Zamieszczona na tylnej okładce wielkimi literami informacja, że mamy do czynienia z biografią „autoryzowaną” w zamyśle wydawcy miała zapewne stanowić zachętę dla czytelnika. W zalewie publikacji poświęconych najlepszemu polskiemu piłkarzowi oto dostajemy do ręki książkę nie tylko autorstwa dobrego dziennikarza, ale jeszcze zweryfikowaną przez samego zainteresowanego, który autografem i stosownym napisem potwierdza, że jest to „jego historia”. Plusy powyższego układu są takie, że Wilkowicz miał szansę porozmawiać z osobami z najbliższego otoczenia Lewandowskiego oraz uzyskał dostęp do fotografii z albumu rodzinnego. Minusy – czytelnik dostaje do ręki historię miejscami wygładzoną, a miejscami płaską jak naleśnik, w której wszelkie chropowatości zostały albo przemilczane, albo opowiedziane w wyraźnie jednostronny sposób.
Przykład? Proszę bardzo. Już na początku poznajemy historię nadania imienia przyszłemu piłkarzowi: „Bobek, tak go nazywali od małego. Dostał na imię Robert, żeby było łatwiej wymawiać, gdy zrobi karierę za granicą. Robert, Bob, Bobek” (s. 26). A zatem można się domyślać, że Lewandowski był przez rodziców przygotowany do wielkiej kariery już od urodzenia. Czy rzeczywiście wywierali na niego presję? W jaki sposób odbijało się to na ich relacjach? Czy zdaniem Lewandowskiego takie „ustawianie” dzieci to dobry pomysł? Czy mając w pamięci swoje doświadczenia, będzie kierował się podobnymi przesłankami, wybierając imiona dla swoich pociech?
Na żadne z tych pytań nie dostajemy odpowiedzi, choć w książce jest garść faktów o młodości Lewandowskiego. Trenerzy Roberta z lat dziecięcych zapewniają, że Joanna i Krzysztof Lewandowscy nigdy nie zapisali się do KOR-u, czyli – jak tłumaczy Wilkowicz – Komitetu Oszalałych Rodziców, to znaczy takich, którzy wszystko zawsze wiedzą lepiej niż trener i chcą, by ich kilkuletnie pociechy po kilku miesiącach treningu grały na poziomie Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Wiemy też, że sami mając za sobą karierę sportową, w piłkarski rozwój syna wkładali ogromie dużo pracy. Lewandowski, który urodził się w podwarszawskim Lesznie i mieszkał tam w dzieciństwie, kilka razy w tygodniu dojeżdżał z ojcem na treningi Varsovii Warszawa w centrum miasta, niekiedy półtorej godziny w jedną stronę. Wiemy, że rodzice niemal zawsze byli obecni na jego meczach, dopingowali i motywowali go, a ich wsparcie było dla młodego zawodnika niezwykle ważne. „Trenowałem, żeby zobaczyć potem tatę na trybunach” (s. 56), przyznaje Lewandowski.
To jednak trochę zbyt mało. Pytania o relacje rodzinne mogą się wydać wścibskie, ale bez nich trudno poznać naszego bohatera. Tymczasem Iwona Lewandowska pojawia się książce jedynie okazjonalnie, a siostry Mileny nie ma w niej wcale (tata Roberta zmarł, gdy piłkarz miał 17 lat). Trudno uwierzyć, że Lewandowski nigdy nie miał momentów zwątpienia – o tych dowiadujemy się co nieco później i z ust menadżera Cezarego Kucharskiego – czy raczej momentów młodzieńczego buntu. Wiele obiecujących „karier” kończy się gdzieś na etapie późnego gimnazjum i liceum. Dlaczego w przypadku Lewandowskiego tak się nie stało? To pytanie tym ciekawsze, że Lewandowski, choć przez lata był uznawany za talent, zawsze miał wokół siebie innych zawodników, którym wróżono wielką boiskową przyszłość.
W książce Wilkowicza kariera Lewandowskiego – mimo braku wielkich sukcesów na poziomie trampkarskim i juniorskim – właściwie od najmłodszych lat rozwija się jak po sznurku z jednym tylko wyjątkiem w latach 2005 i 2006. To wtedy umiera ojciec piłkarza, a on sam doznaje poważnej kontuzji w meczu rezerw Legii Warszawa, po której klub nie przedłuża z nim kontraktu. Młody zawodnik przenosi się do Znicza Pruszków i tam w ciągu dwóch lat całkowicie się odbudowuje. Klub awansuje z trzeciej do pierwszej ligi, a Lewandowski zostaje królem strzelców kolejnych lig i już w 2008 r. odchodzi do Lecha Poznań.
Jak to się stało? Temu okresowi w życiu Lewandowskiego Wilkowicz poświęca zdecydowanie zbyt mało miejsca, choć siłą rzeczy przeciętny kibic wie o nim najmniej. A to właśnie ten czas jest najbardziej fascynujący. Jak to możliwe, że chłopak, którego kilkakrotnie skazywano na piłkarską emeryturę, zanim na dobre zaczął karierę, nigdy się nie poddał i dlaczego zabłysnął właśnie w Zniczu? Wilkowicz wielokrotnie odwołuje się do uporu Lewandowskiego, pisze też, że talent to we współczesnym futbolu jedynie część – wcale nie największa – recepty na sukces. To dość skąpe wytłumaczenia. Gdy po lekturze zadaję sobie pytanie, jaka jest tajemnica sukcesu Lewandowskiego w Lechu Poznań, Borussii Dortmund czy obecnie w Bayernie Monachium, umiem odpowiedzieć na to pytanie. Co dokładnie stało się w Zniczu Pruszków? Nie mam pojęcia.
Brakuje też w „Nienasyconym” szerszego opisu konfliktów, jakim Lewandowski musiał stawiać czoła na późniejszych etapach kariery. Jak choćby wówczas, gdy bardzo ostro walczył o miejsce w ataku Borussii z Paragwajczykiem Lucasem Barriosem. Walczył, dodajmy, całkiem dosłownie i nie tylko na boisku: „Wygrał rywalizację z Barriosem, w której czasem trzeba się było zetrzeć i na pięści, w szatni. Już do końca gry w Borussii pozostał niekwestionowanym numerem jeden w ataku” (s. 147). Tylko tyle Wilkowicz ma nam do powiedzenia na temat tych wydarzeń. Niewiele też mówi o późniejszych konfliktach w reprezentacji Polski po nieudanym Euro 2012 i jeszcze gorszych eliminacjach do mundialu w Brazylii.
Nie wiem, czy autor „Nienasyconego” nie chciał zadać Lewandowskiemu tych wszystkich pytań, czy nie zdążył. Jak pisze, rozmawiał z nim na potrzeby tej książki kilka godzin (s. 56), a to zdecydowanie za krótko jak na książkę, która ma pretensje być biografią. Choć mogło się oczywiście zdarzyć tak, że na poruszenie tych wątków nie zgodził się sam bohater lub ktoś z jego otoczenia.
Wszystko to nie znaczy, że więksi i mniejsi fani futbolu powinni książkę Wilkowicza omijać z daleka. To bardzo dobrze napisana i zajmująca lektura. Opowieści o tym, jak profesjonalnie podchodzi Lewandowski do swojej kariery i jak na każdym kroku – na boisku i w życiu prywatnym – stara się być lepszym zawodnikiem powinny zostać wydrukowane i zawieszone w każdej polskiej szkółce. Historia Lewandowskiego to opowieść o tym, jak jeden z wielu niezłych nastolatków, przez lata pozbawiony porządnego zaplecza treningowego, dzięki ciężkiej pracy potrafił zrobić z siebie wielkiego napastnika. W naszpikowanej historiami niespełnionych karier i zdominowanej przez kulturę „Nic się nie stało” polskiej piłce to niemal hollywoodzka success story.
Mimo to na pełną biografię najlepszego od lat polskiego piłkarza musimy jeszcze poczekać. Okazuje się, że tytuł książki Wilkowicza – „Nienasycony” – oddaje nie tylko jedną z cech charakteru Roberta Lewandowskiego. Dobrze opisuje także uczucie czytelnika po przewróceniu ostatniej strony.
Książka:
Paweł Wilkowicz, „Nienasycony Robert Lewandowski”, wyd. Agora, Warszawa 2016.