Świątynia Opatrzności od samego początku budziła duże emocje wśród mieszkańców Warszawy. Jedni nie mogli znieść jej widoku, porównując budynek do wyciskarki do pomarańczy, inni zaś uważali, że to konieczna realizacja postanowień dawnej Konstytucji 3 Maja i swoiste symboliczne dopełnienie odzyskania niepodległości przez Polskę. Część komentatorów podkreślała bardzo silną ingerencję tego budynku w przestrzeń miejską (bo mimo że został zlokalizowany u podnóża skarpy warszawskiej, to jego charakterystyczna wieża jest widoczna z oddali), niektórzy zaś zwracali uwagę na samotność tej ważnej świątyni katolickiej, zapodzianej gdzieś w samym środku laickiej dzielnicy nowobogackiej części Warszawy.
Jakiś czas temu wiele komentarzy wywołało też pokaźne dofinansowanie ze strony Ministerstwa Kultury, o czym na łamach „Kultury Liberalnej” pisała m.in. Katarzyna Kasia. Kontrowersje wokół płotu, który od niedawna otacza obiekt, to zatem kolejna odsłona sporu wokół Świątyni. Płot, przyznać należy, najtańszy i najlichszy, jaki można sobie było wyobrazić. Być może jest to tylko tymczasowy sposób zagospodarowania terenu, ale uwagę zwraca sama chęć odgrodzenia kościoła od reszty osiedla. Czy jest to symboliczne potwierdzenie, że Świątynia Opatrzności jest ciałem obcym na terenie osiedla Wilanów? Czy być może jest to jeszcze głębszy manifest, pokazujący kierunek, w którym zmierza współczesny polski Kościół?
Podejmując decyzję o postawieniu ogrodzenia, administratorzy Świątyni nie mogą też powołać się na panującą modę na grodzenie osiedli, ponieważ zabudowa Wilanowa do grodzonych nie należy – została zaprojektowana w sposób pierzejowy i raczej daleko jej do klasycznych osiedli grodzonych. Nie uspokajają też tłumaczenia księży, że teren jest w trakcie budowy, skoro budowa w tym miejscu obecnie jest już na ukończeniu, a w samej świątyni odprawiane są msze. Wszystko wskazuje więc na to, że jest to po prostu stopniowe oddzielanie terenu należącego do parafii od terenów osiedla.
Tanie ogrodzenie z czasem zostanie z pewnością zastąpione przez nieco ładniejsze i bardziej pasujące do budynku. Nie zmieni to jednak faktu, że obiekt, który powinien zapraszać do siebie, być otwarty na wiernych, i symbolicznie, i całkiem namacalnie się od nich odcina. Czy to wynik poczucia osamotnienia księży w tym otoczeniu, czy też wrogości – można tylko domniemywać.
W dobie konieczności scalania przestrzeni miejskiej decyzje takie, jak ta podjęta przez administratorów Świątyni Opatrzności, są bez wątpienia szkodliwe. Nie jest istotne, jak ładne docelowo będzie ogrodzenie wokół budynku – ważne jest, że powstanie. Tłumaczenia, że parafia będzie prowadzić konsultacje z mieszkańcami, wydają się komiczne, bo decyzję już podjęto. To trochę tak, jakby w ramach konsultacji pytać mieszkańców, co ma być na reklamie, która przesłoni elewację ich budynku.
Przestrzeń miejska potrzebuje dziś ponownego związania, a to oznacza konieczność zdejmowania ogrodzeń, zamiast wznoszenia kolejnych. Tym bardziej, jeśli sprawa dotyczy świątyni, która powinna być otwarta i zapraszająca, również dla osób nienależących do danej społeczności religijnej – szczególnie w kraju, w którym uczestnictwo w mszach maleje, liczba powołań spada z roku na rok, a procesy sekularyzacyjne postępują od lat. Czas, gdy Kościół był zmuszony obwarowywać się za grubymi murami, już dawno się skończył.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Tadeusz Rudzki [CC BY-SA 4.0]; Źródło: Wikimedia Commons.