Od dawna wiemy, jak archaiczne są wszelkie próby nakreślania granic między światem wirtualnym a realnym. Portale społecznościowe są dziś nośnikiem przekazu treści dla mediów i osób publicznych. Tweety polityków stanowią przedmiot debaty publicznej. Tym samym główni aktorzy życia publicznego podlegają regułom ustalanym przez administratorów największych portali.

Obowiązujące tam reguły dotyczące wypowiedzi są bardziej surowe niż przepisy polskiego prawa. Zazwyczaj katalog treści zakazanych, bo zawierających mowę nienawiści, obejmuje kwestie niepełnosprawności, płci, orientacji seksualnej, czy też statusu weterana.

Zajmując się zgłaszaniem treści pojawiających się na Facebooku, od lat mierzyliśmy się z tym samym problemem. Większość zgłoszeń była odrzucana. Pojawiały się oskarżenia o wybiórczość facebookowej moderacji – mimo że skuteczność zgłoszeń była zbliżona, niezależnie od tego, czy zgłaszaliśmy mowę nienawiści wobec osób homoseksualnych, czy wobec katolików. Bez problemu akceptowane były za to strony publikujące obrazki, w których wyznawcy islamu utożsamiani byli z zoofilami – wystarczyło tego rodzaju treści określić mianem satyry, bo w takim wypadku Facebook stosuje lżejsze standardy oceny.

Facebook kontra ministrowie

Nie znamy dokładnych powodów zablokowania stron Marszu Niepodległości, Młodzieży Wszechpolskiej, Ruchu Narodowego i Obozu Narodowo-Radykalnego. Najprawdopodobniej ich nie poznamy. Warto jednak pamiętać, że od lat użytkownicy zgłaszają administratorom poszczególne materiały zawierające groźby czy nawoływanie do nienawiści.

Uderzająca jest jednak dysproporcja w reakcjach na działania administratorów serwisu. Kiedy blokowane były treści umieszczane przez osoby popularne, ale związane ze środowiskami feministycznymi, o sprawie pisały głównie media z nurtu tzw. lewicowo-liberalnego. Po zablokowaniu profilu Marszu Niepodległości do sprawy włączyła się minister cyfryzacji, Anna Streżyńska, mimo że w ramach swoich kompetencji ma bardzo ograniczony, a w zasadzie zerowy wpływ na decyzje podejmowane przez międzynarodowe korporacje.

Poseł Marek Jakubiak z Kukiz’15 w odpowiedzi na zablokowanie swojego konta odwołał się z kolei do argumentów, które chyba nawet jemu samemu muszą wydawać się absurdalne. Stwierdził bowiem, że jako poseł ma… większe uprawnienia niż zwykły użytkownik Facebooka. Pan poseł zapewne doskonale zna treść ustawy regulującej wykonywanie jego mandatu i wie, że immunitet chroni przed pociągnięciem do odpowiedzialności karnej przez instytucje państwa polskiego. Na upartego można prowadzenie profilu na Facebooku uznać za „związaną nieodłącznie ze sprawowaniem mandatu”, jest to jednak zadanie karkołomne – przepis ten odnosi się raczej do zadań związanych stricte z pracą parlamentarzysty, a nie z całkowicie opcjonalną metodą informowania wyborców o swojej aktywności.

Do sprawy włączył się także wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. Serwisowi zarzucono blokowanie stron patriotycznych, co wydaje się być dużym nadużyciem. Sprawa zablokowania dostępu do mediów społecznościowych organizacjom narodowo-radykalnym przybrała jednak rangę ogólnonarodowego problemu, zagrożenia dla konstytucyjnych wartości.

To zaskakujące, z jak wielką energią w temat angażuje się przedstawiciel resortu znanego jednocześnie z ignorowania problemu narastającej skali przestępstw z nienawiści. Stały wzrost przestępstw z nienawiści – w tym aż o 527 proc. w przypadku spraw związanych z manifestacjami, wiecami czy zgromadzeniami (dane z I połowy 2016 r., w porównaniu do danych z I połowy 2015 r.) – i narastające poczucie zagrożenia, z którym żyją osoby odróżniające się od większości kolorem skóry, narodowością, wyznaniem, orientacją seksualną, nie stanowi według ministerstwa sprawiedliwości poważnego problemu.

Brak konsekwencji

Regulamin Facebooka jasno określa, jakiego rodzaju treści są zakazane. W przypadku mowy nienawiści mamy jednak do czynienia ze specyficznym problemem. O ile ocena materiału zawierającego treści pornograficzne czy przemoc jest łatwa w zakresie rozpoznania sytuacji, o tyle ocena zawartości treści umieszczanych w kilkuset językach stanowi większe wyzwanie. Dlatego tak często pierwsze decyzje dotyczące zgłaszanych treści informują o odmowie ich usunięcia.

Na Facebooku pozostało wiele profili prowadzonych przez działaczy narodowo-radykalnych. Dlaczego usunięte zostały profile organizacji odpowiedzialnych za Marsz Niepodległości? Biuro prasowe FB informuje, że powodem był użyty na plakacie symbol falangi, który jest zakazany na platformie FB z powodu historycznych odniesień do mowy nienawiści.

Powód całej awantury wydaje się zatem prozaiczny i nie ma nic wspólnego z prześladowaniem za poglądy. Niestety po raz kolejny okazało się, jak wielką uwagę środowiska rządowe skupiają na utrzymywaniu pozytywnych relacji ze środowiskami, których działalność ociera się o szowinizm i homofobię. Co gorsza, ostatecznie Facebook zdecydował się nie blokować grafik z użyciem falangi, ponieważ uznano, że promują one legalnie zarejestrowaną manifestację. Nie jest to najlepsza decyzja, świadczy o niekonsekwencji i podatności na wpływy głośnych grup. Tymczasem, aby standardy społeczności miały znaczenie, należy zachować elementarną konsekwencję w podejmowaniu decyzji.

 

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Flickr.com