Mało kto spodziewałby się pewnie, że felieton z cyklu „Feminizując”, rok po zaprzysiężeniu Andrzeja Dudy na Prezydenta RP i wprowadzanych w życie przez rząd PiS-u koncepcjach „family-mainstreaming”, w miejsce „gender-mainstreaming”, może w tytule zapowiadać jakiekolwiek „sukcesy”. A jednak, mimo zwrotu w kierunku konserwatyzmu i podejmowania działań zdecydowanie utrudniających kobietom życie w Polsce, np. poprzez wstrzymywanie finansowania ogólnopolskiego programu in vitro czy odcięcie od grantów Centrum Praw Kobiet, one nie tylko trwają przy swoim, ale i osiągają sukcesy.
Pierwszy złoty medal dla Polski na igrzyskach w Rio zdobyły kobiety – Magdalena Fularczyk-Kozłowska i Natalia Madaj wygrały finał olimpijskiego wyścigu w dwójce podwójnej kobiet. Wioślarstwo nie jest sportem popularnym, dobrze finansowanym, ale jednocześnie, jak każda dyscyplina trenowana profesjonalnie, wymaga ogromnych pieniędzy. Pieniędzy, których w Polsce na sport kobiecy wydaje się po prostu mniej.
W sporcie, tak samo jak w polityce czy na rynku pracy, reguły gry są dla kobiet nieco mniej korzystne. Obowiązki domowe i macierzyństwo często wykluczają kobiety z treningów w najważniejszym dla nich momencie kariery. Etap profesjonalnego wykonywania określonej dyscypliny jest trudny, ponieważ trzeba mierzyć się z całkowicie niemal zmaskulinizowanymi zarządami związków sportowych, brakiem infrastruktury nie tylko sportowej, ale i opiekuńczej (żłobków, dziennych opiekunów dla starszych rodziców) czy niewybrednymi komentarzami na temat swojego wyglądu, które, jak pokazuje olimpiada w Rio, nie są odosobnionymi przypadkami. Ocenianie olimpijskich medalistek przez pryzmat ich mężów, którzy czasem grają w drużynie futbolu amerykańskiego (przykład brązowej medalistki w strzelaniu, Corey Cogdell), a czasem nigdzie nie grają (przykład pływaczki Kattinki Hoszu) to częste podejście komentatorów sportowych. Ocenianie ciała przez pryzmat seksualności, a nie możliwości sportowych poszczególnych atletek, też jest niestety normą. I tu dochodzimy do sedna problemu związanego z kobiecym sportem.
Bariery dla kobiet na etapie uprawiania profesjonalnego sportu są duże, ale na etapie sportu amatorskiego są wręcz ogromne! Jak wynika z raportu Fundacji V4 „Dziewczęta i kobiety w sporcie” regularnie aktywnych jest 28,6 proc. chłopców i jedynie 15,3 proc. dziewczyn. Dlaczego? Dziewczęta wstydzą się swojego działa w okresie dojrzewania, nie chcą grać w gry zespołowe, bo najczęściej trenerami są mężczyźni, ale są też od sportu odciągane przez otoczenie, gdyż jest on traktowany jako coś mniej poważnego niż nauka albo pasje artystyczne w rodzaju śpiewu czy aktorstwa. A przecież dzięki uprawianiu sportu wiele kobiet odzyskuje pewność siebie, zyskuje siłę do pokonywania kolejnych barier i mierzenia się z przeciwnościami, zaczyna akceptować swój wygląd i przestaje dążyć do nierealnych proporcji ciała. Paradoksalnie dokładnie to, co wstrzymuje młode dziewczęta przed regularnym uprawianiem sportu – niezadowolenie z własnego wyglądu – sprawia, że decydują się na rozpoczęcie regularnych treningów na późniejszym etapie życia.
Praca nad własnym ciałem może przerodzić się w pracę nad samą sobą. A wtedy kobiecy sport staje się pozytywnym bodźcem do samorozwoju, a nie tylko nakładaniem na siebie ograniczeń w celu osiągnięcia nierealnych kształtów. Dlatego warto spojrzeć na Ewę Chodakowską czy Annę Lewandowską z perspektywy feministycznej i zauważyć, że i one, jak wiele kobiet – choć z pobudek zupełnie niezwiązanych z feminizmem – rozpoczęły ćwiczenia fizyczne i zyskały dzięki temu pewność siebie, wzmocniły poczucie własnej wartości i odkryły swą wewnętrzną siłę.
Ale żeńskie sukcesy sportowe to nie jedyne w ostatnim czasie ważne z perspektywy kobiecej osiągnięcia. Wniesienie do sejmu obywatelskiego projektu ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie przez komitet „Ratujmy Kobiety” to sukces na miarę złotego medalu. Po raz pierwszy udało się zebrać aż 215 tys. podpisów pod projektem liberalizującym prawo aborcyjne – dającym kobietom prawo do przerwania ciąży do końca 12. tygodnia jej trwania. Mimo fizycznych ataków na wolontariuszy i wolontariuszki zabiegających o poparcie dla projektu, udało się dwukrotnie przekroczyć liczbę wymaganych 100 tys. podpisów.
Oby ten sukces wzmocnił liberalny ruch w Polsce i dał wiarę, że tzw. family-mainstreaming to nie jedyny paradygmat, w którym przyszło nam obecnie funkcjonować. Olimpiada trwa, mamy szanse na kolejne kobiece medale. Oby szanse projektu obywatelskiego nie zostały zablokowane w sejmowej zamrażarce.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Scott Webb; Źródło: Pexels.com