Drogi Jarosławie!
Gdy przeczytałem wywiad z Tobą, który przeprowadziła Karolina Wigura, bardzo szybko zaczęły mi chodzić po głowie różne myśli. Przede wszystkim jednak nurtowała mnie jedna z nich. Zadziwiło mnie, że Polska, do której się odnosisz, tak naprawdę raczej nie istnieje i przypomniały mi się czasy przed „rewolucją godności”, kiedy w Polsce powstawały liczne teksty o Ukrainie, które nijak się miały do panującej tam rzeczywistości. Mam wrażenie, że Twoja wypowiedź dla „Kultury Liberalnej” jest raczej prezentacją pewnych ideałów i wyobrażeń dotyczących Polski, świadczących o pozytywnych odczuciach wobec tego kraju. Jest to jednak opowieść o Polsce nieistniejącej – wręcz fantomowej.
Mając w pamięci nasze rozmowy o Polsce i Ukrainie, a zwłaszcza naszej wspólnej historii – odniosę się do wywiadu tak, jakby to zrobił historyk – chronologicznie.
No więc mam spory problem z pierwszym akapitem Twojego wywiadu – z pozoru błyskotliwym porównaniem małości polskiej polityki zachwycającej się spotkaniem Dudy i Obamy z jednej strony, a osiągnięciami Poroszenki i Jaceniuka. Rozumiem, że Twoje porównanie miało charakter ironiczny, ale mimo to dostrzegam w Twojej wypowiedzi pewne podobieństwo do tego, jak myślą Polacy, którzy tylko czekają na to, by udowodnić, że sąsiedzi są od nas gorsi, a my w końcu jesteśmy od nich bardziej światowi i europejscy.
Po pierwsze, jeśli to jakoś kształtuje Twoje imaginarium w zakresie polskiej polityki, to chcę Ci dopowiedzieć, że niestety Polska, jak każdy kraj „na dorobku”, (a w szczególności polskie media) ma skłonność do ekscytowania się każdym mniej lub bardziej prawdziwym sukcesem na arenie międzynarodowym. Tak, jesteśmy krajem „na dorobku” – PiS na tym bazuje i przekonuje, że chce podnieść znaczenie Polski na arenie międzynarodowej. A wielu ludzi w to wierzy, bo osiągnięcia Radosława Sikorskiego i Donalda Tuska w tej materii niespecjalnie ich przekonały. Nie powinny przekonywać też Ciebie, bo przecież w polityce wschodniej poprzedni rząd nie odnosił specjalnych sukcesów.
Ukraina, kraj który trawi wojna i zniszczenie pod Donieckiem, specjalizuje się w permanentnym pokazywaniu, jak to świat jest Ukrainą zainteresowany. Każda wypowiedź zachodniego ministra czy wizyta w Kijowie staje się w ukraińskich mediach i narodowym imaginarium wyrazem wielkiego wsparcia dla Ukrainy. Tymczasem Poroszenko czy Jaceniuk jeżdżą do zachodnich przywódców i przyjmują ich w Kijowie przede wszystkim po to, by ich prosić o ratunek dla swojego kraju, znajdują się cały czas w pozycji upokarzanego petenta. Żadnym graczem na arenie międzynarodowej Ukraina nie jest. Polska pod rządami PiS-u ciągle odgrywa większą rolę, a kryzys w Unii tylko to wzmaga. Czy to słuszne? Raczej nie, ale na Twoim miejscu, będąc Ukraińcem, marzyłbym o takiej pozycji na arenie międzynarodowej, jaką ma Polska – nawet jeśli dziś uznawana jest przez niektórych za „chorego człowieka Europy”. Zresztą czy nim będzie, to się dopiero okaże w roku 2016 czy 2017. Nie takie wolty widziała ostatnio Europa. Czy zniesienie sankcji wobec Łukaszenki nie uświadamia nam przypadkiem, jak zmienne są europejskie oceny?
Cieszę się że polskie reformy były i są dla wielu Ukraińców inspiracją. Ale polskie reformy doznają dziś poważnej zadyszki. Mówiłem Ci o tym wielokrotnie. Podobnie jest zresztą w całej Europie i to nie tylko wina naszego regionu. Co udało się zauważył i niektórym niemieckim politykom.
Ukraińcy mają od roku unikalną szansę zbudowania w Europie nowego myślenia o swoim kraju. Niezależnego od pośrednictwa Polski i Europy Środkowo-Wschodniej. Nie skorzystaliście z tej rzadkiej okoliczności – właśnie przez „małą politykę w kraju”. Bardzo współczuję Ukrainie, ale wydarzenia w Europie Środkowo-Wschodniej nie są główną przyczyną utraty kolejnej szansy na europejską integrację Ukrainy, której zresztą nie zależy na sile „środkowoeuropejskiego adwokata” Ukrainy takiego jak Polska. Dokonaliście wyboru geopolitycznego, nie chcąc już więcej tego pośrednictwa. Macie do tego prawo, ale warto przypomnieć, że ten wybór dokonał się jeszcze za rządów PO – więc przy całej mojej krytycznej postawie wobec wielu aspektów polityki nowego rządu – nie możemy tylko jego obarczać winą za ten stan.
Sam potwierdzasz, że począwszy od 2014 r., Ukraina osłabiła sojusz z Polską na rzecz próby zbudowania samodzielnych stosunków z Belinem i Paryżem. Zapytam się trochę po talleyrandowsku – skoro interesy Polski nie mają znaczenia dla Ukrainy, to dlaczego interesy Ukrainy mają mieć znaczenie dla Polski? A może powinniśmy się jednak dogadywać, bo to leży w naszym interesie? Wybacz, ale wyśmiewając „polskie sny o potędze”, legitymizujesz ukraińskie. Nie wiem, które są bardziej szkodliwe. Polskie – choć opierają się na wątłych podstawach – są mimo wszystko bardziej realistyczne.
Heglowskie porównanie użyte w udzielonym przez Ciebie wywiadzie brzmi sztucznie i niezbyt prawdziwie. Zgadzam się, że Polska była pewną inspiracją dla świata w latach 80. Niestety te czasy już się skończyły, podobnie zresztą jak ukraińskie „pięć minut sławy” też już przeszło do historii. Może nie dotyczy to ludzi takich, jak ja, którzy wciąż zajmują się tym, co dzieje się w Twoim kraju. Ale dla reszty tak. Oczarowanie Ukrainą już się kończy i pozostanie tylko w sercach tych nielicznych ludzi zawsze interesujących się takimi zjawiskami. Niestety w roku 2016 i 2017 Ukraina będzie pojawiać się na świecie tylko w kontekście nieudanych reform, „małego życia politycznego”, ryzyka „trzeciego Majdanu” i – nie daj Boże – wznowienia przez Rosję działań wojennych (jeśli kompromis wokół Syrii się domknie). Ukraina nie może już inspirować Europy, bo sama Europa nie ma pojęcia o tym, co ma ją inspirować. Reasumując, Ukraina miała swoje pięć minut w 2014 r. Potem ku zgrozie nas, miłośników tego kraju, okno znowu się zamknęło. I z ostatnimi wydarzeniami w Polsce ma to minimalny związek.
Pod koniec rozmowy wyrażasz nadzieje związane z partią Ryszarda Petru. Możliwe, że tego nie wiesz, niemniej zdania na temat zbawiennej roli Nowoczesnej dla Polski i jej wiodącej roli w polskiej opozycji, są – mówiąc delikatnie – dość podzielone, także w środowiskach liberalnych. Moim zdaniem czekanie na nadejście ukraińskiego Petru nie ma sensu. I tutaj byliście lepsi od nas. Wy już mieliście i macie takie partie – typu mniej lub bardziej oligarchicznego – pomyślane wręcz jako projekty biznesowe. Tworzyli je Poroszenko, Achmetow, Kołomojski i kilku innych. Zdaje się, że żadna z nich nie odnosiła się do liberalizmu, ale cóż – Polska miała większe szczęście do reform i istnieje u nas elektorat, który może to zainteresować. Na Ukrainie jest on zdecydowanie mniejszy.
Może jeśli chcecie liczyć na Polskę, budować coś razem i solidarnie – zacznijcie nas traktować mniej przedmiotowo i spróbujecie rozszerzyć swoją wiedzę o naszym kraju – z wyidealizowanej do autentycznej. Czyli zróbcie dokładnie to, czego oczekujecie od nas.
Znam niewielu Ukraińców, którzy tak mocno interesują się Polską i znają się na niej tak dobrze jak Ty. Tymczasem niektóre z Twoich wypowiedzi dowodzą raczej tego, że nawet Ty albo przestajesz Polaków rozumieć, albo wolisz wierzyć w coś, co nie zawsze jest zgodne z rzeczywistością. Bardzo mnie to martwi.
Od ponad dekady, uczę się Ukrainy właśnie dzięki Tobie. Chciałbym zwrócić ten dług i opowiedzieć Ci od czasu do czasu o dokonujących się w Polsce zmianach.
Z uściskiem dłoni,
Łukasz