Chociaż od pierwszej publikacji najpopularniejszych powieści Eki Kurniawana, nowej gwiazdy indonezyjskiej literatury, minęło ponad dziesięć lat, jego proza zyskała światowy rozgłos dopiero w zeszłym roku. Stało się tak dzięki angielskim tłumaczeniom jego dwóch książek – „Piękno to bolesna rana” (wydanej również po polsku przez Wydawnictwo Literackie) oraz „Man Tiger”.
Poczytność Kurniawana ma dwojakie źródła. Z jednej strony Indonezyjczyk tworzy powieści w stylu nieustannie modnego magicznego realizmu – „Piękno to bolesna rana”, podobnie jak „Sto lat samotności”, jest sagą rodzinną, zanurzoną w lokalnych wierzeniach i folklorze. Z drugiej strony pisarstwo Kurniawana, pomimo odmienności formy, wyraźnie nawiązuje do twórczości innego Indonezyjczyka – Pramoedyi Ananty Toera. Obaj pisarze zaś odnoszą się do bolesnej historii własnej ojczyzny – pełnej krwawych walk o uniezależnienie od wpływów zewnętrznych i nie mniej brutalnych rozrachunków wewnętrznych – która pojawiła się kilka lat temu w powszechnej świadomości dzięki niezwykle popularnym filmom dokumentalnym Joshuy Oppenheimera. „Piękno to bolesna rana” jest powieścią, która stara się podsumować XX-wieczną historię Indonezji – uniezależnianie się od Holandii, japońską okupację, erę Suharto. Tragiczne dzieje państwa przedstawiane są wyłącznie z perspektywy kobiet – zmartwychwstałej prostytutki i jej córek.
Z Eką Kurniawanem spotkaliśmy się we wrześniu podczas jego wizyty w Polsce. Czterdziestolatek o młodzieńczej urodzie jest bezpośredni, pogodny i łatwo daje się namówić na rozmowę o komiksach i serialach telewizyjnych. Jeśli nie patrzy się w metrykę, łatwo wziąć go za nastolatka. Gdy zaczynamy rozmawiać o tragicznej historii jego ojczyzny, w mgnieniu oka poważnieje. W trakcie wywiadu ciężko pozbyć się uczucia, że jego powieści – połączenie cierpienia i satyry, pomieszanie magii z prawdziwą historią – odzwierciedlają nie tylko skomplikowane dzieje Indonezji, lecz także złożony charakter ich autora.
Adam Suwiński: Czy „Piękno to bolesna rana” jest powieścią feministyczną?
Eka Kurniawan: Niekoniecznie. W jakimś sensie można ją oczywiście nazwać „kobiecą”, ponieważ cała historia jest opowiedziana z kobiecej perspektywy. To konsekwencja mojego zamiaru, by przedstawić punkt widzenia zwykłego, szarego człowieka. Historia Indonezji była zawsze oglądana przez pryzmat losów żołnierzy czy mężów stanu. Pamiętajmy jednak, że ofiarami męskich wojen są kobiety. Na przykład te gwałcone przez Japończyków podczas japońskiej okupacji. Zwróciłem się w stronę kobiet, ponieważ chciałem przyjąć taki punkt widzenia, który dotychczas był marginalizowany.
AS: Nazwałby pan tę powieść zaangażowaną politycznie?
Wszystkie moje powieści mają jakieś przesłanie polityczne. Uważam, że powieść musi poruszać wątki polityczne, żeby w ogóle być powieścią. Nie doszukiwałbym się jednak w moich utworach bezpośrednich wskazówek, jak powinni postępować politycy. Pisałem „Piękno…” tylko dwa lata po ustąpieniu Suharto, a podczas jego dyktatury o naszej historii nie można było mówić otwarcie. Odczuwałem więc wielką potrzebę, żeby napisać o wszystkim, o czym nie wolno było wypowiadać się wcześniej. Mam nadzieję, że dzięki temu Indonezyjczycy będą mieli możliwość przemyślenia ponownie swojej przeszłości, co pozwoli im lepiej zrozumieć wyzwania, przed którymi stoimy.
Wojciech Engelking: Przeszłość jest dla pana ważniejsza od teraźniejszości?
Czasem wydaje mi się, że wszystko, co dziś dzieje się w Indonezji, jest bezpośrednim wynikiem wydarzeń z przeszłości, które nigdy nie zostały rozliczone. Nie było np. żadnych procesów dotyczących masowego mordowania komunistów. Dlatego tak ważne jest dla mnie jako pisarza, żeby podejmować tę problematykę w literaturze. Nie zajdziemy daleko, jeśli wspólnie nie skonfrontujemy się z przeszłością.
AS: W „Piękno to bolesna rana” jest jedna zaskakująca i wyjątkowo poruszająca scena – opis masakry psów. W powieści opisuje pan mnóstwo faktycznych zbrodni, ale właśnie ta fikcyjna scena posiada wyjątkową siłę wyrazu.
Ma bardzo symboliczny charakter. W historii Indonezji jest wiele tragicznych momentów, które można do niej porównać. Podczas wydarzeń z 1965 r. zabito milion komunistów, ich sympatycy byli ścigani i mordowani. Później, w latach 80., wielu ludzi mordowano na ulicach miast. Oba te wydarzenia pojawiają się w mojej powieści, ale masakra psów symbolicznie je łączy. Psy mają bardzo alegoryczny charakter, który dobrze odzwierciedla historię Indonezji. To zwierzęta, które wykorzystujemy, by chroniły nasze gospodarstwa i domy. Z drugiej strony sami musimy się przed nimi strzec, by nie zrobiły się agresywne. Dokładnie tak samo było z naszym wojskiem w czasie rządów Suharto.
WE: W jednym z esejów napisał pan, że pański ojciec był imamem. Czy doświadczenie religijności miało wpływ na pańską prozę?
Jestem religijny wyłącznie w towarzystwie rodziców, z szacunku dla nich. Gdy byłem dzieckiem, ojciec zabierał mnie do meczetu, bym słuchał jego modlitw, uczył mnie też czytać Koran. Potrafię dzięki temu zrozumieć wydarzenia w Indonezji i przemiany, które zachodzą w społeczeństwie. Kiedy opisuję w powieści postać, która jest imamem, mogę korzystać z własnych doświadczeń kontaktów z ojcem i łatwiej mi wyobrazić sobie jej reakcje. Jestem empatyczny w stosunku do ludzi dużo bardziej religijnych ode mnie, takich jak moja matka.
WE: Każdy magiczny realizm jest inny i z czegoś innego wyrasta: u Rushdiego ze wschodnich baśni, u Marqueza z doświadczenia latynoamerykańskiego. Jakie są źródła pańskiego?
Jestem pod dużym wrażeniem indonezyjskiej sztuki ludowej, indonezyjskich teatrów lalkowych, teatru wayang. Mój styl jest oparty na tej sztuce, a także na horrorach i filmach sztuk walki, których oglądałem dużo w młodości. Napisanie powieści o Indonezji nie jest łatwe ze względu na to, jak brutalna i pełna przemocy jest historia tego kraju. „Piękno…” w założeniu nie miało być zbyt przytłaczające czy depresyjne; chciałem, by czytelnik mógł z tej książki czerpać przyjemność. Dlatego sięgnąłem do indonezyjskiego folkloru. Przedstawienia wayang potrafią świetnie łączyć dramatyczność, brutalność i sceny wojenne z groteską, czarnym humorem czy zwykłym slapstickiem.
WE: Skąd pomysł na stosowanie narracji w różnych czasach?
To język w pewnym stopniu wymusił na mnie takie rozwiązanie. W indonezyjskim nie ma czasów – nie ma więc znaczenia, czy w zdaniu opisuje się sytuację, która już się wydarzyła, dopiero się wydarzy czy właśnie się dzieje. Nasz punkt widzenia jest więc często właśnie taki, jak w powieści. Indonezyjczycy postrzegają przeszłość, przyszłość i teraźniejszość jako to samo, jedną wielką całość.
AS: Język indonezyjski jest stosunkowo nowym tworem. Czy nie utrudniało to panu pracy nad powieścią?
Tak, język urzędowy w Indonezji jest równie młody, jak samo państwo. W dodatku indonezyjski nie był moim pierwszym językiem, ale musiałem korzystać z niego w szkole i podczas studiów na uniwersytecie. Moi przyjaciele pochodzili z różnych części kraju i mówili odmiennymi dialektami, nie było więc innej możliwości komunikacji niż po indonezyjsku. Teraz już jednak nawet myślę i śnię po indonezyjsku. Dostrzegam zarazem, że chociaż całe państwo powoli przyzwyczaja się do nowego oficjalnego języka, wciąż brakuje w nim pewnych środków wyrazu. Gdy napotykam taki problem, wówczas zazwyczaj pożyczam terminy z mojego dialektu ojczystego. Sprawia to oczywiście pewne kłopoty, kiedy książkę czytają moi przyjaciele pochodzący z innej grupy etnicznej. Wszyscy przeszliśmy jednak ten sam proces przyzwyczajania się do języka oficjalnego, potrafimy więc odszyfrowywać zapożyczenia z lokalnych dialektów.
AS: Czy to dlatego dialogi w pańskiej powieści są takie krótkie?
Tak, dokładnie tak jest. Kiedy pisałem swoją pierwszą powieść, dopiero uczyłem się posługiwać językiem. Z dialogami miałem szczególny problem, ponieważ indonezyjski pisany i mówiony bardzo się od siebie różnią. Słowo mówione jest bardziej zmienne; czasem mieszkańcy dwóch sąsiadujących miast mówią zupełnie inaczej. Ciężko przelać to na papier. Dlatego chciałem możliwie skrócić dialogi, żeby książka była dostępniejsza dla czytelników. Dopiero po latach nauczyłem się przedstawiać słowo mówione na piśmie i od trzeciej powieści posługuję się już przede wszystkim dialogami.
WE: Międzynarodowe grono czytelników odkrywa pana pracę po latach. „Piękno to bolesna rana” ukazało się w 2002 r., po angielsku wyszło w 2015 r., po polsku – w 2016. Jak przez to półtorej dekady zmieniło się pana podejście do literatury?
Zmieniło się moje podejście do formy. Kiedy pisałem swoją pierwszą, a później drugą powieść, chciałem, by narrator przypominał lalkarza w teatrze wayang, czyli odgrywał dużą rolę, czasami zwracał się bezpośrednio do czytelnika. Ostatnio skłaniam się jednak w stronę większego obiektywizmu, chcę pisać rzeczy prostsze, ściślejsze, dlatego coraz mniej miejsca pozostaje dla narratora. Gdybym miał dzisiaj przepisać „Piękno to bolesna rana” na nowo, poruszałbym wciąż tę samą problematykę, ale powieść byłaby bardziej realistyczna. Pozostałyby pewnie jakieś fantastyczne elementy, ale stylem przypominałaby bardziej scenariusz filmowy – w najnowszych powieściach koncentruję się bardziej na akcji i dialogach, a narrator powoli znika.
Książka:
Eka Kurniawan, „Piękno to bolesna rana”, przeł. Jędrzej Polak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016.