white_stuart-malutki-okladka

„Stuart Malutki” i „Pajęczyna Charlotty” E.B. White’a, utwory powstałe przeszło pół wieku temu, należą do najsłynniejszych tekstów amerykańskiej literatury dziecięcej. W Stanach od lat są chętnie czytane i przez ludzi młodych, i przez tych nieco starszych. Zajmują często wysokie miejsca w rozmaitych zestawieniach arcydzieł, doczekały się także licznych ekranizacji – na czele ze znanymi filmami Roba Minkoffa i Gary’ego Winicka. Nie przełożyło się to jednak na ich szczególną popularność na gruncie polskim. Być może sytuację zmienią najnowsze edycje powieści przygotowane przez Wydawnictwo Literackie.

Obie książki pojawiły się co prawda na naszym rynku już kilkanaście lat temu, pod koniec lat 90., z inicjatywy wydawnictwa Prószyński i S-ka (w tłumaczeniach, odpowiednio, Moniki Strupińskiej i Ryszardy Jaworskiej), ale nie wydaje się, by na stałe zagościły w polskiej świadomości czytelniczej. Przyczyny takiego stanu rzeczy trzeba chyba upatrywać w rozczarowującej edycji obu książek – miękkie okładki z mało interesującymi grafikami raczej nie zachęcały odbiorców do sięgnięcia po utwory White’a, a słabej jakości kartki po jednokrotnej nawet lekturze zaczynały po prostu wypadać.

stuart-malutki-1

Można mieć nadzieję, że inaczej będzie z najnowszymi wydaniami. Ukazują się one bowiem na dobrym papierze, w twardych oprawach, które zdobią oryginalne ilustracje Gartha Williamsa (prace tego artysty znajdziemy także w środku obu książek). Choć są to woluminy nienowoczesne, raczej tradycyjne pod względem typografii czy formy graficznej, mogą się one podobać, a nawet pretendować do rangi edycji kolekcjonerskich. Co jednak z samymi tekstami? Czy w XXI w. są one jeszcze atrakcyjne? Co da się z nich wyczytać?

Oczywiste jest, że „Stuart Malutki” i „Pajęczyna Charlotty” to przede wszystkim utwory o szczególnej bliskości dziecka i zwierzęcia, która jest przecież motywem przewijającym się na kartach niezliczonych dzieł dla młodych odbiorców. Tytułowy bohater pierwszego tekstu to mysz, która pojawia się w ludzkiej rodzinie państwa Malutkich i wychowuje się wraz ze swym starszym bratem, George’em. Ten zabieg jest sam w sobie bardzo ciekawy i skłania do postawienia pytania: czy Stuart to dziecko, które jest trochę zwierzęciem, czy odwrotnie – zwierzę, które jest trochę dzieckiem? Młodszy syn państwa Malutkich posługuje się mową, ubiera się, chodzi do szkoły i generalnie toczy życie podobne do egzystencji zwyczajnego dziecka, ale wykazuje również zachowania kojarzone z byciem zwierzęciem. White, jak się zdaje, rzuca tu światło na ciekawą praktykę ludzi dorosłych: odnoszenie się do dzieci jak do zwierzątek domowych przy jednoczesnym traktowaniu pupili jak dzieci.

pajeczyna-charlotty-okladka

Dalsze losy Stuarta pozwalają jednak odbierać tę postać przede wszystkim jako istotę dojrzewającą – a dojrzewanie człowieka, zgodnie z niektórymi tradycjami, miało przecież polegać na wyrwaniu go z dziecięcości utożsamianej ze zwierzęcością. Bohater White’a początkowo przede wszystkim bawi się i sprawia kłopoty rodzicom, ale wkrótce znajduje życiową misję i opuszcza bliskich w poszukiwaniu przyjaciółki, zaginionej sikorki Margalo. Odejście myszy z domu to bardzo doniosła chwila, pozwalająca na rozwinięcie tekstu w formule dziecięcej powieści drogi i wykroczenie poza proste ramy zabawnej, dydaktycznej opowiastki o uczłowieczonym zwierzątku. Stuart dostaje dorywczą pracę jako nauczyciel na zastępstwie (filozoficzna rozmowa z uczniami i uczennicami o tym, co jest w życiu naprawdę ważne, to zresztą jeden z najlepszych fragmentów utworu), odjeżdża w siną dal miniaturowym samochodem, kluczy po amerykańskich bezdrożach, przeżywa zawód miłosny. Można powiedzieć, że przechodzi w ekspresowym tempie przez kolejne stadia dorastania. Otwarte zakończenie ukazuje, jak mysz – błądząca do tej pory niczym Don Kichot – podejmuje kluczową decyzję, symbolizującą zapewne osiągnięcie dojrzałości: za radą przypadkowo spotkanego mężczyzny wybiera, w którym kierunku dalej pojedzie.

pajeczyna-charlotty-1

W „Pajęczynie Charlotty” również pojawia się wątek niejednoznacznych w pewnej mierze granic między dzieckiem a zwierzęciem. Prosiak Wiluś, uratowany przez małą Franię od śmierci, jest przez dziewczynkę traktowany jak niemowlę – bohaterka wozi go nawet w wózku obok ukochanej lalki. Na tym nie koniec: rezolutna Frania już na początku powieści kieruje bowiem odbiorców ku jednemu z najważniejszych tematów tego utworu: pełnemu empatii stosunkowi do zwierząt. Córka państwa Arable pyta bowiem swojego ojca, czy gdyby ona urodziła się mniejsza niż inne dzieci (a właśnie z takiego powodu świnka ma zostać zabita), to rodzice chcieliby się jej pozbyć. Zaskakujące zestawienie przez dziewczynkę samej siebie z bezbronnym Wilusiem daje do myślenia i jej własnemu tacie, i odbiorcom książki. Wkrótce świnka zaprzyjaźnia się z bardzo mądrą pajęczycą, tytułową Charlottą, której celem staje się uratowanie prosiaka przed przeznaczeniem na rzeź – w tym celu organizowane są kolejne niezwykłe projekty zwierzęcej bohaterki, prowadzące do tego, aby właściciele oszczędzili Wilusia.

Choć nie-ludzkie postaci są w utworze wyraźnie zantropomorfizowane – podobnie zresztą jak w „Stuarcie Malutkim” – to ich „uczłowieczenie” miesza się z cechami gatunkowymi. Na przykład sama Charlotta nie tylko ze szczegółami opisuje, jak zabija muchy, aby się nimi żywić, lecz także okazuje się ograniczona innymi prawami biologii: jako pająk żyje bowiem niezwykle krótko. Zdając sobie sprawę z nadchodzącej śmierci, Charlotta angażuje wszystkie siły w dwa najważniejsze przedsięwzięcia swego życia: złożenie jaj, z których mają się wykluć jej dzieci, oraz pomoc Wilusiowi, swojemu najlepszemu przyjacielowi. W końcu bohaterka umiera, a zrozpaczony prosiak staje przed koniecznością poradzenia sobie ze stratą oddanej towarzyszki. Napisane z niezwykłą wrażliwością partie utworu opisujące żałobę Wilusia należą, w mojej opinii, do najprzedniejszych w literaturze dziecięcej rozpraw o tym, jak trudno na zawsze pożegnać bliską osobę.

pajeczyna-charlotty-2

Wydaje się, że siła „Stuarta Malutkiego” i „Pajęczyny Charlotty” tkwi w tym, że nie są to ani wyłącznie opowieści o zwierzętach, ani tylko historie o ludziach przebranych w ich kostiumy. To teksty o obu rodzajach istot, wcale nie tak częste w twórczości dla młodych odbiorców. Z jednej strony ukazują świat zachowań determinowanych przez biologię oraz promują pełną empatii postawę wobec wszystkich żywych istot, co decyduje o ich edukacyjnym potencjale. Z drugiej zaś – stanowią filozoficzne traktaty o ludzkim życiu; o dzieciństwie, dojrzewaniu i śmierci w różnych ich odcieniach. Czytelnicy i czytelnicy – i ci dziecięcy, i ci dorośli – znajdą w nich mnóstwo okazji zarówno do śmiechu, jak i do wzruszenia. Co ciekawe, żaden z utworów wcale się nie zestarzał. Wydaje mi się wręcz, że współgrają one w dużej mierze z najnowszymi refleksjami na temat stosunków ludzi i zwierząt, obecnymi współcześnie coraz częściej nie tylko w rozważaniach krytycznych, lecz także w literaturze dziecięcej. Uniwersalne w tym zakresie utwory White’a warto było na nowo pokazać polskim odbiorcom. Mogą stanowić pretekst do rozmowy o podejściu człowieka do innych istot oraz dorosłych do dzieci; o tym, co to w zasadzie znaczy „być człowiekiem” i „być zwierzęciem”; o tym wreszcie, co jest w życiu istotne i jak poradzić sobie ze śmiercią najbliższych. Na zakończenie dodajmy, że Maria Jaszczurowska – tłumaczka nowych wydań omawianych tekstów – doskonale poradziła sobie z przełożeniem mądrej prozy White’a na język polski. Dobrze by było, żeby tym razem „Stuart Malutki” i „Pajęczyna Charlotty” przyjęły się na gruncie polskim w większym stopniu niż kilkanaście lat temu – bo naprawdę na to zasługują.

 

Książki:
E.B. White, „Stuart Malutki”, il. Garth Williams, przeł. Maria Jaszczurowska, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2016.
E.B. White, „Pajęczyna Charlotty”, il. Garth Williams, przeł. Maria Jaszczurowska, Wydawnictwo Literackie, Warszawa 2016.

 

Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.