pamiec_zewnetrzna_okladka

Ten tekst ma dwóch, a tak naprawdę nawet trzech bohaterów.

Pierwszym z nich jest, rzecz jasna, Radosław Jurczak wraz ze swoim debiutanckim zbiorem wierszy „Pamięć zewnętrzna”. Tom został niedawno wydany w wyniku współpracy Łódzkiego Domu Literatury (oto nasz drugi bohater) oraz świeżo założonej, niezależnej Tłoczni Wydawniczej Ach Jo (trzeci), którą kierują Dawid Mateusz, Kamil Kwidziński, Martyna Kiełbas i Maciej Kiełbas.

Tyle o współtwórcach i wydawcach. Sam Radosław Jurczak natomiast – jako poeta – został rok temu „złowiony” w konkursie poetyckim „Połów”, chociaż jego wiersze nie znalazły się ostatecznie w Almanachu Biura Literackiego; po drodze publikował swoje teksty w „Rozdzielczości Chleba” czy „Wakacie”, aż wreszcie – również w 2015 r. – wygrał łódzkiego Bierezina. Chciałoby się powiedzieć, że następny przystanek to Silesius.

Chciałoby się powiedzieć – bo „Pamięć zewnętrzna”, zbiór mieszczący raptem trzydzieści trzy wiersze, szturmem powinien wziąć tegoroczne debiuty.

Odzyskanie i przebudowa świata

Zacznijmy jednak raz jeszcze, tym razem pobożnie. Czyli od samego końca. Rzut oka na spis treści pozwala wtórnie wyodrębnić w „Pamięci zewnętrznej” pewne, powiedzmy, stałe punkty odniesienia. Na poziomie konstrukcyjnym Jurczak wyposaża bowiem swój zbiór w przynajmniej trzy strategiczne podrozdziały. Kolejne części – znaczone wybranymi hasztagami – organizują się wokół haseł wywoławczych: #pokoleniowy, #kolonializm czy #poetyka. To nieprzypadkowe ustawienie wyznacza horyzont możliwości dla całego tomu, jest próbą zakreślenia możliwie szerokiego pola modalnego, obejmującego w jednym uścisku – co ważne – zarówno plan treści „Pamięci zewnętrznej”, jak i jej poziom formalny. Jurczak sygnalizuje zatem zainteresowanie konkretnymi systemami przedstawień (spory o „polskość”, kwestię społeczno-politycznego zaangażowania oraz temat wiersza jako określonej pozycji intelektualnej i egzystencjalnej), sugerując jednocześnie, od której strony chciałby się w nie „wwiercić”.

To, że usiłuje się właśnie „wwiercić”, jest bowiem niepodważalne. O co zatem w „Pamięci zewnętrznej” chodzi? Mówiąc wprost: o odzyskanie i, bagatela, przebudowę świata. Bo przecież

[…] Coś w nas zapomina
że myśli to powody dla których nie żyjemy w światach
a światy to miejsca gdzie powinniśmy żyć
że na wzroku się kończy i nigdzie indziej zaczyna

(„LHC [Genewa]”)

W tym tytanicznym wysiłku – znamy to, prawda? – Jurczak obiera jednak bardzo nieoczywisty azymut. Nie interesuje go przykładowo supremacja przedmiotów jako żywiołów przeciwstawionych cybernetycznej chmurze (idiom rzeczy) i prostoduszny ku nim zwrot, jak miało to miejsce w „Product placement” Rafała Różewicza. Nie dba też o rzeczy w ten sposób, który w wyróżnionej właśnie nagrodą Nike „Nakarmić kamień” kazał Bronce Nowickiej traktować je jako artefakty łączące rzeczywisty porządek życia i symboliczny porządek śmierci. Jurczaka nie interesują również wszelkie eskapistyczne próby konstrukcji mitycznego sanktuarium pokroju dzieł Martyny Buliżańskiej („Moja jest ta ziemia”) i Małgorzaty Lebdy (chociażby ostatni „Matecznik”). Mówiący w „Pamięci zewnętrznej”, chociaż do pewnego stopnia wyrasta z podobnych przesłanek o świecie à rebours, nie zamyka się w ciasnej klatce spekulującego nad naturą wszechrzeczy „Ja”. Nie otacza się też prywatnymi mitami, pozwalającymi mu wyrokować o świecie z pozycji bezpiecznego dystansu. Wręcz przeciwnie: podmiot Jurczaka cały czas umyka, uchodzi uwadze, jest oszczędny i – zamiast o sobie – woli raczej mówić o innych. Słowem: woli być przy Innym, stawać się nim. Można to nazwać – za Deleuze’em – odnajdywaniem możliwej „strefy sąsiedztwa”, obszaru czystego niezróżnicowania, próbą identyfikacji wyłączającej diabelskie dychotomie podmiot-przedmiot oraz ja-ty, jak chociażby w „Elegii dla Katedry Teorii Gier…”:

(losowe są także procesy: być tym wietnamskim dzieciakiem
w tandetnej wietnamskiej koszulce Mieć wuja matematyka
Być tym matematykiem: do domu wysyłać pieniądze

i maile bezbarwne jak tlen) I musisz wiedzieć coś jeszcze:
że ile można zarobić na takich kalkulatorach
będąc wietnamskim dzieciakiem).

I dalej, ciągle w tym samym tekście:

[…] Więc stary statystyk śni że jest cząstką tlenu
albo własnym modelem: rozlegle są pola ryżowe

takoż i wioski ludne słoneczne: a tego nie wiedzą:
pod ziemią każde źdźbło ryżu oblicza zysk i stratę

(więc być tym zyskiem tą stratą)

W punkcie wyjścia, zamiast prymarnego braku – każącego mówiącemu myśleć o sobie w żelaznych ramach jednostkowej odbudowy – Jurczak obdarza podmiot raczej prymarnym pragnieniem. W ten sposób, zamiast rekonstruować swój porządek symboliczny, kieruje się ku tego porządku ostatecznemu przełamaniu, a jego wysiłek skupia się na zasadniczym otwarciu. Pragnienie określa zatem ruch „Pamięci zewnętrznej”: to ruch w stronę tego, co sytuuje się naprzeciwko, polegający na wychodzeniu z nieprzeniknionej – zdawałoby się – skorupki Mojej jaźni, Moich wyobrażeń, Moich obsesji. Zatem: postawa mówiącego jest jednoznacznie aktywna, a jego wróg – jasno określony, jakby zaznaczony w interfejsie wyrzutni rakiet. Już na tym etapie jasno rysuje się, do kogo będziemy strzelać.

Miłosz wraca jak bumerang

Tę rewolucyjną supremację pragnienia najlepiej w „Pamięci zewnętrznej” widać na poziomie samej poetyki. Zdaje się, że kluczem do zrozumienia tego, co dzieje się w debiutanckim zbiorze poety z Łomianek, jest właśnie prześledzenie zastanych dykcji, które przerabia on na własny użytek. Trzeba przyznać, że to niezwykle osobliwy melanż: z jednej strony generatywno-repetycyjna konstrukcja wiersza Macieja Taranka, barbarzyńska „klasyczność” frazy Kamila Brewińskiego czy dyseminacyjne eksperymenty Tomasza Pułki, a z drugiej – uwaga! – Czesław Miłosz.

Tak, Miłosz. Mogliśmy spodziewać się jego powrotu. Wraca jak bumerang – tak chyba będzie już zawsze. W każdym razie z tej konfrontacji radykalnie przeciwstawnych poetyk – młodzi gniewni kontra nobliści i wieszcze, żeby posłużyć się pewnym operacyjnym skrótem – wynikają rzeczy niezmiernie ciekawe. Miłosz jest u Jurczaka ciągle ogrywany i delikatnie szczypany, ale nadal zachowuje swoją, powiedzmy, noblowską godność. Lepiej – na powrót staje się prawdziwym graczem, takim, rzecz jasna, który przy stole zgarnął najwięcej żetonów, ale jednocześnie też takim, który stawia wszystkim drinki i rozdaje cygara. W „Pamięci zewnętrznej” młody poeta podejmuje z noblistą grę, lecz w pewnych granicach, również w dojmującym przeczuciu – jak w wierszu otwierającym zbiór – że w ostatniej instancji nad samą rozgrywką nie mamy przecież żadnej kontroli:

(byliśmy pierwszym na świecie live streamem z każdego atomu
najkrótszym remiksem wszystkiego Nie byliśmy jeszcze na pewno

pokoleniem graliśmy w grę grała w nas gra)

(„Ta sama elegia napisana na trzy razy”)

Nade wszystko jej stawka, stawka gry, nie jest – na gruncie dykcji – aż tak radykalna, jak przyzwyczaili nas do tego niektórzy młodzi poeci. Jurczak wcale nie chce Miłoszowi dokopać, Miłosza wykpiwać czy po prostu cisnąć z Miłosza infantylną, quasi-pokoleniową bekę. Woli go raczej twórczo przerobić. „Pamięć zewnętrzna” – na gruncie poetyckiego rejestru – kieruje się zatem bardziej logiką kontynuacji niż całościowego cięcia. Chodzi o próbę nawiązania kontaktu, o przyswojenie, które nie będzie arbitralnym zawłaszczeniem, ale raczej punktem wyjścia dla twórczych przekształceń własnego głosu:

(4)
W niebiesiech jest beton zbrojony
a poganina ni Żyda
nie ma przed Pańskim obliczem
bo stoją przed wejściem przesuwnym

(„#jakością_Biedronki [loop dla Jana Kalwina]”)

Jurczak wygrywa Miłosza; adaptuje go i przetwarza, z jednej strony nadbudowując na nim własny język, z drugiej natomiast otwierając rejestr autora „Gdzie słońce wschodzi i kędy zapada” na nowe, nieoczekiwane obszary. Jak wspominał sam autor w rozmowie przeprowadzonej przez Dawida Kujawę dla czasopisma „Inter”: „Co mi dał Miłosz? Zastanawiam się, jak to możliwe, że nie dał tego samego wszystkim poetom z roczników 80. Ostatnio kluczowa w polskim wierszu – dla mnie też – jest kwestia etycznego i politycznego zaangażowania w poezji, aktywnej kontestacji zastanego świata, zwłaszcza z pozycji lewicowych: przecież to wszystko jest u Miłosza!”. I kilka zdań dalej: „Bardzo wiele – i słusznie – mówi się o poezji jako sposobie przywracania głosu słabszym, «cierpiącym Innym»: to przecież sam rdzeń Miłosza”. Tej przewrotnej – przynajmniej w kontekście ostatnich sporów krytycznych – strategii pisarskiej towarzyszy jednak pewna doza nieufności. Dlatego też książce patronuje znany cytat z Pułki: „Dlaczego klasycy muszą tak kłamać?”. Być może jest to oczko puszczone w stronę czytelnika, być może też zwykła asekuracja.

Na poziomie frazy – mimo wszystko – udaje się Jurczakowi zachować odpowiedni balans. Przyznajmy przy tym, że ciężar, jaki postanowił młody poeta udźwignąć, jest przecież ogromny. Ogrywany hiperbolicznie i inwersyjnie Miłosz skonfrontowany zostaje w „Pamięci zewnętrznej” przede wszystkim z kaskadową, „pytającą” strukturą wypowiedzi Tomka Pułki. Efekt? Poetyka pętli.

tak bywa się Bywa się ręką okiem się nie bywa
okiem bywa kto inny zawsze bywa kto inny
Czymś się bywa w ogrodach w miastach i na łączach

na ulicach na placach (#na_Campo_di_Fiori)

(„Europa”)

Rekontekstualizacja (być może trochę jednak postironiczna), przemieszczenie i przester – oto sedno Jurczakowego rejestru. Punktem zapalnym jest w „Pamięci zewnętrznej” ta osobliwa mieszanina sposobów mówienia, raz wychylająca się w jedną (Miłoszowską), raz w drugą (nazwijmy ją roboczo „młodoliteracką”) stronę:

(kom je uit Polen? Nie kurwa z Nigerii
:a chciałbym być z Nigerii wtedy mógłby #ocalać_

_plemiona_i_ludzi) Właściwie jednym zdaniem:
wyobraziłem to sobie jako własne wybrzeża

(„Waleta”)

Czujecie ten Pułkowy przekąs w ostatnim wersie? Miłosz pozostaje zatem patronem ambiwalentnym, wciśniętym w hasztagi, ale też wyraźnie przemycanym do materii samego wiersza.

Elegia na śmierć Aylana Kurdiego

Wysiłek konstruowania własnego języka na gruncie innych, samodzielnego wprawdzie, ale też mocno zakotwiczonego w zastanych rejestrach, stanowi przy tym jeden z naczelnych wymiarów Jurczakowego zaangażowania. Nie chodzi tutaj jednak o przechwytywanie spacyfikowanych znaczeń z pozornie przezroczystego słownika władzy i mediów, do czego przyzwyczaili nas chociażby Kira Pietrek, Tomasz Bąk czy Dawid Mateusz. Młody poeta z Łomianek wcale nie wyzyskuje, jak to się często w poezji zaangażowanej dzieje, żadnych oficjalnych języków, nie odwraca też rządzących nimi mechanizmów, by unaocznić ich wątpliwy związek ze społeczną i polityczną rzeczywistością. Zamiast subwersywnego odzyskiwania stawia raczej na poszerzenie wspomnianej już „strefy sąsiedztwa”, jak chociażby w tekście #poetyka:

(wedle reguł poezji staroarabskiej wiersz zaczyna
się od opisania obozowiska w którym zeszłego wieczora
przebywała ukochana poety dalej następuje opis wielbłąda
później należy pisać o wojnie)

Przewrotne, prawda? Przynajmniej w kontekście licznych projektów, w których lwia część pisarskiego wysiłku koncentruje się na radykalizacji i przełamaniu reguł gramatyki. Zatem: nie sytuacjonistyczna rekuperacja, a podająca się wciąż w wątpliwość pętla – to współrzędne subwersji w „Pamięci zewnętrznej”. I jeden z horyzontów jej możliwości.

Drugim i jednoczesnym horyzontem jest bowiem sam poziom przedstawień, tropów, motywów; ogólnie tego, co wchodzi w skład tak zwanego planu treści. Czym jest pamięć zewnętrzna? Najprościej i najkrócej: to pamięć o zewnętrzu, świecie materialnie istniejącym. Stanowi ona jednocześnie paradoksalną kondycję mówiącego w wierszach Jurczaka: podmiotu zawieszonego – z jednej strony – na niewidzialnych serwerach, przyklejonego do ekranów i rojącego sobie, że ich płaska powierzchnia składa się na ruch życia, a z drugiej podmiotu usiłującego wciąż skonceptualizować świat w jego faktycznym stanie globalnym, poza medialnymi zapośredniczeniami i interpelującym porządkiem symbolicznym. To świat pełen zakłamania, przemocy i bezmyślnej brutalności. Świat, w którym morze naprawdę wyrzuciło na brzeg ciało trzyletniego syryjskiego uchodźcy Aylana Kurdiego. Jurczak poświęca mu przejmującą elegię; składa się na nią osiemnaście ponumerowanych dystychów.

(1)
morze rozsuwa się jak ekran dotykowy
morze przygasa jak ekran dotykowy:

(2)
w czasach dziwnych i wrogich żyliśmy wspaniałych

a także toczono bekę skrajem wyschniętych mórz

(„18 elegii dla Aylana Kurdiego”)

Wkrótce po publikacji, zdjęcie Aylana Kurdiego obiegło cały świat. Przy tej okazji media, zamiast zwrócić uwagę na piekło syryjskiej wojny i niezwykłą desperację uchodźców, ogłosiły, że zwłoki trzyletniego chłopczyka są przede wszystkim symbolem strukturalnego kryzysu Unii Europejskiej. Nic zatem dziwnego, że pisząc o Aylanie Kurdim, Jurczak zaczyna od dystychu o morzu rozsuwającym się i przygasającym jak ekran dotykowy: na płaskiej powierzchni tabletu każdy obraz zawieszony jest gdzieś pomiędzy wymiarami, a spektakularne mechanizmy bez problemów potrafią wyzyskać tragedię dla spraw pośrednich. Umniejszyć ją, wyegzorcyzmować. Postulat Jurczaka – można go z powodzeniem przenieść na całą „Pamięć zewnętrzną” – polega na wyjściu naprzeciw, złamaniu medialnej zasłony niewiedzy, jaką spowite są całe pokolenia „bogatej Północy”. Należy zatem zwrócić się na zewnątrz, które „jest większe”:

(8)
wypłoszyć morze aż pokażą ciała
wypłoszyć ciała aż pokażą dna

(9)
a teraz wrócić do siebie wyjść z każdego obrazu
a teraz wrócić w obraz mówiąc innymi dłońmi:

(10)
cudzymi dłońmi ażeby trwalszym murem
obszerne morze ażeby cement z rąk:

Z powrotem do świata analogowego

Motyw dłoni, przewalający się po całym tomie w różnych kontekstach, jest bardzo znaczący. Dłoń w „Pamięci zewnętrznej” odsyła do wyjścia, przekroczenia tego, co wsobne i wewnętrzne. Jej ruch układa się konsekwentnie: od płaskiego obrazu do świata, desygnatu, nagiej faktyczności. Nie bez kozery „rozumieć” i „uchwycić” pozostają wobec siebie w relacji synonimicznej. Dotyk, który w debiutanckim tomie poety z Łomianek odgrywa tak ważną rolę, odsyła do doświadczania świata „analogowego”, również w przeczuciu rozczarowania siecią, w której wszyscy jesteśmy nieustannie śledzeni i kontrolowani, i w której boty zasypują nas bezużytecznym spamem:

: a teraz jesteś przezroczysty jak Internet
jak wyszukiwarka czytelny jak szkło)

(„GoogleGlass”)

Przebić się przez tę pozorną przezroczystość i wyjść do świata – uchwycić go, uwięzić na dłoni: „[…] zgubiłeś się wśród luster / więc nie pomnażaj odbić bo skąd wiesz które mrugnie”. „Pamięć zewnętrzna”, przy wszystkich pętlach, jakie nakłada na siebie i czytelnika, jest tomem paradoksalnym – skrojonym na niezmierzoną przecież miarę, ale jednocześnie liczącym się z historycznym (i nie tylko historycznym) ciężarem zastanych dykcji. Innymi słowy, to zbiór strukturalnie przemyślany i dojrzały, lecz również świeży i nowatorski. Jeżeli ktoś szuka jakiegoś literackiego pomostu pomiędzy wyrachowaniem „uznanych” a zapalczywością „młodych” (czy też uznanych trochę mniej), niech pyta o Radosława Jurczaka.

 

Książka:

Radosław Jurczak, „Pamięć zewnętrzna”, wyd. Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2016.

 

* Śródtytuły pochodzą od redakcji.