Zupełnie jakby chodziło o mecz piłkarskiej reprezentacji. Politycy, publicyści i tzw. zwykli obywatele przerzucają się swoimi interpretacjami i opiniami na temat tego, co ich zdaniem wydarzyło się w lipcu 1941 i 1946 r. Tymczasem odżywająca dyskusja nie dotyczy biegających za piłką zawodników, a naszych rodaków, którzy kilkadziesiąt lat temu na ulicach dwóch polskich miejscowości uganiali się za ludzkim życiem.
Unikając odpowiedzi na proste pytanie, zadane przez Monikę Olejnik, kto mordował Żydów w Jedwabnem i Kielcach, pani minister edukacji narodowej, Anna Zalewska, stwierdziła, że woli to pozostawić do oceny Polakom, bo przecież „różne były zaszłości historyczne”.
Wydaje się, że niezależnie od inklinacji politycznych, żaden badacz pogromów w Jedwabnem i Kielcach nie kwestionuje, że ofiarami obu zbrodni byli Bogu ducha winni cywile, obywatele polscy, mężczyźni, kobiety i dzieci – Żydzi. Wśród szanowanych przez międzynarodową społeczność naukową członków akademii istnieje też zgodność, co do tego, kto mordował – w obu przypadkach mordercami byli obywatele polscy. Dlaczego więc prosta prawda o dwóch brutalnych zbrodniach sprzed lat nie może przejść przez gardło minister polskiego rządu?
W wywiadzie udzielonym „Kulturze Liberalnej” Piotr Gursztyn, dyrektor TVP Historia, stwierdził wprost, że Anna Zalewska w swojej odpowiedzi (a właściwie jej braku) „uwzględniała wrażliwość” dużej części wyborców. Jeśli interpretacja Gursztyna, który chyba nie należy do zawziętych krytyków rządu PiS, jest prawdziwa, to należy zapytać, co mówi nam to o konstytucji moralnej polskiej klasy politycznej i nas samych – obywateli współczesnej Polski? Jakie wartości wyznają politycy, którzy, by przypodobać się części swoich wyborców, gotowi są milczeć w obliczu ewidentnych zbrodni, cierpienia i straszliwej śmierci polskich obywateli. Dlaczego zgodnie z polityczną kalkulacją bardziej opłacalne jest trzymanie z mordercami niż z ich ofiarami i jak to świadczy o nas jako społeczeństwie? Dlaczego wreszcie przedstawiciel demokratycznie wybranego polskiego rządu dzieli obywateli na lepszych i gorszych? A czyni tak niewątpliwie wtedy, gdy nie staje po stronie zamordowanych w Jedwabnem i Kielcach obywateli Rzeczpospolitej.
Rację należy przyznać tym, którzy twierdzą, że współcześni mieszkańcy Jedwabnego i Kielc nie ponoszą odpowiedzialności za zbrodnie dokonane przez ludzi z pokolenia ich ojców i dziadów. Człowiek nie może odpowiadać za czyny, w których nie brał udziału, które zostały popełnione przed jego urodzeniem. Jednak na wszystkich nas, mieszkańcach dzisiejszej Polski, ciąży odpowiedzialność za pamięć o ofiarach tamtych mordów. Brak tej pamięci, bagatelizowanie ludzkiego cierpienia lub negowanie sprawstwa Polaków w tych zbrodniach, wbrew ustaleniom poważnych naukowców i prokuratorów IPN, obarcza już nasze zbiorowe sumienie. W swoim eseju pt. „Gospodarka wyłączona” Kazimierz Wyka twierdził: „Formy, jakimi Niemcy likwidowali Żydów, spadają na ich sumienie. Reakcja na te formy spada jednak na nasze sumienie”. Nie inaczej rzecz się ma ze zbrodniami, których bezpośrednimi sprawcami byli nie Niemcy, a Polacy.
Każdy naród i każdy kraj ma swoje ciemne karty historii. Nie ma narodów z gruntu złych lub dobrych. Różnica polega jedynie na tym, co państwa i mieszkający w nich ludzie robią z mrocznymi fragmentami swojej przeszłości. Mogą o nich pamiętać i uczyć w szkołach lub udawać, że nic ważnego się nie wydarzyło. My, obywatele dzisiejszej Polski, możemy twierdzić, że Żydów w Jedwabnem i Kielcach zabili „ci, którzy prawda, no byli antysemitami” (zgodnie ze słowami pani minister Zalewskiej), ale czyż nie będzie to zamiataniem przeszłości pod dywan? Antysemici nie są narodem, należą do różnych grup narodowych. Ci z Jedwabnego i Kielc byli Polakami. Powiedzenie, że „Żydów w Jedwabnem i Kielcach mordowali Polacy” nie oznacza przecież, że wszyscy Polacy mają krew na rękach. Ale przynależności narodowej sprawców nie można zatrzeć. Rozumiemy to doskonale, gdy wskazujemy na Ukraińców jako na sprawców masakr ludności polskiej na Wołyniu latem 1943 r. Dlaczego tak trudno jest przyjąć prawdę o złu wyrządzonym przez Polaków? Przecież synonimem określenia „dobry człowiek” nie jest słowo „Polak”.
Nie ma narodów z gruntu złych lub dobrych. Różnica polega jedynie na tym, co państwa i mieszkający w nich ludzie robią z mrocznymi fragmentami swojej przeszłości. | Łukasz Krzyżanowski
Na wspomnienie o zbrodniach popełnionych przez Polaków na ich żydowskich współobywatelach wiele osób odpowiada wskazaniem na dużą liczbę polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Dlaczego jedna informacja miałaby przeczyć drugiej? Oczywiste jest, że nie wszyscy Polacy mordowali, tak jak nie wszyscy Polacy ratowali. Jeśli jako społeczeństwo chcemy być dumni z polskich Sprawiedliwych, to musimy także poczuć głęboki wstyd z powodu zachowania naszych niesprawiedliwych. A przede wszystkim uznać ich za „naszych”.
Czy jesteśmy aż tak bardzo słabi i zakompleksieni, że swoją dumę narodową musimy budować na przemilczaniu win ludzi z pokolenia naszych przodków? Czy dobro Rzeczpospolitej naprawdę by ucierpiało, gdyby w polskich szkołach uczono o pogromach w Jedwabnem i Kielcach oraz o ich sprawcach – nie o jakichś bliżej nieokreślonych antysemitach, a o Polakach? Być może cierpi ono bardziej, gdy postawą akceptowalną w Polsce, ponad 70 lat po Zagładzie, jest zaprzeczanie prawdzie, wbrew ustaleniom szanowanych przez międzynarodową społeczność naukową badaczy i prokuratorów. Dokąd prowadzi nas ten nowy negacjonizm?
Niechęć i skłonność do naginania faktów w mówieniu o sprawcach zbrodni w Jedwabnem i Kielcach ma w sobie coś z usprawiedliwiania, ukrywania naszych współobywateli-morderców, kosztem współobywateli-ofiar. W Jedwabnem i Kielcach stoimy nad masowym grobem – miejscem, w którym zwyczajna ludzka przyzwoitość wymaga zachowania ciszy i powagi. Kim jesteśmy, skoro tak wielu z nas najwyraźniej nie czuje żadnej łączności z ludźmi zamordowanymi w pogromach 1941 i 1946 r., mając jednocześnie usta pełne frazesów na temat dbania o honor i wizerunek Polski oraz Polaków?
Prawdziwy powód do dumy będziemy mieć dopiero wtedy, gdy w debacie publicznej, ale i w nas samych nie będzie przyzwolenia na stanie po stronie sprawców zbrodni ani na umniejszanie cierpienia ludzi, którzy padli ich ofiarą.
*Fot. wykorzystana jako ikona wpisu Fotonews [CC BY-SA 3.0 pl]; Źródło: Wikimedia Commons.