Media to potęga, również w Chinach. Pewnie dlatego prezydent Xi Jinping, ni stąd ni zowąd, 19 lutego wybrał się na kilkugodzinną wycieczkę po największych redakcjach kraju – agencji Xinhua, telewizji państwowej CCTV i redakcji czołowego organu prasowego partii – „Dziennika Ludowego”. Konsolidujący władzę Xi (coraz częściej mówi się, że to najsilniejszy chiński lider od czasów samego Mao) zwiedził studia i przywitał się z pracownikami. Przy okazji spontanicznie wszedł na wizję, by pozdrowić telewidzów, i przypomniał ludziom mediów kilka oczywistości, m.in. że „mają pisać historie, o tym, o czym ludzie lubią czytać” i że „media partyjne i rządowe są organami propagandy partyjnej i rządowej, muszą więc odzwierciedlać stanowisko partii”. Rzecz jasna wizyta przywódcy wstrząsnęła dziennikarzami, ale ludzie mediów potrafią przecież błyskawicznie i gracko odnaleźć się w każdej sytuacji. W budynku telewizji i w zasięgu obiektywów świty znalazły się więc banery z hasłem: „Telewizja centralna nazywa się Partia, absolutnie lojalna, prosi o inspekcję!”. Jeden z redaktorów Xinhua dał zaś upust swoim odczuciom w formie czołobitnego wiersza („Idziesz dziarskim krokiem, z podniesioną głową / a my będziemy dalej głośno śpiewać i szybko maszerować / w drodze do bogatego społeczeństwa”), którym podzielił się światem za pośrednictwem WeChat, dominującej w Chinach aplikacji komunikacyjno-rozrywkowej. I dostał dużo lajków.

Wydawało by się, że tak jasny i klarowny komunikat głowy państwa dotyczący roli mediów powinno zrozumieć i przyswoić nawet niewinne dziecko. Niestety już następnego dnia okazało się, że wróg nie śpi i nie wszyscy redaktorzy dorównują bystrością kilkulatkom. Okładka kantońskiego dziennika „Nanfang dushi bao” była jak policzek wymierzony partii – ewidentnie „inni szatani byli tam czynni” i zostawili wypalony odcisk pazura. Nie dość, że przemyślnie skonstruowany nagłówek tworzył akrostych „media nazywają się partia”, to – o zgrozo – dokładnie pod nim znajdowała się informacja o rozsypaniu prochów lokalnego milionera z notką: „jego dusza wróciła do morza”. Połączenie obu tekstów nie sprawi już problemów nawet repetującemu klasy gimnazjaliście: „Media nazywają się partia, ich dusza wróciła do morza”. Trudno się więc dziwić plotkom, że naczelny pisma, jego zastępca i redaktor wydania ponieśli stosowne konsekwencje.

Kolejny tytuł, tym razem szacowny tygodnik biznesowo-ekonomiczny „Caixin”, opublikował na swojej stronie wywiad z naukowcem i doradcą rządowym Jiang Hongiem, w którym tenże utyskiwał na obecnie panującą atmosferę, w której doradcy nie mogą swobodnie przekazywać opinii na tematy ekonomiczne, polityczne, społeczne i kulturalne organom państwowym, a także zaapelował o prawo do wolności wypowiedzi. Wywiad – pod zarzutem łamania prawa – szybko zdjęto na polecenie Cyberspace Administration of China, ale niepokorna redakcja skomentowała ingerencję cenzury gniewnym tekstem ozdobionym wymownym zdjęciem zaklejonych ust. Wypowiedział się w nim znów pan Jiang, oburzając się na bezpodstawne i bezprawne działania, bo jego zdaniem nie powiedział nic niewłaściwego ani nie złamał prawa. Ten tekst również zniknął ze stron „Caixina”, co chyba nikogo nie dziwi… Konsekwencje wyciągnięte wobec buńczucznych redaktorów i całego pisma nie są publicznie znane.

Pragnąc uchronić inne tytuły przed kłopotami, zwłaszcza że właśnie trwa coroczne posiedzenie chińskiego parlamentu i ciał doradczych. (W największym skrócie – obrady zawsze odbywają się w marcu, zawsze trwają ok. 10 dni, a posłowie mają głównie za zadanie głosować za przygotowanymi wcześniej ustawami – tylko „za”, bo w historii tej instytucji nie zdarzyło się jeszcze odrzucenie jakiegokolwiek wniosku). Wydział propagandy przygotował 21-punktową instrukcję, o czym pisać i jak o tym pisać, o czym nie pisać wcale, a co można cytować za agencją Xinhua. Ogólny klimat zaleceń jest jak zawsze taki sam – chwalić prezydenta, opiewać pozytywy, pomijać problemy (w końcu smog jest cały rok, na czort znów się nad tym rozwodzić…?). Kwestii do pomijania jest zazwyczaj o wiele więcej – lepiej nie pisać o pewnym pośle i równocześnie rozwiązłym mnichu buddyjskim, o krwawych atakach pacjentów na lekarzy, o wydatkach na wojsko, o rynku nieruchomości, o giełdzie, o korkach, o prywatnych majątkach posłów, o zmianach prawa pogrzebowego czy o „niszczeniu miejsc nielegalnych kultów w prowincji Zhejiang” (eufemizm na brutalne wyburzenia kościołów). Należy również powstrzymać się od żartowania z parlamentarzystów i z ich wypowiedzi. Xinhua zaś tradycyjnie „doradzi”, co myśleć w kwestii Tajwanu, Korei Północnej, tępienia korupcji, czy nawet plakietek z wizerunkiem Xi Jinpinga, którymi ozdobiła swoje stroje grupa tybetańskich posłów. Jeden z zakazów przygotowano chyba specjalnie na dzień kobiet, zabroniono bowiem publikacji materiałów dot. kulisów obrad, co zazwyczaj sprowadzało się do fotek pięknych hostess, tłumaczek i dziennikarek pracujących przy organizacji sesji. To musiało zaboleć nawet „Dziennik Ludowy”, który co roku wyłudzał miliony kliknięć dzięki galeriom zdjęć najurodziwszych panien z obsługi w opinających czerwonych sukienkach.

Samo istnienie listy nie jest niczym dziwnym, bo tego rodzaju instrukcje dla chińskich mediów pojawiają się dość często, ale tym razem wyjątkowe są jej długość – zazwyczaj liczba drażliwych tematów nie przekraczała dziesięciu – a także szczegółowość i niezamierzony (a może jednak zamierzony?) komizm poszczególnych punktów. Czy naprawdę dla losów i pomyślności Chińskiej Republiki Ludowej tak istotne są artykuły prasowe o lubieżnym mnichu, plakietkach w klapach czy zaniechanie publikacji zdjęć dziewczyn z obsługi? A może chodzi o coś innego? O chęć kontroli – tym większą, im więcej pojawia się problemów – i potrzebę maksymalnego poszerzenia zakresu spraw, które mogą stać się polityczne? W opublikowanym 25 lutego przez „Dziennik Ludowy” bogatym wyborze wypowiedzi, maksym i zaleceń prezydenta Xi na tematy okołomedialne znalazło się – niepozbawione poetyckiego muśnięcia – zdanie: „Gdziekolwiek są czytelnicy, gdziekolwiek są widzowie, tam musi sięgnąć ręka propagandy, bo właśnie tam znajduje się sens i punkt docelowy działań ideologicznych”.