Trump wielokrotnie w czasie kampanii w ciepłych słowach mówił o Władimirze Putinie i podkreślał, że zależy mu na poprawieniu relacji z Moskwą, choć jednocześnie krytykował Hillary Clinton za słynny „reset” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich. „Czy byłoby źle, gdybyśmy lepiej się z Putinem dogadywali?”, pytał na wiecach. Oczywiście, że nie. Pytanie tylko, jakie będą koszty owego „dogadania się”. Jeśli Trump zmniejszy zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w NATO albo – jak zapowiadał w kampanii – powtórzy, że pomoc dla sojuszników nie jest bezwarunkowa, aktywność Rosji w regionie z pewnością wzrośnie. Pierwszym sygnałem kierunku polityki Trumpa będzie decyzja o tym, czy sankcje gospodarcze i personalne wobec Moskwy zostaną utrzymane.
Nie jest także jasne, jaką strategię działania wybierze nowy prezydent na Bliskim Wschodzie. Z jednej strony w czasie kampanii krytykował amerykańskie zaangażowanie w Iraku (choć początkowo sam tę wojnę popierał), z drugiej strony obiecywał, że „zbombarduje ISIS do gołej ziemi”. Jeśli, jak sugerowały jego wypowiedzi z kampanii, nowa administracja będzie w tym przedsięwzięciu szukała współpracy z Rosją, znów powraca pytanie o ustępstwa, na jakie będzie gotów Trump w innych regionach, chociażby w Europie.
Wbrew pozorom nie jest jednak tak, że Waszyngton i Moskwa we wszystkich sprawach znajdą wspólny język. Trump w kampanii zapowiadał zwiększenie wydobycia amerykańskiej ropy i gazu, po to by szybko tworzyć nowe miejsca pracy i dalej obniżać koszty produkcji dla amerykańskiej gospodarki. Problem w tym, że radykalne zwiększenie wydobycia w USA obniży ceny surowca na świecie i nasili konkurencję dla eksportu rosyjskiego.
Problemem dla relacji amerykańsko-rosyjskich może być też temperament prezydenta elekta. Człowiek tak wybuchowy jak Trump może łatwo zostać sprowokowany do wypowiedzenia nieprzemyślanych słów lub podjęcia działań, których skutków nie sposób dziś przewidzieć. Jak zachowa się amerykański przywódca, kiedy po pierwszej wizycie w Moskwie nie dostanie tego, czego oczekuje? Podobne pytania można zadać w odniesieniu do jego stosunku wobec innych państw.
I tak: w czasie kampanii Trump zapowiadał znaczące podwyższenie ceł na tanie towary przyjeżdżające do USA z fabryk w Meksyku i, przede wszystkim, Chin. Czy władze w Pekinie pogodzą się z taką decyzją, czy też ewentualne działania Trumpa potraktują jako wypowiedzenie wojny handlowej? Jeśli jednak cła zaakceptują, to jakim kosztem? Czy w zamian za to Trump będzie musiał uznać chińskie wpływy na Dalekim Wschodzie, kosztem m.in. amerykańskich gwarancji ochrony dla Japonii i Korei? Tego nie wiemy, podobnie jak nie wiemy, co zrobią zwykli Amerykanie, kiedy po wprowadzeniu ceł z dnia na dzień będą musieli zapłacić znacznie więcej za towary codziennego użytku.
Niewiadomych na mapie polityki zagranicznej Trumpa jest o wiele więcej – Indie, Irak, krytykowany przez niego układ z Iranem, odmrożenie relacji z Kubą, polityka w Afryce. Nie wiemy ani jakie działania podejmie prezydent, ani kto będzie jego polecenia egzekwował.
Jeśli jednak polityka Trumpa-prezydenta będzie wyglądała tak jak kampania Trumpa-kandydata, możemy spodziewać się wielu gwałtownych, nieraz sprzecznych ze sobą decyzji oraz gwałtownej rekonfiguracji układu sojuszy na świecie.
W takich warunkach tym ważniejsza staje się ścisła i coraz szersza współpraca w ramach Unii Europejskiej. Niewykluczone, że prezydentura Trumpa po raz kolejny ujawni słabość Europy, a w rezultacie wzmocni dążenia części państw do zacieśnienia integracji. Pytanie tylko, czy w tej nowej, bliższej wspólnocie znajdzie się miejsce dla Polski.