Jak starałam się pokazać w poprzednim felietonie, to, czy zarodek jest, czy też nie jest człowiekiem, wcale nie rozstrzyga sporu na temat aborcji. Całkowitego zakazu aborcji postulowanego przez autorów projektu nowej ustawy nie da się uzasadnić, nawet jeśli przyjmiemy, że kobiety i zarodki mają równe prawa. Jednak przybliżona w ostatnim felietonie argumentacja dotyczyła przede wszystkim przypadków przerwania ciąży będącej wynikiem gwałtu oraz takiej, która zagraża zdrowiu kobiety ciężarnej. Tymczasem w większości krajów Zachodu – często do 9. lub 12. tygodnia ciąży – dozwolona jest także tzw. aborcja na żądanie. Na mapach ilustrujących prawa aborcyjne w Europie wyraźnie odznaczają się jedynie dwa państwa – Polska i Irlandia. Czy jesteśmy zielonymi wyspami w świecie „dzieciobójców”?

Człowiek, czyli organizm?

Czego chcemy się tak naprawdę dowiedzieć, kiedy pytamy o to, czy embrion jest dzieckiem? Czy chodzi o coś, co da się empirycznie ustalić, zmierzyć, potwierdzić w eksperymencie?

Przebieg ciąży nie jest tajemnicą. Zapłodniona komórka jajowa, zwana zygotą, przesuwając się w jajowodzie, ulega licznym podziałom komórkowym. W ten sposób przechodzi w stadium moruli (za encyklopedią PWN: kulistej bryłki złożonej z kilkunastu komórek, przypominającej wyglądem owoc maliny lub morwy). Następnie morula zamienia się w blastocystę i na tym etapie zagnieżdża się w macicy. Tylko część z komórek blastocysty stanie się w kolejnych dniach samym zarodkiem, większość z nich utworzy otaczające go łożysko. W tym samym czasie, czyli do kilkunastu dni po zapłodnieniu, może jeszcze dojść do podziału zarodka na dwa identyczne genetycznie organizmy, w przyszłości – jednojajowe bliźniaki. Jeśli do podziału dojdzie na późniejszym etapie ciąży, urodzą się bliźniaki syjamskie.

Załóżmy jednak, że mamy do czynienia z ciążą pojedynczą. Co dzieje się z zarodkiem po zagnieżdżeniu w macicy? Stopniowo embrion staje się płodem. Zaczyna być tak nazywany około 9. tygodnia ciąży – kiedy swoim wyglądem upodabnia się do miniaturowego noworodka. W tym czasie ma już około 30 mm i zalążki wielu organów. W dalszych miesiącach płód stale się rozwija i rośnie. Czy wiemy, od kiedy coś czuje? Badania mające na celu określenie dokładnego momentu, od którego płód jest w stanie np. odczuwać ból, trwają. Ze względu na stadium rozwoju jego mózgu odczuwanie bólu przez płód przed III trymestrem ciąży uważane jest za bardzo mało prawdopodobne. W tym samym czasie, w okolicach 6. miesiąca ciąży, płód ma już szanse na przeżycie poza organizmem matki. W zależności od tego, czy będzie dalej rozwijał się w macicy, czy też urodzi się jako wcześniak – będzie nazywany płodem lub noworodkiem.

Czy powyższy opis przebiegu ciąży odpowiada na tytułowe pytanie? Czy dzięki niemu dowiemy się, kiedy zygota staje się dzieckiem? Nie, ponieważ stawiając ten problem, nie pytamy o żaden biologiczny fakt. Nie pytamy o to, czy zarodek należy do gatunku homo sapiens. Pytamy o to, od kiedy jest osobą, jaki ma status moralny – innymi słowy – jakie prawa powinny mu przysługiwać. Biologiczne fakty mają tutaj kluczowe znaczenie – sami musimy je jednak zinterpretować. Biologia nie podyktuje nam listy praw, które należą się danym organizmom w poszczególnych stadiach ich rozwoju.

Jeśli nie w momencie zapłodnienia, to kiedy?

Jak stwierdził na łamach „Kultury Liberalnej” redaktor naczelny kwartalnika „Więź” Zbigniew Nosowski, „Poza poczęciem bądź narodzeniem każdy inny wybór momentu, w którym płód staje się człowiekiem godnym prawnej ochrony, jest arbitralny”.

Sam kościół miał w tej kwestii przez wieki odmienne zdanie. W jednym z objaśnień do „Sumy teologicznej” św. Tomasza z Akwinu pod redakcją ks. Stanisława Bełcha czytamy: „Całe ortodoksyjne chrześcijaństwo (także i Orygenes) utrzymywało, że ludzka dusza jest stwarzana przez Boga. Chodzi tylko o to – kiedy, w którym momencie. Aż do najnowszych czasów przyjmowano za Arystotelesem, że dusza umysłowa łączy się z ciałem po 40 dniach od jego poczęcia. Tak też głosili teologowie przez długie wieki” [1]. Dopiero w 1869 r. ówczesny papież w pełni „dowartościował” moment poczęcia. Jednak zarówno Pius IX, jak i św. Tomasz z Akwinu nie posiadali takiej wiedzy o przebiegu ciąży, jaką mamy obecnie. Czy faktycznie, poza samym zapłodnieniem, każdy inny moment uznania zarodka za człowieka musi się dziś wydawać arbitralny?

Przeciwnicy aborcji argumentują mniej więcej w ten sposób – skoro mamy do czynienia z jedną i tą samą istotą, która najpierw jest zygotą, embrionem, płodem, a w końcu noworodkiem, powinniśmy przypisać jej prawo do życia na każdym stadium rozwoju. Problem w tym, że nawet uznanie zapłodnionej komórki jajowej i noworodka za ten sam organizm wcale nie jest oczywiste.

Schody zaczynają się już od chwili zapłodnienia, które – jak zauważa dr Joanna Różyńska w książce „Od zygoty do osoby” – nie jest „momentem” ale procesem, trwającym nawet do 24 godzin [2]. Czy komórka jajowa na początku tego procesu – kiedy nie doszło jeszcze do fuzji materiału genetycznego przyszłych rodziców – powinna być już uznana za odrębny organizm, nowe życie? Zygota i płód nie są jednym i tym samym organizmem także dlatego, że na etapie blastocysty, kilkanaście dni po zapłodnieniu, większość jej komórek przekształca się w łożysko – zygota i płód nie są więc numerycznie identyczne.

No dobrze, ale co z genami? W procesie zapłodnienia powstaje unikatowy genotyp, „projekt” nowego człowieka – czy to nie wystarczy, by uznać, że noworodek i zygota są jednym i tym samym bytem? Tutaj jednak znowu odpowiedź nie jest oczywista. Po pierwsze, z jednej zygoty mogą powstać dwa różne, choć genetycznie identyczne organizmy (bliźniaki). Po drugie, nie jest tak, że nasz genotyp nie zmienia się od „chwili” poczęcia – w okresie życia płodowego oraz po urodzeniu może on podlegać spontanicznym mutacjom lub zmianom wywołanym przez środowisko. Jak czytamy w cytowanej już książce, „Czynniki zewnętrzne odpowiedzialne są nie tylko za wywoływanie mutacji genetycznych i wad wrodzonych, o czym była już mowa, ale także – a może przede wszystkim – za proces ekspresji genów, który stanowi podstawę różnicowania się komórek, a tym samym rozwoju i wzrostu organizmów żywych” [3].

W takim razie – argumentują przeciwnicy aborcji – możemy przynajmniej z całą pewnością powiedzieć, że embrion jest potencjalnym człowiekiem i z tego wynika jego prawo do życia. Tylko czy na mocy faktu, że możemy kimś być, przysługują nam takie prawa, jakbyśmy już tym kimś byli?

W stronę empatii

Numeryczna identyczność, genetyczna tożsamość, potencjalność – dla wielu przeciwników aborcji te abstrakcyjne argumenty nie mają siły rażenia. W tej debacie liczą się przede wszystkim emocje – i manipulacja nimi. Hasło towarzyszące zbieraniu podpisów pod nową ustawą antyaborcyjną brzmi: „Moje pokolenie powstrzyma aborcję”. Dlaczego, jak pokazały tegoroczne sondaże CBOS, to przede wszystkim najmłodsi Polacy chcą zaostrzenia ustawy o przerywaniu ciąży? Być może takie przekonanie wynieśli po prostu ze szkoły.

Temat aborcji obecny jest w programie nauczania religii rzymskokatolickiej dla szkół ponadgimnazjalnych, a jego przedstawienie bywa ilustrowane m.in. filmem „Niemy krzyk” Jacka Dabnera z 1984 r. Oczywiście nie ma żadnych danych na temat tego, jak często „dokument” ten pokazywany był w polskich szkołach przez ostatnie 20 lat. Na podstawie własnych doświadczeń zaryzykowałabym jednak hipotezę, że bardzo często – nierzadko też na etapie wcześniejszym niż liceum. Po zapoznaniu się z filmem Dabnera, oraz innymi podobnymi narracjami, wielu młodych Polaków uwierzyło, że płód jest człowiekiem. W jakim sensie? Przekonano ich, że już 12-tygodniowy płód czuje, myśli, świadomie się porusza oraz wydaje z siebie „niemy krzyk” w czasie aborcji. Film Jacka Dabnera był wielokrotnie krytykowany za manipulowanie faktami i nadinterpretację obrazu z ultrasonografii – ale silnie oddziałuje na poziomie emocji.

Jednak nie wszystkie emocje pojawiające się w debacie o aborcji są efektem jakiejś manipulacji. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie 12-tygodniowego płodu, jego miniaturowe ręce i nogi, by stwierdzić, że płód po prostu przypomina dziecko, i jako taki jawi się jako bezbronna istota wymagająca ochrony. Jednocześnie jednak nauka mówi nam, że nie posiada cech, które zazwyczaj uznajemy za „najbardziej” ludzkie – jest pozbawiony świadomości, nie może myśleć ani odczuwać emocji. Nie wiemy, w którym dokładnie momencie płód zyskuje te zdolności, ale wiemy też, że na pewno nie jest rzeczą. Jedyne, co nie podlega dyskusji, to fakt, że kobieta, w której brzuchu płód się znajduje, jest czującym i myślącym człowiekiem, a jej prawa nie mogą być łamane. Co z tego wszystkiego wynika?

W przeciwieństwie do tego, co twierdzą skrajni przeciwnicy oraz skrajni obrońcy prawa do przerywania ciąży – moralna ocena aborcji nie może być jednoznaczna. Wielu ludzi, co widać w europejskich regulacjach prawnych, jest przekonanych, że przerwanie ciąży w jej najwcześniejszym stadium nie jest morderstwem, ponieważ uznanie zapłodnionej komórki jajowej za osobę, za nosiciela praw nie znajduje uzasadnienia. Stawianie na równi pozbawionej świadomości „kulistej bryłki złożonej z kilkunastu komórek” oraz dorosłej kobiety wydaje się absurdalne. Co więcej, przerwanie ciąży na późniejszym etapie jest gorsze niż przerwanie jej wcześniej.

Dziś ustalenie dokładnej granicy, od której zarodek zostanie uznany za obywatela, jest decyzją polityczną. To nieprawda, że jedyny możliwy wybór to moment poczęcia lub narodzenia.

Przypisy:

[1] Św. Tomasz z Akwinu, „Suma teologiczna”, t. VII, cz. II, przeł. S. Bełch, wyd. Veritas, Londyn 1962–1986, s. 177.

[2] Joanna Różyńska, „Od zygoty do osoby: potencjalność, identyczność i przerywanie ciąży”, wyd. słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2008, s. 58.

[3] Tamże, s. 65.