej się w swym postępowaniu wyłącznie kryteriami ekonomicznymi, kryteriami racjonalności ekonomicznej, tym samym wypranej z uczuć, emocji i troski o innych. Jerzy Wilkin dochodzi do wniosku, że „wolny rynek może zniewalać, a więc zabierać wolność jednostce; z drugiej strony – brak wolnego rynku może też prowadzić do zniewolenia”. Wilkin zarzuca ekonomistom, że choć mówią chętnie o wolnym rynku, to mniej o wolnym człowieku. Twierdzi wręcz, że „ekonomia straciła duszę”. Grzegorz Kołodko z kolei mówi o „niechlubnej spuściźnie neoliberalizmu” i konieczności poszukiwania nowego paradygmatu ekonomii.

Pod wpływem rozmaitych wynaturzeń w gospodarce wolnorynkowej, w tym przejawów nieefektywności i marnotrawstwa zasobów społecznych, narasta krytyka neoliberalnego nurtu ekonomii. Rośnie świadomość konieczności pracy na rzecz przywrócenia społecznego jej wymiaru, jako nauki wymagającej pokory badawczej i realizmu, nauki, która nie podlega dogmatowi „przyczyn ostatecznych”. Być może kameralna filmowa historia walczącego o swą godność ochroniarza z supermarketu również może się do tej zmiany świadomości przyczynić.

Film:

„Miara człowieka”, reż. Stéphane Brizé, Francja 2015.

[yt]3ZwU7jKBBko[/yt]