Gorące wrześniowe południe 2015 r. Ubrani w zwiewne szlafroki pacjenci spacerują przed grójeckim szpitalem, korzystając z ostatnich dni lata. Wchodzę do środka. Niedostatek widać gołym okiem: pożółkłe i stare materace na łóżkach, wiekowa aparatura medyczna, na korytarzach odchodząca od ścian farba, w toalecie (koedukacyjnej) na parterze spłuczka zastąpiona miedzianym drucikiem. Dziewięć lat temu otwarto oddział rehabilitacji neurologicznej i wyremontowano oddział okulistyczny, ale pozostałe wymagają gruntownej naprawy.

– Ssak do odsysania śliny na izbie przyjęć jest starszy ode mniemówi Anita Pałaszewska-Rzadka, 26-letnia pielęgniarka. – Ostatnio popsuł się tomograf i osoby z urazami głowy przywożone z wypadków odsyłane są do innych szpitali – dodaje. W placówce brakuje specjalistycznego sprzętu m.in. do gastroskopii, endoskopii i mammografii. – Renowacji wymaga całe skrzydło na czwartym piętrze. Już cztery lata stoi puste i zdewastowane – opowiada Irena Gwardys, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowych Pielęgniarek i Położnych w Grójcu i dodaje, że szpital nie jest przygotowany na potrzeby pacjentów. Ci zgodnie twierdzą, że „czuć w nim PRL”. Ówczesny prezes szpitala smutno przytakuje i mówi, że czas w grójeckiej lecznicy zatrzymał się w ubiegłym wieku. I to przed latami 90.

Rankingi

Nowelizacja ustawy o działalności leczniczej, która weszła w życie 15 lipca br., zdejmuje z samorządów obowiązek przekształcania zadłużonych szpitali (ZOZ) w spółki prawa handlowego, a także ogranicza zbywanie akcji i udziałów w lecznicach, które już zostały w spółki przekształcone. Obowiązująca do tej pory ustawa z 2011 r., jedna ze sztandarowych reform rządu Donalda Tuska i ówczesnej minister zdrowia Ewy Kopacz, nakładała obowiązek przekształcenia w spółkę szpitala, gdy ten na koniec roku wykazywał straty finansowe lub spłaceniem długu szpitala obarczała samorząd. Reforma autorstwa PO i PSL-u miała usprawnić zarządzanie placówkami medycznymi i poprawić ich wyniki finansowe. Skorzystać mieli również pacjenci – łatwiejszy dostęp do usług medycznych miał w efekcie skrócić czas oczekiwania w kolejkach.

Kontrola NIK-u z 2015 r., przeprowadzona w 74 szpitalach (na 174 szpitale przekształcone do 30 kwietnia 2014 r. w spółki), wykazała, że reforma wdrożona przez rząd Donalda Tuska nie poprawiła sytuacji finansowej szpitali-spółek, nie poprawiła dostępności pacjentów do usług i nie skróciła kolejek do specjalistów.

Grójecki szpital został przekształcony w spółkę (Powiatowe Centrum Medyczne) w 2010 r. na mocy ustawy z 1991 r. o zakładach opieki zdrowotnej. Nie przeszedł jednak w prywatne ręce – jego największym udziałowcem jest samorząd. Po pięciu latach placówka znalazła się na skraju bankructwa.

Burzyć czy nie?

W szpitalu w Grójcu leczy się ponad 100 tys. mieszkańców. Niektórzy dojeżdżają kilkanaście kilometrów autobusem PKS na badania, bo nie mają własnego samochodu. Pod koniec sierpnia 2015 r. Zbigniew Kończak, ówczesny prezes szpitala w Grójcu, alarmował o 16-milionowym zadłużeniu placówki. Następstwem mogła być jej likwidacja.

– Jak wyglądałaby likwidacja szpitala powiatowego? – pytam prezesa.

– Sprzedaje się wszystko oprócz murów: sprzęt, łóżka, kroplówki. Zostaje budynek, który jest własnością starostwa – tłumaczy Kończak.

– Co z pacjentami?

– Szpital w takiej sytuacji nie pracuje i nie przyjmuje pacjentów, bo nie ma kontraktu z NFZ. Tych, którzy leżą, trzeba by rozwieźć do najbliższych szpitali: w Warszawie, Radomiu, Grodzisku, Piasecznie, Żyrardowie.

Fot. Katarzyna Zając
Fot. Katarzyna Zając

Dla pacjentów i mieszkańców zamknięcie szpitala w Grójcu byłoby uciążliwe.

– Pracuję dorywczo, zbieram jabłka w sadzie – opowiada trzydziestokilkuletni mężczyzna, który odwiedził mamę w szpitalu. – Dziś urwałem się z pracy i przyjechałem autobusem. Z Aleksandrówki jest do Grójca 10 kilometrów. Gdy zlikwidują szpital, nie wiem, jak będę dojeżdżał do Warszawy czy Nowego Miasta. Będzie dalej i drożej.

Po tak fatalnej wiadomości radni powiatu i zarząd wpadli w panikę: jedni krzyczeli, że szpital upadnie i prorokowali jego likwidację, drudzy kategorycznie zaprzeczali, aby z dnia na dzień miał przestać istnieć.

– Jaka likwidacja szpitala? Może upaść spółka, nie szpital. A starostwo, jako właściciel, może powołać następną – wyjaśniał mi wzburzony Janusz Karbowiak, ówczesny przewodniczący Rady Powiatu Grójeckiego związany z opozycyjnym klubem radnych Powiat Sprawny i Przyjazny (PSiP), gdy spytałam o prawdopodobieństwo zlikwidowania szpitala.

Pomysłów na uzdrowienie placówki było wiele. Stanęło na ustanowieniu hipoteki na budynkach szpitala. Taki krok umożliwiłby zaciągnięcie kolejnego kredytu. Jednak na to rozwiązanie nie zgodzili się radni opozycyjnych klubów: PSiP (związanego z PSL) oraz Nasze Czasy. Tłumaczyli, że jeśli szpital i starostwo nie będzie w stanie spłacić kredytu, bank przejmie część budynków szpitala. Marek Ścisłowski, starosta powiatu grójeckiego, nie chciał ulec sprzeciwowi opozycji, ponieważ „nie było innej możliwości”.

Konflikt między radnymi a zarządem i starostą trwa od wyborów samorządowych w 2014 r. Wtedy po ośmioletniej kadencji klubów związanych z PO i PSL władzę przejęło PiS. Grójecki szpital jest jedną z wielu spraw, o które samorządowcy toczą spór.

Cierpliwość lekarzy, pielęgniarek i mieszkańców skończyła się 28 sierpnia 2015 r. Rozpoczęły się trzy tygodnie negocjacji. I okupacji.

Telefony

Okupowano starostwo, a dokładnie salę konferencyjną. „Okupantami” były pielęgniarki i lekarze, przychodzili też mieszkańcy, a celem było wymuszenie na radnych opozycji zgody na zaciągnięcie kredytu pod zastaw budynków szpitala.

– To było zgromadzenie pokojowe, zorganizowane na zaproszenie starosty Ścisłowskiego. W sali konferencyjnej mieszkałyśmy przez dwanaście dni. W dzień i w nocy – opowiada Irena Gwardys, przewodnicząca OZZPiP, która uczestniczyła w „okupacji” (pielęgniarki wolą to sformułowanie od słowa „strajk”).

Pierwszego dnia prezes szpitala dowiózł strajkującym zupę. Potem jedzenie przynosili mieszkańcy i inne pielęgniarki. Kupowały zupy w szpitalu (jedna porcja za trzy złote) i dowoziły strajkującym w starostwie.

Sala konferencyjna, w której spali protestujący, jest mała i zwyczajna: z kwiatami doniczkowymi w kącie, stołami ułożonymi w literę „U” i Orłem Białym powieszonym na ścianie. Pielęgniarki rozkładały na podłodze materace. O świcie je zwijały, bo na protest przychodziło nawet sto osób i robił się ścisk.

Pytam dlaczego protestowali.

Zmusił nas brak porozumienia wśród radnych. Ci, którzy rządzili przez ostanie cztery lata i doprowadzili szpital do tego stanu, teraz nie chcą się zgodzić na jego ratunek – odpowiada pielęgniarka, która woli zachować anonimowość. – Szpital stał się kartą przetargową w walce o stanowiska w powiecie. Radnym nie zależy na pacjentach, tylko na władzy. Miałam kilka telefonów od jednego z radnych z klubu opozycyjnego. Mówił: „Wpłyńcie na starostę, żeby się podał do dymisji, to wam podpiszemy wszystko”. Nauczyłyśmy się, żeby odbierać telefon w trybie głośnomówiącym, więc koleżanki to słyszały.

– Rozłączyła się pani? – dopytuję.

– Zapytałam go, czy radni z opozycji przedstawią plan restrukturyzacji szpitala. On na to: „Tak, jeśli jeden z nas zostanie nowym starostą”.

Fot. Katarzyna Zając
Fot. Katarzyna Zając

Ryba psuje się od głowy

Według pracowników szpitala, do zapaści finansowej przyczyniły się: samowolne decyzje poprzednich prezesów szpitala, brak nadzoru i kontroli ze strony starostwa powiatowego i rady nadzorczej oraz niesprawiedliwe wynagrodzenie personelu.

– Niektórzy lekarze zarabiają 25 tys. zł, a pielęgniarka 1700 zł. – Irytuje się jedna z pielęgniarek. – W zeszłym miesiącu za sześć dyżurów nocnych, w tym jedną niedzielę, zapłacono mi 350 zł. Pielęgniarki zatrudnione z firmy zewnętrznej pracują na tzw. dyżurach zleconych, jeden kosztuje 200 zł, a my, też zatrudnione w tej firmie, za taki zlecony dyżur dostajemy 110 zł – mówi.

Różnice w płacach potwierdza Zbigniew Kończak ówczesny prezes szpitala w Grójcu:

– Nie rozumiem tego. Bardziej powinno się dbać o „nasze” pielęgniarki, a nie o te z firmy zewnętrznej. Rozmawiałem z koleżanką ze szpitala w Żyrardowie i porównując zarobki, rzeczywiście płacimy lekarzom za dyżury dużo więcej. W Grójcu dyżury nocne kosztują 80 czy 90 zł za godzinę. Myślę, że są przesadzone o co najmniej 20 zł.

Była studentka, która odbywała praktyki z grójeckim szpitalu, ostrożnie komentuje pensje lekarzy:

– Stawki 90–100 zł za godzinę są osiągalne dla lekarzy w grójeckim PCM, ale czy zarabiają 25 tys. zł miesięcznie, nie wiem. Nie widziałam niczyjego „paska”.

O finansach grójeckiego szpitala chciałam porozmawiać z poprzednimi prezesami placówki. Dr Zbigniew Binio (był prezesem do końca lipca 2015 r.) grzecznie odmówił, tłumacząc się brakiem czasu. Jego poprzednik, dr Marek Lejk, uśmiechnął się i wyprosił mnie z gabinetu. Dr Lejk jest specjalistą w poradni ortopedii. Na kolejne prośby nie odpowiadali.

Tu nie ma głupich

Atmosferę wokół szpitala podgrzały „ulotki-nekrologi”, które 29 sierpnia pojawiły się na ulicach miasta. Wypisano na nich nazwiska 12 radnych z opozycyjnych klubów. Do „sabotażu” przyznały się pielęgniarki:

– Rozwiesiłyśmy ulotki z nazwiskami osób, które blokowały działalność szpitala – wyjaśnia jedna z nich. – Nie wiedziałyśmy, jak dotrzeć do ludzi, a czasu było mało, więc rozniosłyśmy je też do kościołów. Zdaniem niektórych radnych ulotki przypominały nekrologi, bo otoczone były ciemną ramką. Według jednego samorządowca był to atak „nie mieszczący się w kanonach chrześcijaństwa”.

– Nie rozumiem, o co jest wojna – odpowiada jedna z pielęgniarek. To są osoby publiczne. Przed wyborami ich nazwiska i twarze „wisiały” na słupach, nic dziwnego, że znów „wiszą”. Czepiają się, bo nie mają argumentów – dodaje.

Jakby tego było mało, w dzień po awanturze o ulotki, na murach przy kościele pod wezwaniem św. Mikołaja pojawił się biały napis: „ZAMYKAJĄ SZPITAL”, obok dopisano trzy nazwiska radnych z opozycji: Maliszewski, Piątkowski, Gaweł. Na końcu muru sprayem dorysowano nazwy partii PO i PSL oraz swastykę. Janusz Karbowiak z klubu PSiP nie ma wątpliwości, kto tego dokonał:

– Zrobiły to związki zawodowe pielęgniarek pod patronatem PiS-u. Tyle serca włożyliśmy w sprawę szpitala, a jego pracownicy, napuszczani przez bardzo wąską grupę politykierów, odwdzięczyli się napisami murach, sugerując, że jesteśmy faszystami i likwidujemy szpital. Proszę powiedzieć, w jaki sposób ja blokuję ten szpital?

Kinga Ponceleusz, pielęgniarka, wiceprzewodnicząca OZZPiP:

– Jak można oskarżać 50-letnią kobietę o sprayowanie? Ja nawet komputerem nie umiem się dobrze posługiwać. Nie będę odpowiadać za wandali z Grójca.

fot. Katarzyna Zając
Fot. Paulina Omen-Klepacz

Pertraktacje i słowne przepychanki między szpitalem i samorządowcami trwały do 16 września. Tego dnia w trakcie obrad Rady Miasta pielęgniarki i mieszkańcy zabarykadowali drzwi własnymi ciałami, krzycząc, że nie opuszczą obrad, dopóki radni nie podejmą decyzji o ustanowieniu hipoteki na budynkach szpitala.

– Obiecanki cacanki, mieszacie i mącicie. Możemy się tak spotykać w nieskończoność – łajał radnych z opozycji mieszkaniec Grójca, rozkładając ręce i tarasując wyjście z sali. – Ale tu nie ma głupich. Wiadomo, że szpital będzie istniał, ale pytanie do kogo będzie należał? – Rozległy się brawa. Samorządowcy poddali się naciskom i zarządzili ponowne głosowanie nad zaproponowanymi trzy tygodnie wcześniej uchwałami.

Oczy zgromadzonych na sali bacznie śledziły ruchy radnych podczas głosowania. Ręce podniosło jedenastu z nich, czyli większość. Uchwały przegłosowane. Szpital nie zbankrutuje. Wybuchła radość, mieszkańcy wyskoczyli z krzeseł, gratulując sobie nawzajem, pielęgniarki ze łzami w oczach dziękowały radnym, którzy poparli projekt, odgrażając się, że „opozycji ręki nie uścisną”. Po sali przeszedł pomruk niezadowolenia.

Błędne koło

Od protestów minął rok. Nazwiska radnych i swastykę na murze zamalowano.

Szpital w Grójcu funkcjonuje, ale kredyt był jedynie doraźną pomocą chroniącą go przed bankructwem. Uregulował najpilniejsze zobowiązania. „Bitwa” trwa dalej. 22 sierpnia 2016 r. lokalne media opublikowały apel opozycyjnych radnych w sprawie krytycznej sytuacji szpitala. Przyczyną było zwolnienie doktora Zbigniewa Binio, ordynatora na Oddziale Chorób Wewnętrznych, jedynego kardiologa na Pododdziale Intensywnego Nadzoru Kardiologicznego, za rzekome przebywanie na urlopie bez zgody przełożonych. Jego obowiązki przejęli… ginekolodzy i chirurdzy.

Konstanty Radziwiłł, obecny minister zdrowia, wielokrotnie wspominał, że wprowadzona przez poprzedni rząd komercjalizacja (przekształcanie szpitali w spółki) nie zmniejszyła zadłużenia placówek medycznych. Stworzyła kolejną patologię – szpitale, chcąc przetrwać, wyprzedawały akcje spółki prywatnym inwestorom. Lipcowa nowelizacja ustawy hamuje ten proceder. Szpitale-spółki będą należeć w większości do samorządów. Oddaliło się również widmo bankructwa placówek medycznych-spółek. W myśl nowelizacji to samorząd spłaci dług szpitala. Jednak to rozwiązanie może przynieść odwrotny efekt – bez wyraźnych limitów pożyczek lecznice będą mogły zadłużać się w nieskończoność. To jak sięganie do studni bez dna.

 

* Tytuł tekstu pochodzi od redakcji.

** Anonimowość niektórych pielęgniarek, praktykantki i ratownik medycznej została zachowana na ich prośbę.

*Ikona wpisu: fot. Katarzyna Zając