Wtorkowy zamach islamskich terrorystów w Brukseli można interpretować jako odpowiedź ISIS nie tylko na złapanie Salaha Abdeslama – człowieka odpowiedzialnego za koordynację ubiegłorocznych zamachów w Paryżu – ale również jako próbę pokazania, że żadne europejskie porozumienie w sprawie zatrzymania fali uchodźców nie pomoże Unii opanować trapiących ją problemów. W interesie ISIS leży bowiem dzielenie, zastraszanie i osłabianie solidarności europejskiej, a „najazd” uchodźców skutecznie w tym pomaga, wzmagając podsycane przez populistyczne ruchy prawicowe przekonanie, że każdy uchodźca jest albo imigrantem zarobkowym, albo fanatycznym terrorystą.
W tym świetle niedawne porozumienie z Turcją, ogłoszone przez Donalda Tuska i Angelę Merkel jako sukces UE rozwiązujący kryzys uchodźców, jawi się jako złudny triumf. Te dwa wydarzenia – zamachy i porozumienie z Turcją – dobrze obnażają wewnętrzne i zewnętrzne problemy Unii, w tym kwestię kryzysu wartości, na których Unia jest ufundowana.
Europejczycy są z Wenus
Problemy wewnątrz Unii wynikają z braku solidarności jej członków i łatwości tworzenia podziałów zamiast podjęcia wspólnego wysiłku w kwestii uchodźców, co świetnie obrazowały przepychanki związane z kwotami ich relokacji. Premier Beata Szydło natychmiast po zamachach w Brukseli i złożeniu kondolencji belgijskim władzom wycofała się z wcześniej ustalonej deklaracji przyjęcia 7 tys. uchodźców.
Z kolei zewnętrzne problemy ujawniają, że Europejczycy są z Wenus – a więc, że na arenie światowej są bezbronną i pacyfistyczną wspólnotą, nieposiadającą wystarczającej mocy i środków, by radzić sobie z wyzwaniami, których źródło leży poza jej granicami, takimi jak wojny na Bliskim Wschodzie.
Dowodem na polityczną słabość Unii jest też bardzo korzystne dla Turcji porozumienie, które nie rozwiąże problemu niekontrolowanej migracji. Ankara wywalczyła nie tylko dodatkowe 3 mld euro na pomoc syryjskim uchodźcom, możliwość ruchu bezwizowego w ramach sfery Schengen i symboliczne ponowne otworzenie negocjacji akcesyjnych z Unią, ale udało jej się jednocześnie odsłonić polityczną niemoc Wspólnoty. Osiągnęła to dzięki ogólnikowym zapisom porozumienia i niesprecyzowaniu sposobów jego realizacji, przez co zachowała możliwość kontroli przepływu uchodźców do Europy. Gdyby UE chciała się teraz zbytnio wtrącać w jej sprawy, protestując przeciwko łamaniu praw człowieka, ograniczaniu wolności słowa czy pacyfikowaniu kurdyjskiej mniejszości przez prezydenta Erdoğana, „kurek z uchodźcami” zostałby z pewnością odkręcony.
Ankara nie obiecała bowiem, że będzie patrolować swoją linię brzegową. Choć wiemy, że gdyby to robiła – co zademonstrowała Europie, nie pozwalając przez jeden dzień wypływać ze swoich plaż łodziom uchodźców, przez co zmniejszyła drastycznie liczbę osób, którym udało się dostać do Grecji – pomogłaby Unii o wiele skutecznej.
Prawa uchodźców a przyszłość Europy
Te dwa wydarzenia wzięte razem – porozumienie z Turcją i zamach w Belgii – pokazały zatem rozmiary i problemy, z którymi boryka się Unia oraz ogrom pracy, jaki ją czeka, jeśli faktycznie zechce rozwiązać sytuację związaną z terroryzmem i uchodźcami.
Gdy po arabskiej wiośnie zaczynał się exodus uchodźców na Lampedusę, Europejczycy wraz z papieżem ćwiczyli się w gościnności i miłosierdziu. Kiedy po ponad dwóch latach, cała Europa stała się Lampedusą, a uchodźcy zaczynają napływać z kolejnych źródeł, można się zastanawiać, w co przerodzi się wciąż malejąca dla nich akceptacja – zwłaszcza mając w pamięci wydarzenia z ostatniej sylwestrowej nocy w miastach Niemiec i Austrii. Ciała przybyszów, chcąc nie chcąc, stają się zatem stawką w grze o przyszłość Europy.
Chodzi już nie tylko o przetrwanie Unii jako projektu emancypacyjnego – w końcu UE miała wyzwalać od rasizmu, nacjonalizmu czy silnych tożsamości – ale również o jej przetrwanie w tym podstawowym, a więc właśnie egzystencjalnym i jednocześnie ekonomicznym sensie. Gdy bowiem szczytne hasła o prawach człowieka w obliczu permanentnej tragedii uchodźców zderzyły się z polityczną ochroną praw obywateli przed zamachami terrorystycznymi, została odsłonięta iluzoryczność tych pierwszych, niezabezpieczonych polityczną siłą wspólnot państwowych. Przejawia się to przede wszystkim z rosnącej wśród polityków i obywateli państw Unii tendencji do tego, by się od uchodźców po prostu odgrodzić.
Uchodźcy ze względu na to, że są pozbawieni podstawowej ochrony prawnej, zostają zredukowanymi do biologiczności ciałami, z którymi można zrobić wszystko. | Rafał Wonicki
Dodatkowo – wraz z narastającym w ramach całej Europy prawicowym skrętem ideologicznym – wzrasta również postrzeganie uchodźców jako wrogów. Uchodźca coraz częściej zaczyna być taktowany jako zagrożenie, jako biologiczny pasożyt, który żeruje na Europie, albo jako barbarzyńca będący częścią pozaeuropejskiego obszaru niecywilizowanej, dzikiej natury, który chce Europę zniszczyć. Zdehumanizowany uchodźca przybiera postać terrorystycznego fanatyka atakującego wszystko, czym jest Europa.
Ten splot „biologicznie nagiego”, bo odartego ze wszystkich praw uchodźcy, zaciekłego w swoim religijny fanatyzmie terrorysty i ekonomicznego pasożyta, który wykorzystuje Europę, obnaża przede wszystkim ułudę Unii jako podmiotowej struktury zdolnej do rozwiązywania kryzysów, a także fikcję wartości, na których jest ona ufundowana. Prawa człowieka i odwołania do godności wyglądają dobrze w teorii, ale w praktyce, jak pokazują Hannah Arendt czy Giorgio Agamben, nie znaczą nic bez ochrony prawnej obywateli danej wspólnoty politycznej.
Uchodźcy, ze względu na to, że są pozbawieni podstawowej ochrony prawnej, zostają zredukowanymi do biologiczności ciałami, z którymi można zrobić wszystko. I w zasadzie to właśnie się z nimi dzieje. Gdy spojrzymy na porozumienie UE z Turcją, okaże się, że najmniej istotną dla liderów europejskich sprawą były warunki, które będzie zapewniała Turcja uchodźcom nowym, a także tym odsyłanym do niej z Grecji. To, że Turcja nie jest w sygnatariuszem konwencji o uchodźcach Europie, też nie przeszkadza. Nie ma ona również żadnych narzędzi, by kontrolować, czy pieniądze obiecane Ankarze będą szły na poprawę losu osób przebywających w tureckich obozach dla uchodźców, czy na jakieś inne cele. Uchodźcy stają się więc zredukowanymi do kwoty relokacji ciałami, zdanymi na łaskę, dziś coraz bardziej nieprzychylnej im, woli politycznej.
Uchodźca, obnażając fikcję europejskich wartości, a także odsłaniając przygodną i opartą na relacji politycznej naturę tego projektu, wskazuje zarazem na postępującą dehumanizację Europy. Jeśli Europa nie chce, by Państwo Islamskie wygrało, zamieniając ją w zwaśnione, odgrodzone od siebie i widzące wszędzie wrogów wspólnoty, potrzebuje – jak nigdy wcześniej – wzajemnej solidarności i zgodnego współdziałania wszystkich jej członków.
Jednak ograniczając się do pragmatyki współdziałania, bez powiązania z wartościami będącymi podstawą UE i bez próby wcielenia tych wartości w życie, tak by przywrócić im moc obowiązywania, projekt zjednoczonej Europy nie przetrwa. Pierwszym zaś krokiem w kierunku zmniejszenia pogłębiających się wewnątrz europejskich różnic jest podjęcie znów ćwiczeń z miłosierdzia wobec uchodźców, a także oddzielenie ich od zamachowców. Być może wtedy projekt Unii jako wspólnoty wartości zostanie ocalony.