Spróbujemy dziś przyjrzeć się postaci młodej migrantki, która z własnej woli zaczyna zajmować się świadczeniem usług seksualnych. Pomimo otwarcia nowych możliwości wielowymiarowej emancypacji na Zachodzie, bohaterka Sponsoringuuznaje, że to seks stanie się narzędziem budowania jej pozycji społecznej – a może po prostu warunkiem przetrwania. Splot jakich czynników społecznych doprowadził do tej decyzji?

Joanna Kulig o swojej roli w filmie Małgorzaty Szumowskiej powiedziała: Sponsoring jest czymś innym niż prostytucja […] Te dziewczyny same sobie wybierają mężczyzn i czerpią z seksu satysfakcję. Moja bohaterka też lubi seks i czyni z niego pewien artyzm. Jeśli ktoś jej się nie spodoba, to mówi mu «wynocha». Ona traktuje to jak randki, tyle że za pieniądze. Nie ma w tym wypadku elementu moralnej oceny, tylko nacisk na satysfakcję i realizowanie racjonalnej strategii bohaterki.

Tak z kolei reżyserka, Małgorzata Szumowska, komentowała swój zamysł: Dla mnie wydaje się oczywiste, dlaczego dziewczyny to robią. Chcą żyć w świecie, w którym rządzi pieniądz. Chcą super wyglądać, chodzić po restauracjach, partycypować w konsumpcji. Nie są w stanie, więc robią to, co robią. Równocześnie nie mają alfonsów, więc nie są ofiarami. Podchodzą do sprawy w ten sposób, że uprawiają seks, dzięki czemu mają pieniądze i mogą żyć normalnie. Tak naprawdę życie tej dziennikarki [bohaterki odgrywanej przez Juliette Binoche] jest osobliwą formą prostytucji. Te dziewczyny mają więcej wolności od niej.

Grzegorz Brzozowski: Czy na świadczenie usług sponsoringu można spojrzeć jako na pewien sposób emancypacji także migrantów w danym społeczeństwie – czy jest to raczej przypisanie, uwiązanie do pewnej degradującej pozycji społecznej?

Alicja Długołęcka: Patrzę na to zagadnienie zupełnie inaczej ze względu na zderzenie bohaterek: dziewczyny granej przez Joannę Kulig i dziennikarki, w którą wcieliła się Juliette Binoche. „Sponsoring” jest przede wszystkim filmem o kobiecie dojrzałej, która konfrontuje się z tym, czym jest seksualność. Dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której zazdrości ona młodszym od niej dziewczynom czegoś, co jest obiektem naszych powierzchownych ocen. Korzystają one z szeroko rozumianej wolności. To film o naszych seksualnych tęsknotach, feministyczne spojrzenie na budzenie świadomości dojrzałej kobiety.

Materiały prasowe Kino Świat

Grzegorz Brzozowski: Jak do tej świadomości dochodzi jednak postać młodej migrantki? Znajduje się ona w Paryżu w trudnych okolicznościach: koszty utrzymania przerastają jej możliwości finansowe, w znalezieniu mieszkania nie pomaga jej uniwersytet, a podczas własnych poszukiwań proszona jest przez wynajmującego mężczyznę o pokazanie piersi. W pewnym momencie zdaje sobie sprawę, że jej seksualność może być monetą pozwalającą zdobyć lepszą pozycję. Co na podstawie tego filmu możemy powiedzieć o procesach kształtujących seksualną tożsamość migrantek?

Alicja Długołęcka: Na pewno seksualność migrantów jest specyficzna i ma związek z problemami ekonomicznymi i poczuciem bezradności, braku ugruntowania. Wystarczy zobaczyć, jak wygląda sytuacja emigrantek ze Wschodu w naszym kraju, jakie zjawiska związane z normami seksualnymi zachodzą w Polsce wśród kobiet z Białorusi i Ukrainy. Pewne podobne procesy można było zaobserwować, kiedy Polki wyjeżdżały na Zachód 10–20 lat temu.

Grzegorz Brzozowski: Reżyserka sugeruje, że to wejście do gry rynkowej np. walka o własne mieszkanie – może okazać się bodźcem do przyjęcia roli osób świadczących usługi seksualne. Czy pewne czynniki kulturowe przypisujące ją migrantkom też mogą temu sprzyjać?

Alicja Długołęcka: Zachowania bohaterki wiązałabym przede wszystkim z tym, co współcześnie dzieje się z kobiecą seksualnością. Sponsoring jest taką formą usług seksualnych, w której kobieta chce zachować jak najwięcej wolności i samodzielności – i tym różni się od prostytucji. Dziewczyny oddzielają seksualność od wzorca, według którego seks łączy się z uczuciami romantycznymi, podchodzą do sprawy inaczej. Zwykła dziewczyna może podjąć taką decyzję i jest w niej wolna.

Oczywiście pojawia się pytanie, czy rzeczywiście wynika to z sytuacji ekonomicznej czy z położenia kobiety, która przenosi się do obcej kultury i nie ma szansy na dobry start. Nie dotyczy to wyłącznie migrantek. Polskie studentki też mają sponsorów. Obecnie piszę książkę z gimnazjalistami i licealistami na temat seksu. Właściwie w każdej szkole istnieją galerianki, chociaż na nie osobiście nie trafiłam. Jest to zjawisko akceptowane i rozumiane przez rówieśników. Galerianki nie wywodzą się z rodzin najbiedniejszych, ale z tych o średnim statusie majątkowym, z aspiracjami. To zjawisko współczesnej kultury. Trudno podać ich liczbę, oceniając to za Elżbietą Michałowską: są badania, które szacują ją na ok. 700, inne z kolei wykazują, że jest ich po kilka w każdym gimnazjum.

Młodsze kobiety mają bardziej otwarty stosunek do pewnych rzeczy i spraw, np. do gadżetów lub seksu oralnego. Z jednej strony wyglądają zatem na bardziej wyzwolone. Z kolei obecne 40- czy 50-latki mają problem z mówieniem o seksie, ale lepiej czują się w swoich ciałach, o wiele łatwiej stawiają granicę, w seksie chodzi im o seks. | Alicja Długołęcka

Grzegorz Brzozowski: Badania zachowań seksualnych Polaków na Wyspach Brytyjskich, przeprowadzone przez Grażynę Czubińską, wywołały w polskim dyskursie pewną konsternację. Pokazują, że Polacy są tam bardziej śmiali i otwarci na kontakty seksualne, odwiedzają częściej sex shopy, zdarza się tam więcej zdrad oraz dochodzi do większej liczby coming outów. Zdarzają się eksperymenty ze swingowaniem, a także przypadki poliamorii. Jednym słowem, jeśli chodzi o tożsamość seksualną, migracja dla Polaków oznacza rozkwit.

Jacek Wasilewski: Powinniśmy zwrócić uwagę, jacy ludzie wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii. Są to osoby przedsiębiorcze, mające pewne aspiracje, bez więzów rodzinnych wystarczająco silnych, żeby czuli się zobowiązani zostać na swojej wsi i doić te same krowy, co ich rodzice. Jest to specyficzna grupa, która w Polsce może byłaby też gotowa do tego typu zachowań, kiedy zmienia się małą miejscowość na duże anonimowe miasto.

Z kulturoznawczego punktu widzenia sponsoring wiąże się z kwestiami statusowymi oraz z niemożnością realizacji mitu romantycznego. Sponsoring jest możliwy w miejscach społecznych, gdzie istnieje duża różnica statusów. Są to migrantki, które nie mają za sobą ani siły rodziny, ani pieniądza, ani innego statusu – nie są np. sportsmenkami realizującymi się w swojej dziedzinie. Jeżeli nie mają zasobów poza swoim ciałem i ambicją, ich siłą staje się to, na co jest popyt. W przypadku męskich bohaterów „Sponsoringu” decydujący jest z kolei duży rytualizm mieszczańskiego życia rodzinnego, który nie posiłkuje się tak popularnymi w XIX w. domami rozrywki. Bohaterka dziennikarka jest w tym rytualizmie uwięziona, gra rolę wiernej żony. Mężczyzna też jest w tym świecie zamknięty: im bardziej jego życie składa się z pracy i im mniejszym podziwem tej rodziny dysponuje, z powodu oddzielenia tej pracy od domu, bardziej tęskni za swoimi fantazjami.

Sponsoring jako związek to reprodukcja XIX-wiecznego modelu rodziny, ze służącymi i dziewczyną, która służy zaspokajaniu potrzeb pana. Bohaterka grana przez Juliette Binoche to dziennikarka, która powinna być otwarta, niezależna, a jednak zauważa, jak bardzo jest zamknięta: u tych sponsorowanych dziewczyn dostrzega właśnie wolność. Dla jej męża dominacja nad dziewczynami to tymczasem kolejne pole, na którym zaznacza swój status. Nie chodzi o brak seksu – lub nie tylko o ten brak – ale też o to, że może on poszerzyć swoje pole konsumpcji, pozwolić sobie na wiele rzeczy.

Warto dodać, że do sponsoringu ze strony kobiet dochodzi także wtedy, gdy wzrasta ich pozycja społeczna. Kiedyś sponsorowani byli chłopcy geje, obecnie młodzi studenci bywają sponsorowani przez kobiety, które nie mają czasu chodzić z mężczyznami na kolacje i nie jest im potrzebny mit romantyczny, żeby się docenić. Mit romantyczny sprowadzał się bowiem do reguły „zamknę cię w domu, ale jesteś jedyna”.

Grzegorz Brzozowski: W podsumowaniu badań Grażyny Czubińskiej pada sugestia, że za seksualnym wyzwoleniem migrantów może z jednej strony kryć się fenomen spuszczenia ze smyczy, łatwości kontaktu i braku presji środowiskowej, z drugiej natomiast – osamotnienie, które powoduje, że migranci szukają bliskości w często przypadkowych kontaktach seksualnych. Film Szumowskiej zdaje się sugerować, że do tych czynników możemy dodać swoistą walkę o dominację. Najlepiej widać to w języku, w jakim bohaterka grana przez Joannę Kulig komunikuje się ze swoim pierwszym klientem” – chłopakiem, w którego mieszkaniu zatrzymuje się w zamian za seks. Jest to potomek migrantów, urodzony już we Francji. Pierwsze słowa w języku polskim, których bohaterka chce go nauczyć, to jebany Murzyn pierdoli swoją matkę”. Być może mamy tu do czynienia z pewną walką o dominację między migrantami – uwiązani do niższego statusu społecznego, wszelkimi środkami starają się oni maskować swoją gorszą sytuację?

Jacek Wasilewski: Nie jestem pewny, czy chodzi tu o maskowanie. Bohaterka migrantka znajduje się na drodze aspiracyjnej. Najlepiej widać to w pytaniu, które zadaje: „Czy masz łazienkę z oknem?”. On jest w pozycji, do której ona dąży. Ona czuje, że musi kogoś poniżyć, bo sama znajduje się niżej w hierarchii w tym społeczeństwie. Podobnie jest z kibicami, którzy potrzebują kogoś, żeby odczuwać swoją wyższość, dlatego wybierają obcych. Nie mają oni pola, na którym mogliby osadzić swoje poczucie wyższości, w związku z czym odwołują się do mitów narodowych i kwestii rasy aryjskiej. Bohaterka filmu odwołała się do mitów rasistowskich.

Alicja Długołęcka: Z punktu widzenia seksuologii jest to też gra BDSM. Nie wiadomo, kto kim kieruje. Osoba, która jest uległa, kieruje osobą, która dominuje, żeby uzyskać przyjemność.

Grzegorz Brzozowski: Jak to, co prezentuje Sponsoring, ma się do pani obserwacji seksualnych zachowań polskich migrantek w Wielkiej Brytanii?

Alicja Długołęcka: Warsztaty w zakresie seksuologii – głównie z kobietami – prowadzę od czterech lat. Z Polkami w Londynie mogę realizować to, czego nie mogę robić obecnie w Polsce – tutaj byłam krytykowana w czasopismach prawicowych za prowadzenie warsztatów waginalnych. Okazało się, że tam dziewczyny żyją w rzeczywistości, która pozwala na wolność. Pracujemy z ciałem, seksualnością, schematami w naszych głowach, samoświadomością. Chcemy uniknąć losu wspomnianej starszej bohaterki filmu. Warsztaty te nie mają nic wspólnego z byciem w związku, chodzi o własne, osobiste zasoby seksualne. Poza kobietami, które mają większą odwagę, żeby się otwierać, w Londynie prowadzę też grupę osób LGBT. W obecnej sytuacji w Polsce, kiedy prowadzę zajęcia w szkole w małym mieście – zgodnie ze statystyką prawdopodobnie są tam osoby homoseksualne – zawsze zostawiam pięć minut, kiedy mówię, żeby osoby LGBT uczyły się i bez względu na zdolności starały wyjechać do większego miasta albo za granicę.

Jacek Wasilewski: Takie osoby są potrzebne tutaj, żeby przełamywać pewne bariery. Tymczasem pani buduje w Londynie tęczowe AK.

Alicja Długołęcka: Ale dlaczego oni mają się tak poświęcać, mając 18 lat?

Materiały prasowe Kino Świat

Grzegorz Brzozowski: Czy narracja o emancypacji jest całą prawdą o tym, co spotyka migrantów po wyjeździe? Sylwia Urbańska wskazuje na to, jak olbrzymia jest kontrola obyczajowa migrantek w polskiej diasporze w Belgii.

Jacek Wasilewski: Im większa diaspora, tym bardziej Polacy stają się Polakami w tym sensie, że to polskie wzory kulturowe określają sposób traktowania innych, stosunek do pracy, zachowania intymne. Bohaterka grana przez Joannę Kulig wyjechała jako studentka i była w otoczeniu innych dziewczyn. Nie należała do diaspory, więc mogła przejąć lżejszy, bardziej otwarty styl życia Francuzów, eksperymentować. W diasporze istnieje poczucie, że skoro nie możemy być Anglikami, Francuzami, musimy być Polakami. Kimś musimy być, odtwarzamy zatem polską kulturę. Polacy są świetni, jeśli pracują w zespołach międzynarodowych, ale jeśli pracują razem, wprowadzają kulturę, która panuje w polskich firmach i która niekoniecznie jest optymalna do współpracy.

Alicja Długołęcka: Są to zjawiska bardzo dobrze opisywane w odniesieniu do środowisk homoseksualnych. Grupy mniejszościowe mają sztywne normy seksualne. Jeśli nastąpi integracja migrantów – możliwa w przypadku pojedynczych atomów – bariery te będą mniejsze. Jeśli będziemy żyli w diasporze polskiej, cenzurowanie seksualności, szczególnie kobiecej, będzie silniejsze. W przypadku mężczyzn, im bardziej są wykluczeni jako migranci, a pochodzą ze społeczeństwa patriarchalnego, tym silniej będą kontrolowali „własne kobiety”: żony i dzieci. Wszystkie seksistowskie wzorce będą nasilone, nieważne, czy to będą Turcy w Niemczech czy Czeczeni w Polsce – ale również Polacy w Anglii czy Irlandii.

Grzegorz Brzozowski: To dość gorzka refleksja: żeby wykorzystać potencjał seksualnej emancypacji, kobieta powinna emigrować, ale na emigracji unikać polskiej diaspory i polskich partnerów. Asymilacja z tamtejsza kulturą okazuje się warunkiem seksualnego spełnienia?

Alicja Długołęcka: To prosty wniosek, ale statystycznie pewnie poprawny.

Grzegorz Brzozowski: W jaki sposób doświadczenia dotyczące seksualności wśród polskich migrantów mogą przekładać się na przemiany seksualności w Polsce? W filmie Szumowskiej widzimy trudną komunikację między bohaterką i jej matką: pomimo bliskości córka nie dzieli się z nią swoimi doświadczeniami. Czy przyjmowanie nowych wzorców zatrzymuje się na pokoleniu młodszych migrantek?

Alicja Długołęcka: Kiedy pracuję z grupami kobiet z różnych pokoleń, to rzeczywiście młodsze kobiety mają bardziej otwarty stosunek do pewnych rzeczy i spraw, np. do gadżetów lub seksu oralnego. Z jednej strony wyglądają zatem na bardziej wyzwolone. Z kolei obecne 40- czy 50-latki mają problem z mówieniem o seksie, ale lepiej czują się w swoich ciałach, o wiele łatwiej stawiają granicę, w seksie chodzi im o seks. Nie wynika to tylko z wieku, ale też z wzorców, w których dorastały. Kolejne pokolenia niekoniecznie emancypowały się w „rozwojowy” sposób, czyli taki, który daje pozytywny efekt psychologiczny.

Mężczyźni za granicą często wybierają Polki jako partnerki życiowe, z kolei kobiety za granicą nie wybierają migrantów jako partnerów. Seksualność mężczyzny jest zależna od miejsca, które zajmuje w hierarchii społecznej. Te dwie sfery, seksualna i statusowa, wyraźnie się przenikają. | Jacek Wasilewski

Grzegorz Brzozowski: Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na film, który jest swoistym przodkiem Sponsoringu, czyli Bilet powrotnyEwy i Czesława Petelskich (1978). Jego bohaterka, grana przez Annę Seniuk, to emigrantka ze wsi polskiej do wsi kanadyjskiej, gdzie szuka szansy na przyspieszenie awansu społecznego swojego syna – chce zarobić na dom. O ile w Polsce była samodzielną rolniczką, o tyle w Kanadzie wpada w strukturę radykalnego patriarchalnego uprzedmiotowienia: najpierw zostaje sprowadzona do roli fizycznej pracownicy własnoręcznie noszącej z pola kamienie, następnie – obiektu seksualnego, przedmiotu apetytów jej własnego wuja i jego sąsiada. Znowu zatem nadzieja na pewną emancypację związaną z migracją kończy się jeszcze bardziej okrutną wersją patriarchatu. Bohaterka Sponsoringujest o wiele bardziej świadoma i wyzwolona od swojej poprzedniczki z filmu Petelskich: gra swoją seksualnością, nawet jeśli to nie jest emanacja jej rzeczywistych pragnień. Czy na takim poziomie można mówić o zmianie perspektywy wśród pokoleń migrantek?

Jacek Wasilewski: Bohaterka ta jest studentką, a nie farmerką – ma poczucie indywidualnego wyboru. Realizuje swoje cele drogą na skróty. Jeśli weźmiemy pod uwagę kobiety pochodzące z różnych klas, ich cele będą różne. Historia Ukrainki z małej wsi, która przyjechała na Zachód, żeby sprzątać, a zostaje pracownicą seksualną, mogłaby być bardzo podobna do tej z filmu Petelskich.

Alicja Długołęcka: Jakie są konsekwencje tego, że sprzedajemy część siebie? Trudno oderwać seksualność od samego siebie. Kobiety są uczone, że akceptacja siebie, poczucie godności, są zależne od ciała. Z pewnością ten wzorzec jest silniej obecny w kulturze „narodowo-chrześcijańskiej” niż masowej. Z perspektywy pokoleniowej ciało z biegiem czasu staje się coraz bardziej towarem, a nie integralną częścią nas samych.

Grzegorz Brzozowski: Przyjrzyjmy się specyfice seksualnej tożsamości mężczyzny migranta. Filmowe wizerunki seksu polskich migrantów są dość przygnębiające – bohater „Białego” Krzysztofa Kieślowskiego cierpi na impotencję; „Pchełka” z „Antygony w Nowym Jorku” Kazimierza Kutza to seksualny mitoman; bohater „Obcego nieba” Dariusza Gajewskiego traktuje z kolei seks jako narzędzie rozwiązywania konfliktów i rosnących na emigracji napięć. W jakim sensie migracja może wpływać na przemianę męskiej tożsamości płciowej?

Jacek Wasilewski: Sprawczość mężczyzn trzeba ująć szeroko. „Co mogę?” to podstawowe pytanie konstytuujące statusowy wymiar męskości. Mężczyźni, którzy wyjechali i nie osiągnęli sukcesu ze względu na małe zasoby, są sfrustrowani. Mężczyźni za granicą często wybierają Polki jako partnerki życiowe, z kolei kobiety za granicą nie wybierają migrantów jako partnerów. Seksualność mężczyzny jest zależna od miejsca, które zajmuje w hierarchii społecznej. Te dwie sfery, seksualna i statusowa, wyraźnie się przenikają. Ci mężczyźni, którzy są na szczycie drabiny społecznej, mają o wiele więcej partnerek na swoich jachtach. Świetnie ten problem pokazuje Głowacki w swoje sztuce „Antygona w Nowym Jorku”, gdzie wstyd przed żoną, że się nic na Zachodzie nie osiągnęło, jest zbyt duży, by się z nią spotkać.

Alicja Długołęcka: Poczucie braku sprawczości można przełożyć na seksuologię w prosty sposób. To rodzaj umysłowej impotencji, stan, w którym mężczyzna nie czuje się mężczyzną. Oczywiście uruchamia to mechanizmy, o których mówiliśmy wcześniej. Jeżeli ten człowiek, który ma ograniczone poczucie sprawczości, znajduje się w enklawie narodowej, będzie miał silniejszą potrzebę zachowań ograniczających albo przemocowych wobec kobiet i dzieci.

Materiały prasowe Kino Świat
Materiały prasowe Kino Świat

Grzegorz Brzozowski: Mówiąc o seksualnej tożsamości migrantów, zwróćmy uwagę na paradoksalne wykorzystanie jej stereotypizacji dla celów promocyjnych, czyli figurę polskiego hydraulika. Jego wizerunek wykorzystała w 2005 r. Polska Organizacja Turystyczna w odpowiedzi na figurę retoryczną stosowaną przez prawicowego polityka francuskiego Philippe’a de Villiers’a, w kontekście kampanii przeciw konstytucji europejskiej. Wizerunek modela – potencjalnego migranta – został zestawiony z hasłem Zostaję w Polsce. Przyjeżdżajcie jak najliczniej. Czy, pomijając jej promocyjne cele, możemy uznać taką stereotypizację za szkodliwą?

Jacek Wasilewski: Polski hydraulik ukazywany w reklamie był wizją bardziej kobiecą niż męską. Czy występował on w roli obiektu seksualnego czy zdobywcy? Zalotne spojrzenie i metroseksualny poziom zadbania u modela w tej kampanii sugerowały, że był bardziej „chłopakiem do wzięcia” niż „kapitanem schodzącym ze statku”. Była to gładkość, a nie siła. To był Józef dla żony Putyfara, dziewica dla MILF, Justin Timberlake nęcący w naturze. To hydraulik, który oczekuje pięknej sponsorki czy sponsora, kogoś z zasobami.

Alicja Długołęcka: Patrzę na to zjawisko ogólniej, jako na przenoszenie konsumpcyjnych modelów seksualnych, charakterystycznych do tej pory dla kobiet, również na mężczyzn. Wkraczają one coraz silniej niezależnie od płci.

Polski hydraulik ukazywany w reklamie był wizją bardziej kobiecą niż męską. Czy występował on w roli obiektu seksualnego czy zdobywcy? Zalotne spojrzenie i metroseksualny poziom zadbania u modela w tej kampanii sugerowały, że był bardziej „chłopakiem do wzięcia” niż „kapitanem schodzącym ze statku”. | Jacek Wasilewski

Grzegorz Brzozowski: Problem z mitami związanymi z seksualnością migrantów stał się szczególnie widoczny z kontekście wydarzeń ostatniej sylwestrowej nocy w Kolonii, podczas których doszło do licznych przekroczeń prawa, w tym molestowania seksualnego. Niemieckiej prasie zarzucono, że starała się przemilczeć problem w obawie przed wzrostem nastrojów antyimigranckich. W polskiej prasie prawicowej pojawił się motyw gwałtu na Europie, zobrazowany na okładce jednego z tygodników. Doświadczyliśmy demonizacji seksualności mężczyzn migrantów.

Alicja Długołęcka: To są atawizmy. Tam, gdzie mężczyźni walczą ze sobą, bardzo często wkraczają motywy seksualne. W kulturze patriarchalnej ziemia, dobra materialne oraz kobiety są uznawane za własność. W wojnie bałkańskiej gwałt był stosowany jako planowane narzędzie terroru. Żołnierze serbscy nawet ci, którzy nie chcieli mieli rozkaz gwałcić Muzułmanki, żeby zranić godność narodu i rozbić jego morale. Armia radziecka zgwałciła dwa miliony Niemek. Nie dotyczy to migracji, ale poziomu frustracji. To męski sposób na budzenie jeszcze większej agresji mężczyzn, z którymi walczą. Nie wiązałabym tego mechanizmu z konkretną nacją.

Grzegorz Brzozowski: Czy wytworzenie mitu migranta jako seksualnego drapieżnika jest konsekwencją generalnego dyskursu antyimigracyjnego, którego eskalacji jesteśmy obecnie świadkami? Jakimi figurami języka dominacji posługuje się ten dyskurs?

Jacek Wasilewski: Żeby mówić w ogóle o jakiejkolwiek różnicy, musimy sprawdzić, ile było przypadków molestowania w poprzednich latach ze strony Niemców. Musielibyśmy też sprawdzić, ilu sprawców jest rzeczywiście migrantami, a ilu ma jedynie migranckie pochodzenie w drugim pokoleniu. Z drugiej strony mamy często do czynienia z orientalizacją przybyszów, powiedzmy obecnych uchodźców. Jeżeli ów inny jest inaczej cywilizowany niż my, to nadajemy mu pewne cechy bardziej zbliżone do „natury”: większą popędowość, emocjonalność, agresywność, zaborczość, która przedstawia się w poglądzie, że imigranci coś nam zabiorą, zwłaszcza tożsamość. Mamy do czynienia z nałożeniem się orientalnej perspektywy i seksualizacji z poczuciem zagrożenia ze strony współczesnych imigrantów. Stają się oni napastnikami, falą, która nas zalewa. Im więcej zagrożenia ekonomicznego, tym więcej antyimigranckości i takiej ksenofobicznej mobilizacji.

Materiały prasowe Kino Świat
Materiały prasowe Kino Świat

Grzegorz Brzozowski: Jak można przygotować migrantów na realizację swojej tożsamości seksualnej w państwach goszczących? Po wydarzeniach w Kolonii słynny stał się internetowy poradnik wydany przez rząd niemiecki Zanzu: My body in words and images – z poradami na temat seksu i seksualności dla migrantów, którzy nie mieszkają długo w Niemczech” – strona wydana w dwunastu językach, m.in. polskim, posługująca się grafikami rozróżniającymi dozwolone i niewskazane praktyki seksualne. Przykładowa rada brzmi: „Ważne: zaufaj swoim uczuciom, które są ważnym wskaźnikiem. Traktuj poważnie swoje odczucia i zwróć się po pomoc, jeśli ktoś Ci dokucza lub stosuje wobec Ciebie przemoc! Każdy może sam decydować, kto i gdzie może go dotykać!”.

Praktyce tej zarzuca się jednak paternalistyczne cele – domniemanie cywilizacyjnego zapóźnienia migrantów w kwestiach seksualnych. Czy takie środki mogą służyć akulturacji migrantów do nowych obyczajów seksualnych, czy są to rozwiązania pozorne?

Jacek Wasilewski: Generalnie tradycja gry seksualnej w krajach arabskich czy zmysłowość hinduska jest o wiele bardziej rozwinięta od europejskiego eins-zwei w sprawach seksu. Patrzymy na imigrantów w kontekście aktualnych patriarchalnych norm z niektórych krajów arabskich. Wydaje się, że Europejczykom podobny poradnik przydałby się w Brazylii czy na Kubie. Bardziej widziałbym ów poradnik dotyczący praw człowieka, m.in. kobiety, niż odmienności seksualności. Pamiętajmy też, że seksualność domowa w relacji mąż-żona różni się w tych krajach od innych relacji damsko-męskich, np. klient-kobieta do towarzystwa.

Grzegorz Brzozowski: Co możemy zrobić, jeśli chodzi o edukację własnej świadomości społecznej, w celu unikania nieuprawnionego uproszczenia sprowadzającego migrantki do roli obiektów seksualnych, a migrantów do roli drapieżników?

Alicja Długołęcka: Nie dawać się wpuszczać w kanał atawizmów. Ratunkiem jest zrozumienie mechanizmów, które w nas tkwią, ale nie muszą nami rządzić. Musimy odwoływać się nie do nich, ale do rozumu i mechanizmów społecznych służących porozumieniu. Ważnym wątkiem jest uzyskiwanie przez kobiety niezależności ekonomicznej i prawa decydowania o sobie oraz decyzyjności mężczyzn, co również wiąże się z możliwością podejmowania pracy i włączania się w struktury społeczeństwa, w którym żyją. Wiem, że to banał, ale stanowi podstawowy warunek uniknięcia frustracji, która z kolei rodzi tyle agresji i uruchamia te międzypłciowe mechanizmy.

Jacek Wasilewski: Powinniśmy dostrzegać, w jaki sposób media interpretują fakty. W początkowej fazie fali uchodźców napływających z Bliskiego Wschodu najpierw pojawili się w mediach uchodźcy, potem rozeszła się informacja o tym, że są wśród nich głównie mężczyźni. Spowodowało to, że zaczęto mówić o migrantach ekonomicznych (łatwiej wyobrazić sobie kobiety i dzieci jako uciekinierów przed wojną, podczas gdy mężczyźni pasują do schematu wolnych rąk do pracy). Potem usłyszeliśmy o przemocy seksualnej migrantów. Schemat uchodźcy przed wojną nie pasuje do roli powodującego przemoc. W międzyczasie zaszło przewartościowanie. Tak więc musimy zastanowić się: czy gdyby jakichś czynów dopuścili się rdzenni mieszkańcy kraju, to napisano by o nich w gazetach w ten sam sposób? Czy w ogóle czytamy i dowiadujemy się o podobnych kwestiach, kiedy nie dotyczą one migrantów? Zjawisko to wynika z silnego odczuwania niepodobieństwa, obcości, zagrożenia. Myślę, że należałoby iść za radą papieża Franciszka, żeby zmienić to podejście. Jeśli każda rodzina przyjęłaby jednego migranta, na pewno lepiej by się zasymilował, a my byśmy go cenili.

 

Seminarium filmowe zorganizowano we współpracy z Fundacją im. Róży Luksemburg.

Linki do poprzednich debat:

Migracja z późnego PRL

Piekiełko Polonii amerykańskiej?

Migracja na Wyspy Brytyjskie

Polacy jako gospodarze?

Stereotypy wobec uchodźców

Stereotypy eurosierot

 

*Ikona wpisu: materiały prasowe Kino Świat