Najnowszy dokument Wernera Herzoga „Lo i stało się: zaduma nad światem w sieci” (w oryginale „Lo and Behold: Reveries of the Connected World”) to zaskakująco ludzkie ujęcie tego, dokąd zmierza świat przyszłości nieludzkiego technocenu – czyli epoki, w której nad naturą dominować będą nie homo sapiens, jak to ma miejsce w obecnym antropocenie, ale technologie [1].

Zamiast zachwycać się kolejnymi technologicznymi fetyszami i podążać za rozbudzającym masową wyobraźnię człowiekiem jako policzalnym – a co za tym idzie podlegającym kontroli – rozszerzeniu dla technologii (widocznym np. w ruchach quantified self ), Herzog zza kamery rozmawia z naukowcami, z ludźmi inwestującymi w technologie przyszłości, a także z tymi, na których technologie bezpośrednio wpływają. Z nieskrywaną fascynacją pyta o podstawowe ludzkie emocje i wartości w nadchodzącym świecie dominacji maszyn. Czy w przyszłości sensory mózgowe zasygnalizują, że przechodząca obok dziewczyna zaraz się we mnie zakocha? – pyta Herzog.

fot. Docs Against Gravity
fot. Docs Against Gravity

Od internetu do Marsa

„Lo i stało się” to seria wywiadów, w której reżyser prowadzi widza po wizjach robotycznej przyszłości, a także nieodległej przeszłości ARPANET-u, która ustanowiła podwaliny naszej obecnej komunikacji. Jednak to, co Herzoga interesuje najbardziej, to człowiek jako byt społeczny. Jak będą wyglądać relacje międzyludzkie i wspólnoty, kiedy technologie wywrócą do góry nogami nasze dotychczasowe funkcje w społeczeństwie? Jeżeli teraz jesteśmy w środku przemian na rynku pracy wywołanych postępującą automatyzacją, co stanie się, kiedy roboty faktycznie przejmą większość zadań? Czy będziemy w ogóle pracować? I w jaki sposób poukładany będzie świat ludzi niepodporządkowanych pracy, jak będziemy określać naszą użyteczność?

Choć Herzog nie przedstawia pomysłów na nowy porządek społeczny, z wypowiedzi jego rozmówców można wywnioskować, że technologie istnieją na obraz i podobieństwo społeczeństw, które je wykorzystują. Na pierwszy ogień idzie internet, obecnie podstawowa i oczywista przestrzeń komunikacji, choć narodziła się ledwie 45 lat temu. Leonard Kleinrock z UCLA opowiada o tym, w jaki sposób pierwszy internet, ARPANET, został zaprogramowany dla anonimowych użytkowników – we wspólnocie naukowców ważna była nie identyfikacja, ale treść przekazu. Wraz z rozwojem sieci i pojawieniem się specyficznych dla internetu bytów – trolli – okazało się, jak naiwne było to myślenie. Szokującym przykładem przywołanym przez Herzoga jest pośmiertna historia nastolatki, która zginęła w wypadku samochodowym. Jej rodzina opowiada o tym, jak makabryczne zdjęcie roztrzaskanej głowy dziewczyny natychmiast pojawiło się w sieci, a następnie w ich skrzynkach mailowych, razem z nienawistnymi komentarzami. Trudno dziwić się matce, kiedy mówi, że jej zdaniem internet to wcielenie Antychrysta. Z kolei Kevin Mitnick, jeden z najsłynniejszych hackerów, wyjaśnia, że do tego, by włamać się nie tylko do policyjnych danych, ale i do innych najpilniej strzeżonych systemów bezpieczeństwa, bardziej niż internet przydały mu się dar przekonywania oraz umiejętność korzystania z dostępnych metadanych i geolokalizacji – w końcu policja też sobie jakoś radziła z przestępstwami przed dzisiejszą skalą big data [2].

Obecna rzeczywistość technologiczna zgrzyta jednak nie z tylko powodu bezkarnej anonimowości i zagrożeń czyhających w internecie. Na poziomie systemowym jesteśmy coraz bardziej bezbronni również wtedy, kiedy technologia zawodzi. Herzog przypomina gigantyczną awarię elektryczności w Nowym Jorku w wyniku huraganu Sandy w 2012 r., który pozbawił prądu niemal całe miasto. W obliczu katastrof naturalnych paraliżujących całą infrastrukturę technologiczną, marzenie Kleinrocka o internecie rzeczy – fizycznych przedmiotów podłączonych do wirtualnej sieci – który byłby prosty i niewidoczny niczym prąd, nieco blednie. Są też i nowe choroby cywilizacyjne: nie tylko alergie na pyłki i gluten, ale i na wszechobecne fale elektrostatyczne, które wyganiają ludzi do klatek Faradaya albo po prostu w głuszę. Dlatego w SpaceX Elon Musk pracuje nad lotami na Marsa (najlepiej w dwie strony, nie tak jak w głośnym projekcie Mars One), w razie gdyby na Ziemi coś poszło nie tak. Jednak astronomka Lucianne Walkowicz dopowiada przytomnie, że sami konsekwentnie niszczymy planetę i nie ma żadnej gwarancji, że na Marsie ludzie będą się zachowywać lepiej – za to na pewno nie będą mieli naturalnego tlenu.

fot. Docs Against Gravity
fot. Docs Against Gravity

Miłość (do) robotów

A co w międzyczasie? Reżyser powtarza rozmówcom swoje ulubione pytanie: czy internet śni o sobie? Na to pytanie usiłuje od jakiegoś czasu odpowiedzieć m.in. Google. Herzog pokazuje uczące się roboty, które są w stanie dzielić się wiedzą ze sobą nawzajem. Można je znaleźć już nie tylko w filmie o systemie operacyjnym „Her” czy w serialu o robotach „Humans”, ale w faktycznie istniejącym laboratorium w Pittsburghu. W najbliższej perspektywie mamy samoprowadzące się samochody, które trzeba nauczyć, że jeżeli mają się z czymś zderzyć, to lepiej z drzewem niż z innym samochodem. Rozwijana jest także sztuczna inteligencja zaprzęgnięta m.in. do operacji giełdowych. Choć jej zadaniem jest zapewnić maksymalny zysk akcjonariuszom, warto – jak dyskretnie sugeruje Elon Musk – być może powstrzymać AI przed wywołaniem wojny, by osiągnąć ten cel. Innymi słowy racjonalne działanie maszyny nijak się ma do ludzkich systemów etycznych. Ale nawet z inteligencją słabo – jeden z naukowców pracujących nad robotami marzy o tym, by miały one w sobie intelekt choćby karalucha.

Jak będą wyglądać relacje międzyludzkie i wspólnoty, kiedy technologie wywrócą do góry nogami nasze dotychczasowe funkcje w społeczeństwie? Jeżeli teraz jesteśmy w środku przemian na rynku pracy wywołanych postępującą automatyzacją, co stanie się, kiedy roboty faktycznie przejmą większość zadań? Czy będziemy w ogóle pracować? I w jaki sposób poukładany będzie świat ludzi niepodporządkowanych pracy, jak będziemy określać naszą użyteczność? | Helena Chmielewska-Szlajfer

Póki co, czarne pudełko wielkości garnka jeżdżące na kółkach po minipolu piłkarskim to namiastka przyszłego Cristiano Ronaldo, a twórca robota, Joydeep Biswas z uniwersytetu UMass w Amherst, darzy go niewątpliwym uczuciem. Zapytany przez Herzoga potwierdza: „tak, kocham Robota 8”.

Naukowcy kochają swoje roboty, ale co z emocjonalnością tych naukowych wytworów? Sebastian Thrun z uniwersytetu Stanford studzi zapał do programowania emocji na ludzką modłę: czy chcemy, by zmywarka zakochała się w lodówce i z tego powodu odmawiała zmyć naczynia? Z innej jednak strony, jeżeli technologie przyszłości mają być pozbawione uczuć, a ich „moralność” sprowadzać się do algorytmu, będą one i tak w sposób zasadniczy wpływać na nasz własny, ludzki system wartości. W jaki sposób będziemy sobie nawzajem potrzebni? Już teraz głośno jest o graczach, którzy umierają z wycieńczenia po kilkudziesięciu godzinach gry bez przerw. Herzog przywołuje południowokoreańską parę, która przez gry zagłodziła swoje małe dziecko, ale rozmawia też z byłą graczką na detoksie w malowniczym ośrodku w lesie, która stara się nie myśleć o swoich licznych awatarach. Powroty na łono społeczeństwa z wirtualnego świata są możliwe, ale u Herzoga są one zapośredniczone przez powrót do natury. Sądząc po filmie, wygląda na to, że w nadchodzącym technocenie najważniejszym medium podtrzymującym ludzkie wspólnoty będzie środowisko naturalne, niczym powrót do natury Rousseau.

Również dlatego w opowieści o technocenie Herzog uparcie wraca do natury człowieka. Naukowcy zajmujący się sensorami fal mózgowych opowiadają o telepatii, tweetowaniu myśli, zbieraniu danych o emocjach. Ale Herzoga interesują przede wszystkim ludzkie uczucia: czy dzięki sensorom łatwiej będzie znaleźć miłość?

 

Przypisy:

[1] Ciekawie piszą na ten temat m.in. Alison Guy i Koert van Mensvoort w książce towarzyszącej wystawie „Welcome to the Anthropocene” w Deutsches Museum w Monachium (wystawa jest czynna do końca września).

[2] Np. Mattathias Schwartz w „The New Yorker” przedstawia krytyczną analizę skuteczności amerykańskiej policji, która w swoich metodach operacyjnych zbyt ochoczo przerzuciła się na analizę masowych danych.