Od kiedy wicepremier Morawiecki przedstawił swój „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”, niejeden komentator już osądził, że opiera się on na trafnej diagnozie wyzwań, przed którymi stoi polska gospodarka, ale że zarazem zawiera więcej haseł niż konkretów. Trudno się z taką oceną nie zgodzić. Ale, skoro już mowa o hasłach, czy uzasadnione jest stwierdzenie, że plan Morawieckiego oznacza powrót do PRL-owskiego ręcznego sterowania gospodarką przez państwo? Odpowiedź na to pytanie brzmi: zdecydowanie nie.

Owszem, rola państwa w finansowaniu gospodarki może stać się nieco bardziej widoczna w wyniku utworzenia flagowego Polskiego Funduszu Rozwoju (PFR). Jednak plan Morawieckiego, w tym m.in. właśnie powstanie PFR, to przede wszystkim próba racjonalizacji i wzmocnienia instytucji państwowych, które w większości – np. w przypadku Korporacji Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych (KUKE), Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) czy Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) – już od dłuższego czasu dość sprawnie wspierają rozwój polskich firm. Ich rolą jest przede wszystkim dofinansowywanie lub ubezpieczanie działalności gospodarczej, którą kapitał prywatny uważa za zbyt ryzykowną albo nawet za nieprzewidywalną.

Agencje tego typu istnieją wszędzie na świecie, począwszy od kraju uważanego przez wielu za symbol wolnego rynku, czyli Stany Zjednoczone. Małe i duże przedsiębiorstwa amerykańskie mogą liczyć na bardzo silne wsparcie w sferach innowacji i eksportu ze strony takich organizacji jak Export-Import Bank of the United States i Defense Advanced Research Projects Agency (DARPA), czy też programu Small Business Innovation Research (SBIR) [1].

Kierunek polityki gospodarczej wyznaczony przez plan Morawieckiego de facto zbliża Polskę, a nie oddala od krajów zachodnich. | Marek Naczyk

W Europie zainteresowanie inwestycjami publicznymi znacząco wzrosło od czasu światowego kryzysu finansowego, ponieważ firmy prywatne są dziś dużo mniej skłonne do podejmowania inwestycji. Jednym objawem wzmożonej roli państwa w finansowaniu gospodarki jest wdrożenie przez Unię Europejską tak zwanego planu Junckera, którego plan Morawieckiego jest w dużej mierze polskim – i przynajmniej na poziomie deklaracji bardziej ambitnym – odpowiednikiem.

Nie ma oczywistych powodów, dla których polscy urzędnicy mieliby się okazać niekompetentni w tym obszarze polityki publicznej. Dobrym przykładem profesjonalnie działającej agencji rządowej jest Bank Gospodarstwa Krajowego (BGK), który będzie tworzyć trzon PFR. BGK od lat współpracuje z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym (EBI) i dzięki temu korzysta na wymianie wiedzy i najlepszych praktyk. BGK jest zresztą członkiem Long-Term Investors’ Club, forum założonego w 2009 r. przez EBI oraz trzy najważniejsze europejskie banki publiczne – niemiecką Kreditanstalt für Wiederaufbau (KfW), francuską Caisse des Dépôts et Consignations (CDC) i włoską Cassa Depositi e Prestiti (CDP).

Zawsze istnieje ryzyko, że niektóre programy finansowane przez nowo utworzony PFR skończą się niepowodzeniem, ale tak też jest z niejednym przedsięwzięciem finansowanym przez banki prywatne. Jeśli programy PFR przyczynią się do ogólnego podwyższenia poziomu inwestycji w Polsce, a tym bardziej inwestycji uważanych za najbardziej innowacyjne i ryzykowne, to plan Morawieckiego będzie korzystny dla polskiej gospodarki.

Jednak jeśli są jakieś czynniki, które wzbudzają obawę, że zapowiadany „Plan na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju” nie będzie realizowany pomyślnie, są one związane przede wszystkim z dotychczasowymi działaniami rządu Beaty Szydło.

Po pierwsze, jaki wpływ będą miały skrajna polaryzacja debaty publicznej oraz upolitycznienie nominacji wewnątrz administracji państwowej czy spółek Skarbu Państwa na ciągłość realizacji tak długofalowych projektów, jak te zapowiadane w planie Morawieckiego? Nawet jeśli partia rządząca ma sensowny plan i jest w stanie wystawić prawdziwych fachowców na kluczowe stanowiska, jaka jest pewność, że jej następcy będą chcieli dalej realizować strategię i że niektóre projekty nie zostaną zaniechane z powodów czysto politycznych? Taka niepewność może też budzić nieufność wśród firm prywatnych i powstrzymywać je od ubiegania się o środki oferowane w ramach planu Morawieckiego.

Po drugie, jak postawa PiS-u wobec inwestorów zagranicznych – i ogólnie świata zachodniego – wpłynie na zdolność płatniczą agencji rządowych zaangażowanych w plan? Część funduszy na inwestycje zapowiadane przez rząd ma być pozyskiwana przez emisję obligacji przez utworzony PFR na rynkach kapitałowych. To ciekawy pomysł: Bank Światowy na ogół w taki sposób finansuje kredyty, których udziela państwom słabiej rozwiniętym.

Tylko jak sprawić, aby retoryka nacjonalistyczna polityków PiS-u (nie wspominając o jawnie nieliberalnym kursie w polityce wewnętrznej i migracyjnej) nie zniechęcała zachodnich inwestorów instytucjonalnych do kupowania polskich papierów wartościowych? Próby uspokojenia tych inwestorów podjęte przez ministrów Morawieckiego i Szałamachę w mediach zachodnich mogą nie wystarczyć. To cały język partii rządzącej powinien się zmienić, tym bardziej, że kierunek polityki gospodarczej wyznaczony przez plan Morawieckiego de facto zbliża Polskę, a nie oddala od krajów zachodnich, które – w przeciwieństwie do Polski – zawsze dbały o rozwój swoich „czempionów narodowych”.

Przypis:

[1] Mariana Mazzucato, „The Entrepreneurial State: Debunking Public vs. Private Sector Myths”, Anthem Press, London 2013; Linda Weiss, „America Inc.? Innovation and Enterprise in the National Security State”, Cornell University Press, Ithaca, IL, 2014.