Przyjęty przez rząd „Plan na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” słusznie wzbudza zainteresowanie analityków ekonomicznych. Jest to bowiem pierwszy od planu Hausnera przejaw szerokiego i długookresowego myślenia o wyzwaniach rozwojowych tak mocno umocowany we władzach wykonawczych. Udostępniona przez Ministerstwo Rozwoju prezentacja jest interesująca również dlatego, że umożliwia wstępną ocenę wizji polskiej gospodarki i polityki gospodarczej, jaką ma partia rządząca.

Złożone problemy współczesnej Polski

Diagnoza sytuacji społeczno-gospodarczej, symbolizowana przez charakterystyczny pięciokąt pułapek, celnie zwraca uwagę na liczne bariery rozwojowe współczesnej Polski. Część z nich jest od lat obecna w debacie publicznej – dotyczy to m.in. niskiej stopy inwestycji prywatnych, zbyt wolnego wzrostu płac, starzenia się społeczeństwa czy biurokratycznych utrudnień dla prowadzenia biznesu.

Warto jednak docenić zaprezentowaną diagnozę za dostrzeżenie innych, rzadziej omawianych problemów, które grożą utknięciem w pułapce rozwojowej. Mowa tu o ekonomicznej zależności polskiej gospodarki od zagranicznego kapitału, spadającej zdolności instytucji państwa do generowania dochodów budżetowych czy nadreprezentacji mikro i małych przedsiębiorstw w strukturze produkcji i zatrudnienia.

Trudno kwestionować wagę poszczególnych problemów zarysowanych przez ministerstwo. Niemniej jednak samo wskazanie problemu nie równa się zrozumieniu jego przyczyn. Te same problemy rozwojowe w różnych krajach mogą mieć różnorodne źródła. Sednem projektowania strategii wzrostu jest ich poprawna identyfikacja.

Zależność od zagranicy i co dalej?

Mateusz Morawiecki słusznie podkreśla problemy wynikające z zależności polskiej gospodarki od zagranicznego kapitału i technologii. Oparcie się na zewnętrznych źródłach wzrostu nie daje bodźców do rozwijania tych wewnętrznych, a w pewnych sytuacjach może je blokować (np. za sprawą słabości polskich przedsiębiorstw w relacjach z korporacjami międzynarodowymi lub niskich wpływów podatkowych od zagranicznych podmiotów).

Jednocześnie wicepremier zdaje się nie dostrzegać roli istotnych wewnętrznych barier rozwojowych. W jego wypowiedziach dominuje neoklasyczna wizja gospodarki, w której te bariery przyjmują przede wszystkim postać administracyjnych i regulacyjnych obowiązków nakładanych na przedsiębiorstwa. Taka diagnoza skupia się na przejawach problemów, a nie ich przyczynach – jest zatem mało pogłębiona oraz wycinkowa. Dotyka jedynie zjawisk stricte ekonomicznych, a pomija kwestie organizacji rynku pracy, relacji przemysłowych czy polityki społecznej – tak jakby były one zewnętrzne wobec funkcjonowania gospodarki. Nie znajdujemy w niej zatem odpowiedzi na zasadnicze pytania: dlaczego polskie przedsiębiorstwa mało inwestują, płace polskich pracowników nie rosną, a dochody uciekają za granicę?

Brakujące elementy diagnozy

Główną przyczyną peryferyjności ekonomicznej są słabe krajowe mechanizmy kreowania wartości. Poprzez inwestycje i awans technologiczny prowadziłyby one do zwiększania zdolności produkcyjnych polskich przedsiębiorstw, wysokiego wykorzystania krajowych czynników produkcji i generowania dochodów zarówno dla przedsiębiorców, jak i pracowników.

W skrótowym ujęciu (szersza analiza Fundacji Kaleckiego na ten temat ukaże się niebawem) mowa o deficytach kulturowych (niskie zaufanie, brak dbałości o dobro wspólne, brak kultury dyskusji) oraz instytucjonalnych (słabość dialogu społecznego, arogancja władzy, sztywna i ukierunkowana na kontrolę administracja publiczna czy mało dostępne usługi publiczne). Deficytom tym odpowiada specyficzny rodzaj stosunków społecznych (antagonistyczne relacje w firmach, wysokie nierówności i napięcia na rynku pracy, słaby popyt wewnętrzny).

To w tych zjawiskach należy upatrywać głównych źródeł niskiego poziomu inwestycji i słabej innowacyjności polskiego sektora przedsiębiorstw. Nie tylko prowadzą one do bałaganu prawno-administracyjnego (co biznes wskazuje jako główną przeszkodę dla właściwego funkcjonowania), ale – co bardziej istotne – nie dają pola do podejmowania długookresowych, zbiorowych działań, których wynikiem byłoby podnoszenie jakości życia Polaków.

Zderegulowany rynek pracy oraz słabość związków zawodowych i systemu podatkowego powodują, że polski sektor przedsiębiorstw może osiągać bardzo wysokie marże zysku (jedne z najwyższych w UE) przy relatywnie niskich nakładach inwestycyjnych, co dotyczy także niewielkich inwestycji w pracowników. Wystarczy bowiem utrzymywać niskie tempo wzrostu płac oraz zwiększać udział zysków w podziale wartości dodanej. Zaciągnięcie kredytu czy wdrożenie innowacji są o wiele bardziej ryzykownymi strategiami – nie dziwi zatem, że wybiera je jedynie ułamek przedsiębiorców. Ponadto innowacjom nie sprzyjają wspomniane już ograniczenia kulturowe (niskie zaufanie społeczne) oraz strukturalne (niestabilność sytuacji pracowników, słaby popyt wewnętrzny).

W wyniku złożenia czynników kulturowych, instytucjonalnych i ekonomicznych powstaje kapitalizm zależny, z przewagą komparatywną w relatywnie prostych czynnościach, oparty na niskich kosztach pracy, przynoszący znaczne korzyści kapitałowi zagranicznemu i umiarkowane krajowemu. Wzrost gospodarczy, pomimo względnie wysokiego tempa, cechuje się niską jakością – rosnącymi napięciami na rynku pracy, wysokim poziomem ubóstwa i ograniczoną dostępnością usług publicznych.

Wspieranie rynków, czyli rola państwa według Morawieckiego

Na gruncie przedstawionej diagnozy Ministerstwo Rozwoju definiuje cel strategiczny: „Uwolnienie własnego potencjału dla odpowiedzialnego rozwoju Polski i podniesienia jakości życia Polaków”. Sednem planu ma być doprowadzenie do wzmocnienia polskich firm oraz zwiększenia zasobu krajowego kapitału, co w dalszej kolejności ma prowadzić do podniesienia jakości życia Polaków oraz poprawy pozycji gospodarczej i politycznej Polski. Logikę, która stoi u podstaw rozumowania ministerstwa, zdradza następujące twierdzenie: „Innowacyjny biznes to wysokopłatne miejsca pracy i większe zyski budujące polski kapitał”.

Ministerstwo celnie dostrzega, że istotą rozwoju gospodarczego powinno być lepsze wykorzystanie istniejącego potencjału gospodarczego. Zdolności indywidualne polskich pracowników i przedsiębiorców są względnie wysokie, lecz nie prowadzą do pełni korzyści z powodu barier wewnętrznych i zewnętrznych.

Potencjał ten jest jednak definiowany wąsko, mikroekonomicznie, jako charakterystyka polskich firm. Można tu dostrzec prymat sfery czysto ekonomicznej nad pozostałymi sferami życia społecznego. Jakość służby zdrowia, edukacji, nauki czy rynku pracy, a także sposób zarządzania państwem, są określone jako cele długookresowe, których osiągnięciu ma sprzyjać większa konkurencyjność polskiego biznesu. To prawda, że są one wszystkie ze wszech miar pożądane, ale kierunek relacji jest raczej odwrotny do zakładanego przez ministerstwo.

Według wizji Morawieckiego zmienić ma się zakres i charakter obecności państwa w gospodarce, które ma w większym stopniu niż dotychczas współpracować z biznesem. Dwa filary probiznesowych działań to uproszczenia administracyjne („Konstytucja dla biznesu”) oraz wsparcie miękkimi i twardymi instrumentami polityki przemysłowej. Jak zauważa część komentatorów, stanowisko wicepremiera oparte jest na zasadach nowej ekonomii strukturalnej autorstwa Justina Y. Lina. W myśl tej teorii państwo ma podążać za rynkiem – wspierać zastane przewagi komparatywne poprzez ograniczanie zawodności rynku i inwestycje publiczne w duże projekty infrastrukturalne w wybranych wiodących branżach gospodarki.

Takie podejście należy uznać za zmianę jakościową w porównaniu z bezwładnym i lękającym się otwartej interwencji państwem, jakim była Polska w ostatnich latach. Morawiecki dostrzega, że podział na państwo i rynek jest bardzo umowny, a w gospodarce jest miejsce na działania podmiotów zarówno prywatnych, jak i publicznych. Szczególnie cieszą zapowiedzi działań w następujących obszarach: uszczelnienia systemu podatkowego, wsparcia dla eksporterów, inteligentnych zamówień publicznych i strategicznego podejścia do inwestycji zagranicznych.

A gdyby przełamać rynki?

Jakie skutki mogą mieć tak zakrojone działania, a w szczególności, jakie dają szanse na wywołanie wzrostu inwestycji i innowacji w krajowych przedsiębiorstwach?

Można oczekiwać, że realizacja planu Morawieckiego poprawi warunki funkcjonowania przedsiębiorstw, zwłaszcza tych już teraz dużych, eksportujących, tudzież występujących w branżach, które z różnych względów zostaną uznane za warte wsparcia państwowego. Wątpliwości budzą korzyści dla pozostałych sektorów i szerszych grup społecznych.

Istnieje ryzyko, że wspierane branże będą stanowić wyspy wzrostu. Projekt nie zakłada bowiem zmiany obecnego układu instytucjonalnego, który sprzyja przewadze komparatywnej w prostych czynnościach, opartych na niskich kosztach pracy. Może wręcz dojść do sytuacji, w której wspieranie rynku zwiększy siłę przetargową biznesu i jedynie utrwali obecny model rozwojowy, co jest poniekąd odzwierciedlone w przychylnych komentarzach ze strony organizacji przedsiębiorców.

Ha-Joon Chang, zażarty oponent Justina Lina w sporze o charakter polityki rozwojowej, argumentuje, że w krajach doganiających, państwo powinno podejmować próby przełamania istniejących przewag komparatywnych i wywoływać zmiany o charakterze jakościowym. Niejednokrotnie okazuje się bowiem, tak jak w przypadku Polski, że racjonalne działania podmiotów prywatnych, za sprawą samych mechanizmów rynkowych, nie prowadzą do zakładanych korzyści ekonomicznych i społecznych.

Z kolei Marianna Mazzucato, zwolenniczka państwowych banków inwestycyjnych, przekonuje, że państwo powinno angażować się w tworzenie innowacji, ale poprzez budowę nowych rynków i „ekosystemów innowacji” tam, gdzie podmioty prywatne nie są chętne do aktywności ze względu na fundamentalną niepewność lub brak odpowiedniej infrastruktury. Państwo powinno zatem kreować nowe pola do interakcji podmiotów prywatnych (nie tylko firm!) oraz tworzyć takie układy instytucjonalne, które sprzyjają osiąganiu korzyści społecznych.

Ułomności strategii

Istnieje zatem ryzyko, że pomimo dobrych chęci i wielu celnych diagnoz, plan Morawieckiego nie zmieni instytucjonalnej przewagi komparatywnej Polski i nie doprowadzi do oczekiwanej poprawy jakościowej w polskiej gospodarce. Tym samym nie dojdzie do znacznego zwiększenia konkurencyjności przedsiębiorstw ani do realizacji zakładanych celów społecznych. Ponieważ Plan jest oparty na zawężonej diagnozie, proponowane rozwiązania – choć same w sobie słuszne – mogą okazać się niewystarczające.

Jak to ładnie ujął Mariusz Grendowicz, były prezes Polskich Inwestycji Rozwojowych: „Bolączką polskiej gospodarki jest brak inwestowalnych projektów”. Trudno oczekiwać, aby samo zwiększenie dostępności kapitału (którego już teraz nie brakuje w sektorze finansowym) lub uproszczenie biurokracji miało doprowadzić do znacznego zwiększenia ich liczby.

Z powodów wymienionych wyżej, w opinii Fundacji Kaleckiego strategia rozwoju dla Polski powinna uwzględniać dwa elementy:

1. Wzmocnienie praw pracowniczych i związków zawodowych w sektorze prywatnym oraz poprawę jakości usług publicznych. Takie działania zmieniłyby warunki dystrybucji dochodów, uwalniając kreatywność pracowników i popyt wewnętrzny, oraz zmusiłyby przedsiębiorców do poszukiwania innowacji. Tego typu strategie – w których marchewce dla biznesu towarzyszy regulacyjny kij – są w ostatnich latach wprowadzane z powodzeniem m.in. w Niemczech i Malezji. Natomiast plan Morawieckiego skupia się na pomocy firmom i zupełnie pomija sytuację pracowników. Powinien zawierać zatem więcej rozwiązań opartych na założeniu, że „wysokopłatne miejsca pracy to innowacyjny biznes i większe zyski budujące polski kapitał”.

2. Wspieranie zmiany kulturowej w kierunku społeczeństwa otwartego, z państwem jako inicjatorem interakcji, koordynacji i współpracy między podmiotami sektora prywatnego. Państwo powinno być silne nie ze względu na centralizację władzy, ale ze względu na merytoryczność, jakość oraz inkluzywność swoich instytucji, które sprzyjają budowie kapitału społecznego i innowacjom. Niestety, planowane przez Ministerstwo Rozwoju reformy administracji publicznej mogą się nie powieść, jeśli nie będą miały solidnego podłoża kulturowego – także w działaniach innych resortów i partii rządzącej.