Wczoraj miała miejsce ważna debata „Od KOR-u do KOD-u. Triumf i kryzys demokracji”. Tym razem w panelu wzięli udział nie uczestnicy wydarzeń, ale analitycy polityki: János Kis, Iwan Krastew, Jacques Rupnik, Karol Modzelewski, Jan Maria Rokita, Aleksander Smolar i ja. Na sam koniec dołączył jeszcze Mateusz Kijowski.
Dyskusja była gorąca, wiele mówiono o etyce i polityce, dyskutowano na temat trafności tytułu spotkania. Kontrowersje wywołały m.in. uwagi Karola Modzelewskiego o polskiej transformacji, wyraźnie zaznaczyła się także międzypokoleniowa dyskusja na temat dziedzictwa KOR-u i ROPCiO, i szerzej – dziedzictwa polskiej opozycji. Wypowiadali się m.in. Konstanty Gebert, Agnieszka Grzybek, Agnieszka Holland, Ewa Hołuszko, Rafał Kalukin, Lena Kolarska-Bobińska, Waldemar Kuczyński, Andrzej Wielowieyski, Irena Wóycicka, Jacek Rostowski.
Dziś w „Gazecie Wyborczej” Adam Leszczyński zreferował wczorajsze spotkanie. Z obszernej relacji z debaty wycięto – uwaga – WSZYSTKIE KOBIETY. Niezależnie od ich osiągnięć, zawodowego stażu i tego, co mówiły.
Rozumiem, że można się nie zgadzać z poglądami innych osób. Ale w tym wypadku pominięcie kobiet oznaczało, że nie było w dyskusji kobiet, które wyżej wymieniłam – które zgłaszały ważkie uwagi krytyczne i pytania. Cóż, żadna z nich zapewne nic ciekawego, zdaniem autora, nie miała do powiedzenia, bo w relacji ich wypowiedzi przemilczano. Opinie panów potraktowane zostały przychylniej.
Zadziwiające jest, że w Polsce, mimo tego, jak wiele osób nazywa się feministkami i feministami, wciąż najbardziej rozpowszechniony jest feminizm czysto retoryczny. I wbrew pozorom to sprawa, która daleko wykracza poza salę dyskusyjną.
Najpierw wylewa się łzy wzruszenia nad książkami Danuty Wałęsy czy Seany Penn, wołając, że w historii opozycji PRL pomijano kobiety i ich opinie. Żąda się sprawiedliwego opisu naszej wspólnej przeszłości. Następnie jednak historia się powtarza.
Kobiety pomija się w relacjach z tego, co dzieje się obecnie w opozycji. Panie zaś mogą – jak napisała na moim profilu facebookowym jedna z bohaterek opozycji, Ewa Kulik – nadal organizować panom spotkania, podawać im mikrofon i kawę i przysłuchiwać się, jak ze sobą rozmawiają. Rozziew pomiędzy słowami i czynami odbiera wiarygodność. Przykład? Choćby Janusz Palikot, z jednej strony wstawiający się za prawami mniejszości homoseksualnych, z drugiej – w pewnej chwili wyzywający Jarosława Gowina słowami obraźliwymi dla mniejszości homoseksualnej. Na tle takich incydentów rodzi się po prostu pytanie o prawdziwość przekonań.
Dzisiejsza opozycja demokratyczna będzie silna tylko wtedy, gdy będzie potrafiła sprostać głoszonym przez siebie ideałom. Na razie jednak, na tym tle, można byłoby za wybitnego feministę uznać Jarosława Kaczyńskiego, ponieważ dał kobiecie fotel premiera. Warto by przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości nad tym się zastanowili.
* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Jay Morrison; Źródło: Flickr.com