Szanowni Państwo,
politycznie tak gorącej zimy nie było w całej historii III RP. Sprawa Trybunału Konstytucyjnego czy przemeblowania w mediach publicznych nie może jednak przesłaniać faktu, że o „dobrej zmianie” jeszcze wszystkiego nie wiemy. Dość wspomnieć, że radykalne zmiany w świecie polskiej kultury dopiero przed nami. W prowadzeniu polityki historycznej wiceminister kultury Magdalena Gawin zapowiedziała prawdziwą „rewolucję kopernikańską”. Huczne obchody 1050. rocznicy chrztu Polski oraz 100. rocznicy odzyskania niepodległości z pewnością nie umkną uwadze żadnego rodaka. Te wydarzenia mają zostać uświetnione „hollywoodzką” superprodukcją filmową, powstałą na zamówienie władz, a poświęconą któremuś fragmentowi polskiej historii. Giełda pomysłów ruszyła kilka tygodni temu.
Oczywiście ogólny cel „dobrej zmiany” nie jest owiany mgłą tajemnicy: idzie o „budowanie” czy może „odbudowanie” wspólnoty oraz o wykonanie „skoku technologicznego” na miarę naszych możliwości. Polska ma stać się państwem jak nigdy dotąd poważanym w świecie. „Jednak, aby coś tak zbudować, trzeba coś zniszczyć” – wydają się nam tłumaczyć od rana do wieczora politycy PiS-u. Im mocniejszych słów używają, tym bardziej granice pomiędzy konstrukcją a destrukcją stają się płynne.
Zatem – na pięć minut przed zmianami zapowiedzianymi w świecie kultury – pytamy o ocenę sytuacji w kraju artystów. Jan A.P. Kaczmarek, kompozytor od ćwierćwiecza mieszkający w Stanach Zjednoczonych, w rozmowie z Łukaszem Pawłowskim przekonuje, że straszenie końcem demokracji na skutek zwycięstwa PiS-u jest groteskowym nieporozumieniem, ponieważ demokracja na Zachodzie umiera już od dawna, poddana presji ze strony wielkich pieniędzy i międzynarodowych korporacji.
„Kiedy przyglądam się polskiej debacie publicznej, czuję się trochę jak Marsjanin. Wszyscy moi przyjaciele są w Komitecie Obrony Demokracji, ale ja nie widzę tam dla siebie miejsca, bo ta debata pomija najważniejsze globalne kwestie, które nas dotyczą”, mówi Kaczmarek. Zdaniem kompozytora, w chwili, gdy przez świat przebiega „emocjonalny dreszcz”, którego wyraźnym przejawem jest m.in. tocząca się od miesięcy amerykańska kampania prezydencka, polska polityka musi orientować się na ogólnoświatowe przemiany. Aktualnie potwierdzeniem słów kompozytora wydaje się wymiana listów pomiędzy amerykańskimi senatorami a Beatą Szydło.
Na zmiany w Polsce jako element szerszych transformacji dokonujących się na Zachodzie i wynikających z rozczarowania panującym systemem politycznym i gospodarczym patrzy też reżyser i dyrektor Teatru Współczesnego w Warszawie, Maciej Englert. Jednocześnie dostrzega w nich elementy specyficzne dla polskiego kontekstu. „Poczucie państwowości docierało do Polaków bardzo późno, w związku z czym mamy z państwem poważne kłopoty – i jako uczestnicy, i zarządzający”, twierdzi Englert. A jednym z najważniejszych przejawów polskich problemów z państwem jest skłonność do „nienawidzenia ciągłości” i chęć ciągłego zaczynania wszystkiego od nowa, bez oglądania się na dorobek poprzednich pokoleń.
To swoisty paradoks, bo jednocześnie jedną ze sztandarowych zapowiedzi nowego rządu stało się przecież wzmocnienie polskiego państwa i poczucia narodowej wspólnoty. Jak osiągnąć ten cel, kiedy sprawowanie władzy zaczyna się od przekreślenia dorobku dotychczasowych instytucji państwowych? Dzisiejsze władze prędzej czy później staną wobec konieczności odpowiedzi na to pytanie. Na razie oddajmy głos artystom.
Zapraszamy do lektury!
Redakcja
Stopka numeru:
Koncepcja Tematu Tygodnia: Redakcja.
Opracowanie: Łukasz Pawłowski, Piotr Rojewski, Konrad Kamiński, Joanna Derlikiewicz.