Rok rządów PiS-u przyzwyczaił nas do dużej dynamiki wydarzeń politycznych. Nie ma dnia, nie ma tygodnia, żebyśmy nie komentowali kolejnych posunięć rządu. W tej sytuacji media wyjątkowo nie muszą „grzać” tematów, po prostu karmią się coraz bardziej zaskakującymi i kontrowersyjnymi poczynaniami ekipy rządzącej. Nie inaczej było w październiku. Kończący się miesiąc upłynął pod znakiem sporu o ustawę wprowadzającą całkowity zakaz aborcji.

Solidarność kobiet, reakcja mężczyzn

Moje polityczne życie przyzwyczaiło mnie do tego, że temat aborcji co pewien czas wraca. Za każdym razem dyskusja nad dopuszczalnością przerywania ciąży wywołuje gorący spór, umacniają się obozy stojące po obu jego stronach. Media zapełniły się debatami, na łamach dzienników i tygodników, w papierze czy w internecie publikowane są sążniste artykuły argumentujące słuszność stanowisk. Kiedy zatem wpłynęły do Sejmu projekty ustaw na nowo regulujące kwestię aborcji, można było się spodziewać, że dyskusja na ten temat zdominuje debatę publiczną. Tym razem jednak temperatura sporu była wielokrotnie wyższa. Ulice zapełniły się protestującymi.

„Czarny protest” był wielką demonstracją siły zwolenniczek liberalizacji bądź przynajmniej utrzymania obecnego stanu prawnego. Świadomie używam rodzaju żeńskiego. Niezależnie bowiem od tego, czy mężczyźni biernie bądź czynnie popierali protest, ich stanowisko miało znaczenie drugorzędne. Choć protesty odbywały się w imię praw obywatelskich, to zdecydowanie najważniejsza była w nim solidarność kobiet.

Przyznam, że kiedy patrzyłem na relacje z Placu Zamkowego w Warszawie i z wielu innych miejsc w Polsce, to stało się dla mnie jasne, że w tym miejscu i w tym czasie „kobiety się policzyły”, zobaczyły „ile ich jest”. „Czarny protest” pokazał po raz pierwszy w tak namacalny sposób siłę kobiet we współczesnym społeczeństwie polskim:

„Mimo podejmowanych przez Telewizję Publiczną prób dyskryminacji dzisiejszego protestu – nie ulega wątpliwości, że wreszcie była MOC!!! Mam nadzieję, że nie po raz ostatni udało się tak pięknie i mądrze zadziałać w słusznej sprawie. Bez Mężczyzn pewno by się nie udało (chapeaux bas za wsparcie i zaangażowanie!), ale jednak tak namacalnie poczuć gniew i siłę zjednoczonych Kobiet – to jest naprawdę COŚ!!!”

To cytat z jednego z wpisów na na fejsbukowym profilu protestu. Oczywiście do tej pory podejmowano już wiele inicjatyw mających na celu walkę o równe traktowanie, jedne z nich były duże, takie jak Kongres Kobiet, inne kameralne podejmowane w gronie koleżanek i przyjaciółek. Nigdy jednak nie mieliśmy do czynienia z tak spektakularnym pokazem kobiecej siły.

Na tym samy profilu, oprócz wpisów okazujących sobie solidarność kobiet, pojawiały się wypowiedzi mężczyzn. Cześć z wyrazami poparcia, inne prezentujące całkowicie odmienne poglądy:

„Dość DYKTATURY kobiet !!!; rozumiem, że w walce o równouprawnienie zrobicie parytety w kopalni i tak samo ciężko będzie pracować? na budowie te same ciężary nosić co mężczyźni? przecież walczycie o równość chyba, że inaczej rozumiecie równość.”

I jeszcze mocniejszy wpis pokazujący, że „czarny protest” był w istocie inicjatywą zepsutych kobiet:

„Dziś po tym marszu czarnych TRUPÓW, przyrzekłem sobie, że już nigdy nie ustąpię miejsca żadnej kobiecie w autobusie nie otworzę nigdy drzwi nie pocałuję w rękę. Są dla mnie prymitywne, okrutne, wyrachowane, odmóżdżone i zindoktrynowane przez chory postępowy system, brak im samodzielnego myślenia, ponieważ ono wymaga wysiłku intelektualnego, są podobne do przysłowiowych blondynek, ale to już chyba nie przysłowie to fakt.”

Te ostatnie wpisy ujawniają istotne napięcie, pomiędzy „postępowymi”, silnymi, wyzwolonymi kobietami, a mężczyznami, którzy starają się bronić starego porządku. To napięcie nie jest zjawiskiem nieznanym. W Stanach Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy innych krajach Zachodu, gdzie zmiany na rynku pracy szybko postępują, kryzys tradycyjnie rozumianej męskości jest od dawna rozpoznanym faktem.

Mężczyzna w świecie postindustrialnym

Męskość to dominacja, siła i autorytet – te wartości kształtowały się w sytuacji, w której to do mężczyzn należało wyżywienie rodziny i odpowiedzialność za obronę domu. Większa siła fizyczna dawała przewagę w zdobywaniu znaczenia, autorytetu i w konsekwencji miejsca, jakie mężczyzna zajmował w hierarchii rodzinnej i społecznej. Dzisiaj w świecie postindustrialnym, kiedy moc bicepsa nie daje przewagi w obsłudze komputera, echa tych wartości są cały czas w obecne w męskim wychowaniu. Mężczyźni cały czas wyrastają w przekonaniu, że to oni muszą być głównymi żywicielami rodziny, że to oni wezmą na siebie ciężar odpowiedzialności za rodzinę, kiedy przyjdzie się zmierzyć z kryzysową sytuacją, pomimo że mają już zdecydowanie mniejszy wpływ na jej rozwiązanie.

Jednym z czynników napędzających wzrost nastrojów prawicowych, czy wręcz rasistowskich, jest kryzys męskości. | Paweł Ciacek

W raporcie z badania CALM, poświęconego wyjaśnieniu przyczyn samobójstw wśród mężczyzn w Wielkiej Brytanii, czytamy, że 42 proc. z nich czuje powinność bycia „emocjonalnie silnym” w sytuacji kryzysowej. Wśród kobiet jedynie 17 proc. deklaruje taką postawę. Warto przy tym powiedzieć, że zjawisko samobójstw wśród mężczyzn staje się realnym problemem w Wielkiej Brytanii, samobójstwa stanowią najważniejszą przyczynę zgonów mężczyzn w wieku 20–49 lat. Jednocześnie 79 proc. wszystkich samobójstw na Wyspach popełniają właśnie oni. Gwałtowna deindustrializacja oraz zmiany norm społecznych należą do najważniejszych przyczyn tego zjawiska: roku 1971 – 92 proc. mężczyzn pracowało, w 2013 – już tylko 76 proc. Dla porównania: w 1971 r. pracowało 53 proc. kobiet, a w 2013 już 67. To gigantyczna zmiana w tak krótkim czasie.

W Stanach Zjednoczonych, gdyby na prezydenta głosowali tylko mężczyźni, Donald Trump z łatwością zostałby następcą Baracka Obamy. Jak podkreślają tamtejsi komentatorzy, jednym z ważnych czynników, który przyciąga mężczyzn do Trumpa, jest jego stanowisko w kwestii reindustrializacji kraju. Liczba niepracujących mężczyzn w wieku 20–65 lat od roku 1948 prawie podwoiła się, frustracja spowodowana utratą pracy i brakiem perspektyw w jej znalezieniu jest ogromna. Wiele zawodów, w których łatwiej jest w tej chwili znaleźć zatrudnienie, ma raczej tradycyjnie „kobiecy” charakter. Trudno jest się pogodzić z taką sytuacją.

Coraz częściej bezrobotni i tracący na znaczeniu mężczyźni nie potrafią znaleźć sobie nowego miejsca w rodzinie i społeczeństwie. Balansując pomiędzy spełnianiem oczekiwań kobiet, związanych z budową partnerskich relacji, a wszczepionymi w kulturowym systemie tradycyjnymi wartościami – nie znajdują równowagi. Uciekają z tego klinczu w zachowania autodestrukcyjne. Ci, którzy utrzymują się na powierzchni społecznego funkcjonowania, są bardziej skłonni do budowania wspólnot broniących „tradycyjnych” wartości.

W moim przekonaniu jednym z czynników napędzających wzrost nastrojów prawicowych, czy wręcz rasistowskich, jest właśnie kryzys męskości. Po wielu latach promowania feminizmu następuje moment, kiedy siła bicepsa znowu może mieć znaczenie. Mężczyzna tak jak dawniej może stanąć na straży Narodu, Rodziny i Cywilizacji. Może obronić swoje kobiety przed gwałtem najeżdżających barbarzyńców. Wszystko to, spełniając przynależną mu rolę i odzyskując uświęcone w społeczeństwie miejsce. Mężczyźni muszą szybko i po męsku odnaleźć się w tej społecznie nowej sytuacji, inaczej porządek społeczny będą wyznaczały biceps i pałka.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Fot. Rui Fernandes; Źródło: Flickr.com (CC BY 2.0)