Gdy tramwaj ruszył z miejsca, jedna ze starszych pań mocno się zachwiała. Poirytowana, usiadła obok pasażerki. „Pamiętam wagony po wojnie…” – natychmiast zaczęła się rozmowa: „…tramwaje tak się trzymały, że ludzie mogli jeździć na zderzakach”. „Teraz wszystko się robi…” – przytaknęła druga, palcem pokazując na wnętrze klimatyzowanego tramwaju: „…tylko gorzej”. Puentą krótkiej rozmowy okazało się zdanie: „Wie pani, teraz niebezpieczeństwo czyha wszędzie”. Podobne rozmowy słychać w całym kraju. Gołym okiem widać, że wielu rodaków nie oswoiło się z III RP. Wolna Polska wydaje im się nierzeczywista i niezapewniająca bezpieczeństwa.

W 2015 r. część polityków postanowiła te emocje społeczne (w nowoczesnym opakowaniu) uczynić paliwem wyborczym. Zamienić nostalgię za przeszłością na realną politykę. Jesienią obśmiewano sformułowanie „Polska w ruinie” jako absurdalne. Chyba nie rozumiano, że po latach życia w świecie kolejek przed sklepami, brudnych dworców, przystanków itd. odnalezienie się w wyremontowanej na błysk Rzeczypospolitej może wydawać się (trwale) przeżyciem nie tylko wirtualnym, lecz wręcz wykorzeniającym, usuwającym grunt spod nóg. Nie bez powodu można znaleźć niemałe grono słuchaczy dla krótkiej historii III RP wykładanej jako historia kłamstwa, „jakie zdominowało rzeczywistość społeczną i stworzyło fikcyjną historię i fikcyjne autorytety” (tak np. Antoni Macierewicz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 2 września br.). Obywatele w sondażach deklarują niskie zaufanie do państwa i jego instytucji (i robili to grubo przed przejęciem władzy przez PiS, patrz np. „Komunikat z badań CBOS”, 2014, nr 68). Demokracja liberalna nad Wisłą wydaje się w defensywie, w dużej mierze z powodu przegranej bitwy o język opisu Polski. Ataki na liberalizm są często wyssane z palca. Jeśli w 2016 r. istnieje zagrożenie dla zwartości polskiego społeczeństwa, to przecież nie jest to nieumiarkowany indywidualizm, przed którym tak ostrzegano z prawa i z lewa, ale prawdziwa zabawa z ogniem, jaką jest rozpętanie zbiorowych namiętności. Ostatecznie Polaków nic nie dzieli dziś bardziej niż mgliste obietnice zgody moralnej.

Fot. Kancelaria Premiera. Źródło: Flickr.
Fot. Kancelaria Premiera. Źródło: Flickr.

Dekomunizacja nostalgiczno-ironiczna

Dzisiejsze reformy dokonywane są w imię wspólnoty wyobrażonej, Polski, o której w istocie niczego konkretniejszego nie wiemy. Nic dziwnego zatem, iż powraca tak dużo elementów wspólnoty utraconej, ale doskonale pamiętanej przez część polityków, czyli Polski Ludowej. Na ekranach telewizji narodowej pojawiają się ponownie „Sonda” czy „Teleranek”. Bez wahania powraca się do ośmioklasowych szkół podstawowych i czteroklasowych liceów. Ogłasza etatystyczne plany odgórnego rozwoju gospodarczego na miarę sześciolatek. Idealizuje PGR-y i wielkie zakłady pracy. Młode pokolenia Polaków doświadczają „re-PRL-izacji”.

To jednak tylko pozornie niedorzeczny renesans w XXI w. W czasach, gdy postkomunistyczny seksapil Zachodu się wypalił, Polska Ludowa to wciąż najbardziej uchwytny punkt odniesienia, a dla wielu nawet bardziej stabilne ramy świata niż III RP. To także sentymentalna podróż w czasy młodości, która nie pochodzi z podręczników historii, ale ze wspomnień. Nie stanowi jednak żadnej zwartej opowieści. Bohaterowie kultury popularnej Polski Ludowej mogą sąsiadować z bardami opozycji. Można przywracać programy z propagandowej telewizji czasów Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego, jednocześnie potępiając kolaborację z „komuną”.

Jesienią obśmiewano sformułowanie „Polska w ruinie” jako absurdalne. Chyba nie rozumiano, że po latach życia w świecie kolejek, brudnych dworców i przystanków, doświadczenie wyremontowanej Rzeczypospolitej może usuwać grunt spod nóg. | Jarosław Kuisz

W III RP z czasem nastąpiła fuzja wspomnień opozycji i członków reżymu. Aktualna fala dekomunizacji ma zatem charakter wyłącznie nostalgiczno-ironiczny. Tylko w ten sposób można wytłumaczyć, że w szeregach antykomunistycznego PiS-u bryluje Stanisław Piotrowicz, były prokurator PRL, odznaczony w 1983 r. Brązowym Krzyżem Zasługi. Jarosław Kaczyński zaś w autobiografii z dumą przypomina o swoim intelektualnym mentorze, Stanisławie Ehrlichu, niewątpliwie wybitnym umyśle, który jednak w latach 50. zachęcał do kolektywizacji polskich wsi (patrz np.: „Państwo i Prawo”, 1950, z. 1). Stawiam tezę, iż dopiero ujawnienie ścisłego powiązania dwóch narracji (opozycji i reżymu PRL) pozwala zrozumieć, dlaczego dziś zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy PiS-u, deklarują chęć „walki z komuną” na tle aktualnych sporów, często sięgają do tej samej symboliki oporu i oczywiście zarzucają sobie „zdradę”.

Dobra zmiana ad hoc

Przyszłość Polski rozgrywa się jednak gdzie indziej. Co najbardziej wprawia w osłupienie po 2015 r.? Brak przygotowania do objęcia rządów przez Prawo i Sprawiedliwość. Naprawdę trudno powiedzieć, co przez 8 lat robiła w Polsce opozycja polityczna. Kryzys dokoła Trybunału Konstytucyjnego nie był wynikiem żadnego planu. Po prostu wybuchł. Nie przeprowadzono żadnych symulacji co do długofalowych skutków reformy 500+, wprowadzenia podatków bankowego i handlowego. Czy naprawdę nie dorośliśmy do badania ekonomicznych skutków uchwalanego prawa? Czy osoby, które nazywają siebie „państwowcami”, muszą przygotowywać projekty ustaw na ostatnią chwilę? Przecież wiadomo z historii III RP, iż piękne deklaracje zamieniane na akty prawne niejednokrotnie przynosiły niezamierzone skutki. Tymczasem awantura o media narodowe, która wybuchła pomiędzy Krzysztofem Czabańskim a Jackiem Kurskim, ujawniła całą prowizoryczność projektu mediów narodowych oraz istnienie w obrębie PiS-u grup nacisku (które Jarosław Kaczyński, gdyby nie chodziło o jego ugrupowanie, zapewne nazwałby „układem”). A jeszcze tzw. plan Morawieckiego powstaje ad hoc. Przykłady można mnożyć. Gdyby w II RP tak planowano budowę Gdyni, jak PiS przygotowuje plany reform, to najprawdopodobniej portu nie ujrzano by nawet w 1989 r. Jeśli przyjrzeć się temu, co się dzieje, na chłodno, to można odnieść wrażenie, iż w programie PiS-u najważniejsza była wymiana elit. „A potem się zobaczy…”.

Przyszłość polskiego liberalizmu

Sceptyczni liberałowie zwykle zachowują pewien dystans wobec rzeczywistości. A jednak dziś stoją przed nimi wyzwania w postaci walki o język polityki w naszym kraju. Po pierwsze, warto zacząć od przypominania o tym, że liberalno-demokratyczne wartości są tak samo częścią polskiego dziedzictwa, jak kolektywne wartości narodowo-katolickie. Po drugie, wady polskiego liberalizmu po 1989 r. są często wyłącznie wytworem krytyków, rozprawą z nieistniejącym przeciwnikiem. Przykłady? Liberalizm nie jest ekonomizmem. I, jak przypominają klasycy, nie prowadzi on do wydumanej atomizacji społeczeństwa, skoro tolerancja religijna, wolność słowa, rządy przedstawicielskie czy gospodarka rynkowa nie są możliwe bez gęstej sieci stosunków społecznych. A także niemałej dozy zaufania.

Liberalno-demokratyczne wartości są tak samo częścią polskiego dziedzictwa, jak kolektywne wartości narodowo-katolickie. Ale wady polskiego liberalizmu po 1989 r. są często wyłącznie wytworem jego krytyków. | Jarosław Kuisz

We współczesnej Polsce najostrzejszy ideologicznie atak przeprowadza się pod adresem nie lewicy, ale liberalizmu. Widać to na przykładzie awantury o reprywatyzację. Ewidentne łamanie prawa, nieporadność urzędników i brak rozwiązań ustawowych niektórzy publicyści, zresztą niechętni PiS-owi, znów zwalają na… nadmierne poszanowanie świętego prawa własności w III RP. Być może warto im przypomnieć, że skuteczny (!), gwarantowany prawem system ochrony własności ułatwia decentralizację władzy politycznej. Na dobro wspólne przyszłej Polski składają się umiejętność kompromisu, szacunek dla przeciwnika politycznego, sprawiedliwość i rządy prawa, samorządność. Liberalizm nie oznacza przyzwolenia na łamanie prawa. Indywidualizm nie musi być antyspołeczny.

Tony niedorzecznych zarzutów pod adresem liberalizmu nie są prostowane i ostatecznie rykoszetem trafiają w liberalną demokrację. Czy ostatnie się ona nad Wisłą, to zależy od nas – przyszłość Unii Europejskiej stoi pod znakiem zapytania, państwa Zachodu na pewno coraz bardziej będą zajęte własnymi sprawami (bo tego właśnie od polityków oczekują obywatele). Po raz pierwszy od upadku I RP Polacy mają szansę żyć trzecią dekadę w ramach własnej państwowości. Sprawić, żeby III RP wydała się rzeczywista, jest zadaniem politycznym. Nasza wolność jest polska, żadna inna.

————————————————————————————————————————-

W Temacie Tygodnia czytaj także:

Karolina Wigura Dlaczego w Polsce po 25 października 2015 r. nic się nie zmieniło

Łukasz Pawłowski Tęsknota za liberałem

Tomasz Sawczuk Liberalizm powinien stać się radykalny

————————————————————————————————————————-