Od przeszło dekady na łamach wielu magazynów (również „Kultury Liberalnej”) przy udziale różnych grup – mieszkańców, ekspertów, polityków – toczy się w Polsce debata na temat przestrzeni miejskiej. Przez te lata przetłumaczonych zostało wiele klasycznych pozycji na temat architektury i urbanistyki, co zawsze spotykało się z dużym zainteresowaniem. Na premiery poszczególnych pozycji przychodziły tłumy, ale mimo to można odnieść wrażenie, że miały one dość nikły wpływ na debatę na temat miasta.

W przypadku Jane Jacobs, której klasyczna książka „Śmierć i życie wielkich miast amerykańskich” została wydania w polskim tłumaczeniu w 2014 r., ten swoisty brak echa jest tym bardziej dojmujący, ponieważ od wielu lat amerykańska działaczka jest jedną z najważniejszych postaci w światowej debacie na temat miast. Właściwie na każdej międzynarodowej konferencji, która ma w swoim tytule cokolwiek dotyczącego miasta, musi paść jej nazwisko. Powstała niesłychana liczba peanów na jej cześć, często zupełnie bezkrytycznych. Na naszym rodzimym podwórku jej postać nie odegrała jednak większej roli, mimo że wiele wątków z jej twórczości, które były podejmowane w trakcie debaty międzynarodowej, są aktualne również w kontekście naszych miast. Jak pisała słynna socjolożka Saskia Sassen, jej przesłanie wciąż jest aktualne.

Nie sposób się z tym nie zgodzić, tym bardziej że z biegiem lat coraz częściej kolejni myśliciele zajmują stanowisko krytyczne względem dziedzictwa Jacobs. Dla przykładu, jeden z głośniejszych myślicieli Edward Glaeser w swojej równie głośniej książce pt. „Triumph of the City: How Our Greatest Invention Makes Us Richer, Smarter, Greener, Healthier and Happier”, jednym ze swoich głównych adwersarzy uczynił właśnie aktywistkę z Greenwich Village. Glaeser, bardzo umiejętnie wyczuwając klimat obecnych czasów – a także idąc w sukurs współczesnym modernizatorom miast w postaci deweloperów – pisał, że Jacobs myliła się, przykładając wagę do zachowania dawnej zabudowy oraz utrzymywania miasta w ludzkiej skali. Jednak za dowód triumfu miast, biorąc ich pięcie się w górę, a także niepohamowany rozwój i podając przykłady miast Globalnego Południa, Glaeser nie zrozumiał chyba, że tym, co czyni miasto wielkim, jest jego umiejętność zaspokajania potrzeb każdego mieszkańca.

Wizja miasta, z jednej strony kształtowanego przez wysokie wieże bogatych, a z drugiej przez sklecone własnoręcznie z dykty getta biedy, nie ma w sobie nic ludzkiego i nie świadczy w najmniejszym stopniu o jego triumfie. Właśnie przed tym przestrzegała Jacobs. W pewnym sensie dziś, gdy mamy do czynienia z nową wysokościową zabudową, zmieniającą krajobraz naszych miast, dyskusja między Glaeserem a Jacobs otwiera zupełnie nowy rozdział pozwalający na interpretację jej twórczości. Bardzo aktualny dla Warszawy, w której cały czas trwa dyskusja na temat jakości nowej architektury oraz zachowania dawnej zabudowy.

Innym tematem dyskusji podejmowanym w kontekście dzieła Jacobs jest jej uwielbienie dla małej przedsiębiorczości. Wydaje się, że ten temat jest dziś istotny, szczególnie gdy patrzymy na centra polskich miast, zabudowywanych przez wielkopowierzchniowe centra handlowe, które wysysają ludzi z ulic. Oczywiście, uwielbienie dla małej przedsiębiorczości, które podzielała Jacobs, w pewnym sensie doprowadziło do zgentryfikowania samej Greenwich Village – od czasów, gdy Jacobs tam mieszkała, ceny mieszkań, lokali użytkowych oraz działek poszybowały niebotycznie. Jednak w dobie dzisiejszych centrów handlowych, które skutecznie czyszczą ulice miasta z drobnej przedsiębiorczości, wydaje się jednak, że dziedzictwo Jane Jacobs jest wciąż aktualne również w tym zakresie.

Oczywiście z dziedzictwem Jacobs jest również ten problem, że zostało ono z czasem zagarnięte przez różne ruchy w architekturze i urbanistyce, które wykrzywiły jej idee, niekiedy także je ośmieszając. Przykładem może być nowy urbanizm, gloryfikujący niską zabudowę, małą przedsiębiorczość, a także wzorce starodawne, wedle których stworzono np. zagospodarowanie Pondbury pod Dorchester w Anglii, w pewnym sensie doprowadził je do skrajności oraz pokazał, w jakich kontekstach nie należy ich brać zbyt sztywno pod uwagę. Chociaż nie jest to krytyka Jacobs, czy nawet samych założeń nowego urbanizmu, a jedynie tej jednej realizacji, warto pamiętać, że nie w każdym kontekście dobre rozwiązania są w stanie stworzyć dobre miasto. Paradoksalnie można w tym również odnaleźć pewien wątek obecny u Jacobs. Mianowicie, poszukiwania rozwiązań nie gdzieś poza kontekstem miejsca, które pragnie się zmienić, ale w oparciu o właśnie to miejsce i ludzi, którzy w nim mieszkają.

Jak widać, pewne wątki dyskusji wokół dzieł Jane Jacobs, nawet jeśli nie akcentują silnie jej nazwiska, są obecne dziś, również w naszej debacie. Oczywiście dziedzictwo amerykańskiej pisarki może wydawać się polskim miastom egzotyczne, jednak należy pamiętać, że pewne problemy odznaczają się uniwersalnością. Doświadczenie Jane Jacobs jest z pewnością jednym z właśnie takich. Sam przyznam, że odkryłem jej twórczość wiele lat temu i do dzisiejszego dnia pozostaję pod jej wpływem.

* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Fot. Phil Stanziola [Domena publiczna], Źródło: Wikimedia Commons