Sama obserwacja tego, co trudne, musi być siłą rzeczy trudna, jeśli przekaz ma być szczery. Przed trudem własnego dorastania bronimy się, wypierając olbrzymie napięcia tamtego czasu w niepamięć lub dobrotliwą narrację o niepoważnych problemach młodzieńczych. Z dorastaniem naszych dzieci czy innych bliskich także mamy nie lada problem – nie bardzo wiemy, jak mamy się wtedy do nich zwracać, jak się zachować; łatwo o banał i groteskę. Również w kinie ujęcia wieku dojrzewania najczęściej doprawione są dla naszej zabawy grubiańską wulgarnością. Na myśl przychodzą tu częściej filmy spod znaku „American Pie”, skoncentrowane na niewybrednych żartach z erotycznej obsesji i seksualnej fajtłapowatości tego wieku, a znacznie rzadziej ujęcia psychologicznie prawdziwe jak np. „Ukryte pragnienia” Bernardo Bertolucciego, pokazujące zmagania dojrzalszej już nastolatki z wejściem w świat seksualności dorosłych.
Chaos ciała
U Kuby Czekaja jest inaczej. Obraz zmagań Mickeya z własnym ciałem, jego biologią i z całym – także najbliższym – otoczeniem nie jest psychologicznie zakłamany czy komediowo obśmiany. Fabuła jest prosta: Mickey dorasta i jego ciało przechodzi przemiany. Chłopiec nie akceptuje na poziomie konkretnym swoich odstających uszu, ale na poziomie abstrakcyjnym właściwie wszystkiego, co się z nim dzieje. Nie wie, kim jest, myśli o sobie ze wstrętem, chciałby stać się nikim albo umrzeć. Jest potwornie samotny i otoczony przemocą. Owszem, jest w filmie wulgarnie, ale raczej nie do śmiechu – na tyle wulgarnie, na ile świat nastolatka nabiera cielesnej wulgarności puchnięcia, seksualności i agresji. Owszem, bywa w tym filmie i śmiesznie, ale nie przykrywa to pędzącego, rozgrzanego od niepokoju dramatu zmagań na stałe wpisanego nam przez ludzką biologię w rozdział pod tytułem „Pokwitanie”. Oto bowiem w wieku Mickeya ego, ukształtowane już całkiem nieźle w dzieciństwie, pod wpływem zmian biologicznych w sposób nagły przechodzi od „zawieszenia broni” okresu latencji do wielkiej wojny o przetrwanie. W tej wymagającej ogromnych nakładów energii psychicznej walce ego znajduje się pod ciągłym naciskiem nacierających impulsów popędowych id.
Aby ukazać tę walkę, Kuba Czekaj sięga po komiksowe czy wideoklipowe nieraz formy wyrazu. Świetnie odzwierciedlają one pełną napięć plątaninę myśli, obserwacji i interakcji młodego Mickeya. Dotąd ustabilizowany świat nagle zaczyna ociekać niezrozumiałą, a więc pociągającą i odpychającą jednocześnie fizjologią genitaliów, wykwitów i wydzielin. Zmienia się jak w kalejdoskopie – tak jak szkolna rzeczywistość, raz represyjna z lotniskową bramką na wejściu, innym razem nieszczerze uśmiechnięta twarzą nauczyciela angielskiego brzdąkającego folkowo na gitarze. Bezpieczny ład stworzony przez dorosłych – przewodników i wychowawców – zaczyna się kruszyć, gdyż obserwujemy ich własną popędowość, seksualność i nieadekwatność. Matka nie zauważa przemiany dziecka, dopóki nie spostrzega jego erekcji. Ale i to nie przeszkadza jej we wchodzeniu do łazienki, proszeniu o umycie pleców czy pozostawianiu bielizny niedbale rzuconej na fotel. Policjant pozujący na sprawiedliwego wdaje się w romans z matką Mickeya, ale jednocześnie jakby popisuje się przed chłopcem tym, że jest dorosły i może robić to, o czym Mickey może tylko fantazjować. Z pewnością zaś nie zastępuje ojca, którego brak reżyser pokazuje za pomocą wizyt chłopca na cmentarzu. Wszystko to widzimy jak fantazmaty. Granice między rzeczywistością a wyobraźnią są zakrzywione.
Każdy rośnie sam
W filmie została również doskonale oddana nastoletnia samotność. Tak jak popędy powodują, że trudno identyfikować się ze swoim dziecięcym „ja”, tak jak zmiany ciała powodują, że trudno się identyfikować ze swoją dziecięcą skórą, tak samo trudno identyfikować się z sobą jako kochanym przez matkę i kochającym ją dzieckiem, bo jej ciepła dotąd i niewinna miłość nabiera nieadekwatnych odcieni seksualizacyjnych. Samotna matka Mickeya sama nie potrafi radzić sobie z edypalnymi popędami i albo udziecinnia syna, zalewając go swą miłością, zatrzymując na drodze do nieuchronnej reorganizacji osobowości i odcięcia pępowiny, albo nieświadomie przelewa na niego swoją nierealizowaną seksualność, seksualizując go i powodując tym samym jeszcze większy wewnętrzny chaos. Seksualizacja, o której dużo pisze w Polsce między innymi Katarzyna Schier, ukazując jak stan psychiczny i przeszłość dorosłych sprawia, że zaczynają oni gubić granicę między dorosłym a dzieckiem, pokazana jest tu w bardzo realistycznym wydaniu.
Indywidualność cierpienia i zmagań ze sobą jest także pewnym rysem młodzieżowej współczesności: przynależność do grupy jest ważna, ale wkoło nie ma grup w tradycyjnym rozumieniu. | Bartosz Szymczyk
Inni dorośli ukazani są albo jako rygorystyczni strażnicy zewnętrznych, opresyjnych norm (motyw szkolnej „policji” sprawdzającej bez przerwy mocz nastolatków w ramach nierównej walki z narkotykami), albo jako nietrzymający granic seksualności intruzi (porucznik policji, pielęgniarka, twórcy reklam kremu dopochwowego). O nieobecnym ojcu nawet się nie wspomina. Targanemu impulsami młodzieńcowi brakuje więc wzorców do nowych identyfikacji. Świat nie ma dla niego adekwatnej odpowiedzi.
Samotność i przemoc panują także między rówieśnikami. Każdy jest bowiem na tyle zaangażowany w tę samą walkę, każdy używa na tyle różnych metod, by ją przetrwać, że nie ma skłonności do nawiązania współpracy. Panuje brutalność, agresja i wyzysk. Kuba Czekaj pokazuje dzieci tak, jakby mówiły swoimi oryginalnymi językami. Innymi, niezrozumiałymi w formie i sensie dla siebie nawzajem. Nawet jeżeli ktoś chce się zbliżyć do Mickeya – jak rudowłosa dziewczynka opowiadająca o wyuzdanym seksie – czyni to w taki sposób, że nie ma szans na realną odpowiedź. Czytelne są tylko bodźce, które fascynują i odstręczają jednocześnie. Przede wszystkim te z ciała. Ta fascynacja jest wspólna, ale przeżywana bardzo indywidualnie. Indywidualność cierpienia i zmagań ze sobą jest także pewnym rysem młodzieżowej współczesności: przynależność do grupy jest ważna, ale wkoło nie ma grup w tradycyjnym rozumieniu. Jedyna dostępna dla Mickeya zbiorowość to młodociane, ćpające rzezimieszki udające szkolnych twardzieli.
* * *
Ta niezwykła droga, którą przechodzi ego nastolatka, ma najczęściej zaskakująco normalny finał – uspokojenie gwałtowności impulsów, akceptację własnej cielesności i dojrzalszej nieco seksualności, wypracowanie nowych relacji z rodzicami. Stąd może taka dobrotliwość kina w stosunku do tematu dojrzewania. Zważywszy jednak na to, jak długą drogę, pełną trudu, mozołu, znoju, napięcia i cierpienia, przejść musi to młode ego, można patrzeć na każdego nastolatka z podziwem. Taki podziw, nie dobrotliwy, ale pełen współczucia i akceptacji, jak u Anny Freud czy Melanii Klein, wybitnych psychoanalityczek młodzieży, zyskać można także po obejrzeniu „Baby Bump”. Podobnie bowiem jak one, Kuba Czekaj zdaje się trafnie dostrzegać pozycję nastolatka i być z nim w tym rozwojowym wyzwaniu. Dostrzega także te wątki, które mogą sprawić, że nie będzie miało ono pozytywnego finału.
My także jesteśmy przez artystę zaproszeni do takiego uważnego zajrzenia w dojrzewający nastoletni umysł i złączone z nim ciało. W tym celu warto nie tylko wytrzymać język plastycznego wyrazu, lecz także wsiąknąć w ten język fantazmatu i traktować jako drogę do zrozumienia napięć towarzyszących dojrzewaniu współczesnych młodych ludzi.
Film:
„Baby Bump”, reż. Kuba Czekaj, Polska 2015.
*Ikona wpisu: fot. Łukasz Bąk / Materiały prasowe Balapolis