Równe 10 lat. Dekada przemocy, chaosu, bezprawia, samosądów. Pokolenie dzieci, które nie nauczyło się czytać i pisać. Pokolenie młodzieży, które nie poszło na studia. Pokolenie dorosłych o przetrąconych życiorysach. Miliony zniszczonych zabytków, spalonych książek, zburzonych budowli. Ile dokładnie? Nie wiadomo – to wciąż tematu tabu. Szacunkowe obliczenia mówią o ok. 36 mln prześladowanych osób i ok. 1 mln zabitych, choć istnieją też takie, które wskazują na kilka milionów ofiar.
Garść faktów. Mao Zedong, bojąc się utraty władzy i spisków w łonie partii, 16 maja 1966 r. rozpoczyna obronę przez atak. Zwraca się do młodzieży, nawołuje do „oczyszczenia” społeczeństwa. Uczniowie i studenci z entuzjazmem zabierają się do eliminowania prawicowców i kapitalistów, do walki z „czterema starociami”, do upokarzania, bicia i zabijania własnych nauczycieli i każdego, kto choćby ma pozory wroga ludu. Dopiero śmierć Mao w 1976 r. kończy ten okres stanu nadzwyczajnego. Państwo chińskie powoli wybudza się z letargu, ludzie z ulgą witają wznowienie działania administracji, szkół, wydawnictw, uczelni.
Nie nastąpiło żadne rozliczenie, przed sądem stanęła jedynie „banda czworga”, której członkowie posłużyli za kozła ofiarnego. Żaden czerwonogwardzista nie został pociągnięty do odpowiedzialności za swoje zachowanie, żadna ofiara nie dostała zadośćuczynienia ani przeprosin. Teoretycznie wszyscy wiedzą, że panował chaos, że było brutalnie, że ginęli ludzie, że cierpieli niewinni, a winni nie zostali ukarani, ale w praktyce nic to nie oznacza. Pazur rewolucji chyba drasnął każdą chińską rodzinę. Nawet obecny prezydent Xi Jinping jako młodzik został wysłany na wieś, gdzie harował w polu, a jego ojciec, wysoki urzędnik partyjny, spędził 16 lat w więzieniu. Niezliczeni ludzie kultury, artyści, poeci, pisarze lądowali w obozach reedukacyjnych, więzieniach, niektórzy woleli odejść na własnych warunkach i popełniali samobójstwo. Dopiero po kilku latach od jej zakończenia, w 1981 r. partia opublikowała dokument potępiający rewolucję kulturalną i „ciężkie straty”, jakie jej przyniosła, i uznający Wielkiego Sternika za winnego „teoretycznych i praktycznych błędów”. Poza tą krótką deklaracją władze unikają wzmianek i dyskusji o tym czasie, nie ma go w podręcznikach, nie pojawia się w mediach, nie jest przedmiotem społecznej dyskusji, a jednostkowe próby rozliczenia się z przeszłością (np. publiczne wyznanie win byłych czerwonogwardzistów i prośba o przebaczenie skierowana do ofiar) są szybko wyciszane.
Tym razem milczenie mediów, całkowite i znamienne, trwało prawie dobę. 17 maja dwie gazety „Dziennik Ludowy” i „Global Times” – pierwsza to oficjalny organ partii, druga słynie z twardogłowej prorządowej postawy, opublikowały krótkie teksty z krytyką dekady chaosu i nawołujące do skupienia się na przyszłości. „Z pewnością musimy przywrócić naszej pamięci historyczną lekcję z rewolucji kulturalnej”, a werdykt z 1981 r. był „niepodważalnie naukowy i zachowuje swą moc”, twierdzi „Dziennik Ludowy” i uspokaja czytelników – „nie będzie powtórki błędów rewolucji kulturalnej”. Artykuł z „Global Times” jest podobnej treści – rewolucja się nie powtórzy, „dawno temu powiedzieliśmy jej do widzenia! […] Dziś możemy powtórzyć po raz kolejny – nie może się powtórzyć i na pewno się nie powtórzy”. To wydarzenie przyniosło „ból wielu Chińczykom. Nie da się wymazać tej zbiorowej pamięci”. Dlaczego dwie rządowe tuby zgodnie poczuły potrzebę uspokojenia czytelników i zapewnienia, że rewolucja Mao była zła i błędna? Kwestia rewolucji kulturalnej, jednej z wielu nierozliczonych tragedii z najnowszej historii Chin, coraz częściej staje się zarzewiem ideologicznych sporów pomiędzy frakcjami w łonie partii. Lewicowo-maoistyczna odwołuje się do tej epoki z sentymentem (coś na kształt polskiej nostalgii za czasami Gierka), liberalno-reformatorska uważa ją za totalną pomyłkę i katastrofę. „Musimy stanowczo zapobiegać i opierać się próbom wykorzystywania kwestii rewolucji kulturalnej pochodzącym z «lewa» czy z «prawa». Nie możemy wracać na zamkniętą i spetryfikowaną ścieżkę, nie możemy również kroczyć błędną drogą porzucania dawnych wartości” – deklaruje „Dziennik Ludowy”. Zostało to odebrane jako pogrożenie palcem głównie w kierunku frakcji neomaoistów, którzy nawołują do wskrzeszenia niektórych elementów z przeszłości – głównie chodzi o ideologiczną czystość poglądów, poczucie równości i wspólnoty. Mają oni wysoko postawionych sympatyków, skoro niedawno udało im się doprowadzić do koncertu „czerwonych piosenek” – czyli rewolucyjnych pieśni z czasów Mao w Wielkiej Hali Ludowej, siedzibie chińskiego parlamentu.
Z okazji rocznicy przez światowe media przetoczyła się prawdziwa fala tekstów i zdjęć związanych z tym wydarzeniem. Zainteresowanie rewolucją kulturalną jest podsycane aktualnymi zmianami sytuacji politycznej w Chinach. Obserwowane od kilku lat usztywnienie polityki, olbrzymi wzrost znaczenia przewodniczącego Xi Jinpinga, teoretycznie primus inter pares, ale o pozycji nieporównywalnie silniejszej, niż jaką mieli jego poprzednicy, zaostrzenie cenzury, ograniczanie, już i tak mizernych, praw obywatelskich – w oczach wielu komentatorów, zresztą nie tylko zagranicznych, to wszystko wygląda jak preludium powrotu do starych czasów i jedynowładztwa na wzór Mao. Z tych nastrojów, jak widać po cytowanych powyżej tekstach prasowych, zdaje sobie sprawę władza i zdecydowanie dementuje – rewolucja się nie powtórzy, nie lękajcie się. Czy te dwie krótkie deklaracje, już przysypane stosami nowszych informacji z kraju i ze świata, uspokoją chińskich czytelników?
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Pixabay.com