Przyszło nowe i teraz Bartek mieszka z mamą i jej partnerem Piotrkiem w starym wieżowcu na typowym śląskim osiedlu. Dotychczas weekendy spędzał w domu ojca, gdzie miał swój pokój, ale teraz, kiedy na świat ma przyjść dzidziuś, narzeczona taty bezceremonialnie pozbyła się rzeczy Bartka, odbierając mu własny kąt w ojcowskim mieszkaniu. Mama z kolei całymi dniami pracuje. Jest wspaniała, troskliwa i zawsze słucha, co Bartek ma do powiedzenia (przypomina Mamuśkę z serii o Tsatsikim Moni Nilsson), ale teraz musi przede wszystkim zarabiać na utrzymanie rodziny, bo Piotrek stracił pracę w kopalni. Nie potrafi znaleźć niczego nowego i powoli dopada go frustracja. Siedzi przed komputerem, czasem nie chce mu się nawet ubrać.
W takich okolicznościach Bartek wychodzi z domu i razem z psem Kreskiem wędruje wśród blokowisk. Na jednym z takich spacerów poznaje Franciszka. To bezdomny, który po osobistej tragedii całkowicie wycofał się życia. Zwierzęta do niego lgną, a ludzie uciekają. Dla Bartka ta nietypowa znajomość okazuje się ważną życiową lekcją. W historii Franciszka chłopiec ma okazję dostrzec wiele negatywnych ludzkich postaw, szczęśliwie równoważonych przez odruchy zaufania i solidarności.
Obserwując codzienny wysiłek dorosłych, Bartek też toczy własną walkę – z trudami dorastania. Z jednej strony upominają się o niego dziecięce fantasmagorie, z drugiej rzeczywistość szkolna, domowa, z żelaznym zestawem oczekiwań. Wyobraźnia Bartka pracuje na pełnych obrotach, kreując pełne szczegółów wizje, z których najbardziej żywa jest ta o królikach zamieszkujących wielkie nory, głęboko w ziemi pod blokami. „Króliki […] nastawiają wodę na herbatę. Mają takie imbryki w kropki, jak u mojej babci. Na imbryki nakładają czapeczki z wełny, żeby im herbata nie wystygła. Jedzą marchewkowe ciasto z białą polewą”. Do króliczych nor prowadzą splątane tunele, a każdy korytarz ma zamontowany alarm, który ostrzega zwierzęta przed niebezpieczeństwem. Tych zaś może być wiele – włącznie z ryzykiem zawalenia się bloku.
Taka obawa tkwi głęboko w umyśle Bartka. Wieżowiec, w którym mieszka, z powodu bliskości kopalni narażony jest na szkody górnicze, przed oczami chłopca co rusz pojawia się więc obraz, w którym jego mieszkanie znika z powierzchni ziemi w wyniku tąpnięcia: „…niebo nad górką było teraz ciemne, a światełka okien zniknęły! To mogło oznaczać jedno – moje bloki się zawaliły! Nie tylko mój, ale wszystkie! Nogi się pode mną ugięły. […] Dopadłem górki i zacząłem się wspinać na czworakach, kilka razy upadłem i rozdarłem sobie spodnie na kolanie, ale nawet nie zwolniłem. Byłem przygotowany na najgorsze, w głowie wyświetlały mi się różne obrazki, które można zobaczyć w telewizji, pełne sterczących drutów, gruzu i ludzi bezradnie wspinających się po ruinach”.
W odczuciu Bartka wyimaginowany świat ściśle splata się z rzeczywistym, motywując chłopca do określonych reakcji, które wprawiają innych w konsternację lub oburzenie. Tym bardziej, że Bartek najczęściej upiera się przy swoim, powtarzając jak mantrę: „Wiem to na pewno”. Gdy nauczycielka pyta go, spóźnionego na lekcje, czy zaspał, odpowiada, całkowicie zgodnie z prawdą: „Nie, proszę pani. Poszedłem sprawdzić, czy żarówki rosną na krzakach”. Niewielu jest dorosłych, którzy takiej odpowiedzi nie uznają za bezczelną! Na szczęście Bartek ma wokół siebie takie ich grono, na którym może polegać, a także grupkę przyjaciół, którzy trzymają jego stronę w trudnych potyczkach ze szkolnym establishmentem. Te rówieśnicze relacje, wypełnione wspólnym działaniem, a także żywymi dyskusjami, zakotwiczają Bartka w tu i teraz.
Wielkie wsparcie oferuje mu także Kresek, dla którego Bartek jest numerem jeden. Podobnie jak Peter, bohater „Paxa” Sary Pennypacker, Bartek odnajduje spokój, wtulając się w małe, ciepłe ciałko kochanego zwierzaka, i to jego traktuje jako powiernika skomplikowanych tajemnic. Kresek jest niejako pomostem między światem realnym a wyobrażonym. Bo Kresek czuje mocniej, rozumie więcej, ma nawet podobne sny i boi się tego samego co Bartek. Oraz, jak na jamnika przystało, wyczuwa króliki!
Interesującym wyróżnikiem książki są humorystyczne stwierdzenia Bartka, często kierowane bezpośrednio do czytelnika, podobnie jak poczynione przez chłopca zabiegi słowotwórcze mające na celu wyeliminowane tzw. wyrazów (brzydkich słów). Zamiast nich Bartek dysponuje własnym „słowniczkiem bezwyrazowym”, pozwalającym uzewnętrznić bardziej gwałtowne emocje przy użyciu neutralnych słów, takich jak „jaszczur”, „tukan” czy „mrówkojad”, zyskujących tu jednak nowe znaczenia.
Kasia Nawratek – autorka opowieści „Czerwone piórko” o emigracyjnym sieroctwie – ponownie porusza wiele ważnych i aktualnych spraw, takich jak rozwód rodziców i życie w rodzinie patchworkowej, nierówności społeczne, bezrobocie, przemoc rówieśnicza, brak wzorców wychowawczych, nietolerancja dla inności… Przede wszystkim jednak ponownie opisuje dziecięcą samotność i wielką potrzebę bliskości, tym większą, im bardziej chwieją się rodzinne fundamenty. W tle szarzeje Śląsk, dobrze znany pochodzącej z Katowic autorce, ze swoją gwarą, rzędami blokowisk, społecznym rozwarstwieniem i niepewnością jutra.
Uroku i lekkości dodają książce komiksowo-kreskówkowe rysunki Oli Szmidy, oferujące czytelnikowi obrazkowy komentarz pełen uszczypliwego humoru i trafnych obserwacji.
Książka:
Kasia Nawratek, „Kresek, Bartek i całkiem zwyczajny początek”, il. Ola Szmida, Wydawnictwo Ezop, Warszawa 2016.
Rubrykę redaguje Katarzyna Sarek.