W świetle wydarzeń ostatniego roku i tego, co eufemistycznie jest określane „zamieszaniem wokół Trybunału Konstytucyjnego”, a co w istocie jest jego paraliżem przez parlamentarną dyktaturę większości… sześciu głosów, część komentatorów zdaje się uważać, że nie wypada krytykować TK ani jego (jeszcze) niezależnych decyzji. Pewien wyrok, nawet jeśli i tak nieopublikowany, zasługuje jednak na uwagę.

Kto dziś pamięta o „bestiach”?
W zgiełku innych wydarzeń przeszedł w zasadzie niezauważony. Chodzi o wyrok z 23 listopada 2016 r. (sygnatura K 6/14) w sprawie ustawy z 22 listopada 2013 r. o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób, czyli o ustawę przez media ochrzczoną jako „ustawa o bestiach” lub „lex Trynkiewicz”.

Fakt, iż wyrok równie kontrowersyjny, co sama ustawa, nie wywołał żadnych poważnych reakcji, świadczy tylko o tym, że emocje, jakie wzbudzało przyjęcie tej ustawy dokładnie trzy lata temu i które wtedy przesłoniły politykom zdrowy rozsadek oraz pryncypia konstytucyjne, dzisiaj już całkowicie opadły. Ale choć emocje się uspokoiły, rozsądek chyba nie powrócił.

Okoliczności uchwalenia ustawy o tzw. bestiach są podręcznikowym przykładem sztucznego kreowania paniki moralnej przez media i polityków poprzez demonizację zagrożenia ze strony naznaczonej grupą. Są także przykładem populizmu penalnego, doskonale pod tym kątem zanalizowanym w publikacji Michaliny Szafrańskiej „Penalny populizm a media” [1].

Problem wyjścia na wolność sprawców skazanych jeszcze za PRL-u na karę śmierci, którym na mocy ustawy amnestyjnej i moratorium na wykonywanie kary śmierci w 1989 r. zamieniono karę na 25 lat pozbawienia wolności, pojawił się po raz pierwszy w 2012 r. w niepozornym tekście Piotra Pytlakowskiego w „Polityce” o Mariuszu Trynkiewiczu. Wkrótce temat w czasie sezonu ogórkowego z braku innych emocjonujących wydarzeń został podchwycony przez pozostałe media, głównie tabloidowe lub elektroniczne, i polityków.

Rzekome zagrożenie dla całego społeczeństwa, jakie miało spowodować wyjście na wolność setek „seryjnych morderców, pedofilów recydywistów, gwałcicieli, seryjnych zabójców dzieci”, zostało rozdmuchane do granic absurdu. Rozpisywano się o masowo opuszczających więzienia zbrodniarzach – zwyrodnialcach, którzy niczym zombie w „Walking Dead” mieli chodzić po ulicach i atakować zwykłych ludzi, a zwłaszcza nasze dzieci. Twarzą tych zwyrodnialców był Mariusz Trynkiewicz.

Chodziło więc o zagrożenie ze strony jednego sprawcy, choć prasa i politycy straszyli setkami „bestii”. W rzeczywistości, jak policzyło w pewnym momencie Ministerstwo Sprawiedliwości, chodziło łącznie o… siedem osób, którym zamieniono karę śmierci, z czego tylko pięciu na karę 25 lat (dwóm na dożywocie). Co więcej, jedna z nich już zakład karny wtedy opuściła, co zostawia nam czterech (!) skazanych. Z powodu czterech sprawców została rozpętana panika moralna i uruchomiona machina legislacyjna! I chociaż tylko jeden z nich, Trynkiewicz, przejawiał skłonności pedofilskie i został skazany za przestępstwa przeciwko dzieciom, leitmotivem całej burzy i paniki moralnej stała się ochrona bezpieczeństwa dzieci.

Ustawa w stanie wyższej konieczności
W odpowiedzi na tak palące zagrożenie poczucia bezpieczeństwa obywateli rząd (PO-PSL) postanowił działać i zgłosił ustawę, która miała rozwiązać problem poprzez umożliwienie dalszej (bezterminowej) izolacji – już po odbyciu kary pozbawienia wolności – tych wyjątkowo niebezpiecznych i zwyrodniałych zbrodniarzy.

Projekt od samego początku był wątpliwy z punktu widzenia zgodności z Konstytucją RP i międzynarodowymi standardami ochrony praw człowieka, co zresztą przyznawali otwarcie sami pomysłodawcy [2]. Jej forsowanie tłumaczono stanem wyższej konieczności ochrony społeczeństwa przed „bestiami”.
Zakładał możliwość umieszczenia sprawców najcięższych przestępstw, którzy cierpią na zaburzenia osobowości (a więc są poczytalni i zdrowi psychicznie) i co do których istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że popełnią kolejne ciężkie przestępstwo, w specjalnych ośrodkach, gdzie w warunkach izolacji oddziaływano by na nich terapeutycznie, aż do momentu ustania zagrożenia. Czyli najprawdopodobniej nigdy. Dla niepoznaki, by taka „postpenalna izolacja” nie przypominała zbytnio zwykłej kary pozbawienia wolności, miał o tym orzekać sąd cywilny po zasięgnięciu opinii biegłych psychiatrów.

Ustawa, chociaż w sejmie przyjęta miażdżącą większością (408 głosów za, 3 przeciw), od samego początku była jednoznacznie krytycznie i negatywnie oceniana przez ekspertów zarówno z zakresu prawa, jak i psychiatrii. Jedynym autorytetem prawniczym, który ustawę jakoś usprawiedliwiał, był prof. Andrzej Zoll, co tłumaczone było niekiedy jego poczuciem odpowiedzialności za amnestię 1989 r.

Projektowi konsekwentnie zarzucano naruszenie zasady ne bis in idem (czyli zakazu powtórnego sądzenia w tej samej sprawie), zasady zakazu retroaktywności prawa, a także zasady proporcjonalności oraz określoności przepisów prawa. Skargę do TK złożyli zarówno Rzecznik Praw Obywatelskich (https://www.rpo.gov.pl/pl/content/do-tk-ws-ustawy-o-postepowaniu-wobec-osob-z-zaburzeniami-psychicznymi), jak i Prezydent.

Cały projekt w zasadzie wywracał do góry nogami sens prawa karnego. W świetle tej ustawy kara kryminalna (w postaci pozbawienia wolności osoby) nie jest już negatywną reakcją na akt bezprawia, ale oto staje się bliżej nieokreśloną antycypacją aktu bezprawia. Wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa, ale nie jego popełnienie, stało się podstawą pozbawienia jednostki jej podstawowych praw i to z możliwością bezterminowego przedłużenia tego stanu rzeczy!

Eksperci z zakresu psychiatrii również byli zgodni co do jałowości proponowanych rozwiązań. Zaburzenia osobowości to nie jest choroba psychiczna i jako takie, nawet jeśli są odstępstwem od normy, nie podlegają „leczeniu”. No i jeśli sprawcy nie „wyleczyli się” ani nie zresocjalizowali dotychczas w czasie 25 lat odsiadki, to jak niby mieliby to uczynić teraz?

Nie kwestionując problemu, co robić z niezresocjalizowanymi sprawcami, którzy nawet po odbyciu wyroku mogą stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa ludzi, ustawa o tzw. bestiach była jedynie przykładem zorganizowanych działań promocyjnych typowych dla dojrzałego procesu mediatyzacji polityki oraz politycznej instrumentalizacji prawa karnego [3]. Skuteczna kontrola nad takimi sprawcami (w liczbie czterech) po wyjściu z więzienia mogłaby bez problemu być wykonywana za pomocą istniejących instrumentów prawnych, np. wzmożonego dozoru policyjnego, i to za nieporównywalnie mniejsze pieniądze.

Cały spektakl był obliczony na wywołanie efektu skuteczności i troski polityków o poczucie bezpieczeństwa obywateli (bo nie o bezpieczeństwo per se, gdy mowa o czterech osobach). Sami politycy zdawali sobie z tego sprawę, a może nawet mieli cichą nadzieję, że Trybunał Konstytucyjny uchyli ustawę jako oczywiście niekonstytucyjną i problem rozwiąże się sam. A oni zachowają twarz.

Wyrok bomba
Tak się jednak nie stało. Dokładnie trzy lata po panice moralnej TK wydał zaskakujący wyrok uznający lex Trynkiewicz za co do zasady zgodne z naszą ustawą zasadniczą. Trybunał przyjął linię interpretacji uznającą, że orzekanie bezterminowej postpenalnej izolacji osób stwarzających zagrożenie nie jest środkiem penalnym, a tym samym nie narusza pryncypiów prawa karnego.

Taki wyrok budzi wątpliwości nie tylko w teorii. W praktyce może mieć groźne konsekwencje. Każdy wyjątek od zasad bezwzględnie obowiązujących stwarza ryzyko jego nadużywania i niebezpiecznego rozszerzania. Zwłaszcza w sytuacji, gdy cały system wymiaru sprawiedliwości chwieje się w posadach. To, co wydaje nam się zupełnie zasadne, gdy idzie o izolację jednego Trynkiewicza, dla kogoś niesłusznie podejrzewanego, a nawet skazanego za bycie kolejnym Trynkiewiczem jest po prostu nieodwracalną katastrofą. W sytuacji gdy prokuratura traci swoją niezależność na rzecz polityków, TK lada dzień zostanie zupełnie zablokowany, a władza sądownicza od dawna jest na celowniku „dobrej zmiany”, takie ryzyko staje się niepokojąco realne. Trzy lata temu Trynkiewiczem był Trynkiewicz, jutro Trynkiewiczem może być każdy niewygodny przeciwnik władzy, którego pod zarzutem pedofilii będzie można bezterminowo izolować i po wieczne czasy skompromitować.

Trzy lata funkcjonowania ustawy i samego ośrodka w Gostyninie są tego dobrym przykładem. Lex Trynkiewicz początkowo miał dotyczyć czterech osób, miejsc zaplanowano dziesięć, obecnie przebywa tam ponad 30 „bestii” i ośrodek jest rozbudowywany o kolejne 30 miejsc, by pokryć zapotrzebowanie. Czyli w ciągu trzech lat przyjęto aż trzy razy więcej osób, niż planowano!

Reguła, nie wyjątek
Wyrok ws. lex Trynkiewicz, mimo że bardzo dyskusyjny z punktu widzenia zgodności z konstytucją i międzynarodowych standardów ochrony praw człowieka, nie jest niestety wyjątkiem w linii orzeczniczej polskiego TK w ostatnich latach. Nawet w czasach świetności i pełni konstytucyjnej władzy. Jest niestety symptomatyczny. Tak naprawdę dla osoby o choć trochę liberalnych poglądach, np. na kwestie zasady świeckości państwa, ochrony praw zwierząt czy praw kobiet, TK jest niestety ogromnym hamulcowym postępu społecznego, może nawet cywilizacyjnego.

Nie sięgając daleko wstecz do niesławnego wyroku z 1997 r. w sprawie dopuszczalności aborcji (a raczej utrzymania jej niedopuszczalności; K 26/96) – już wyroki ws. dopuszczalności uboju rytualnego (K 52/13) czy klauzuli sumienia (K 12/14) za prezesury Andrzeja Rzeplińskiego stanowią jaskrawy przykład sankcjonowania tradycjonalistycznego światopoglądu i modelu państwa. Ze szkodą dla zwierząt, kobiet i wszystkich ludzi, którzy sprzeciwiają się hegemonii Kościoła katolickiego w sferze publicznej. W istocie TK nierzadko sprawiał wrażenie instytucji mało przychylnej ochronie i wzmacnianiu naszych praw oraz wolności.

Trybunał Konstytucyjny jest instytucją niezbędną dla ustroju demokracji liberalnej i jako instytucję należy go bronić z całą zaciętością. Ale nie jest to obrona łatwa, zwłaszcza gdy wydaje takie wyroki.

Przypisy:
[1] Michalina Szafrańska, „Penalny populizm a media”, Kraków 2015, s. 249–314.
[2] Tamże, s. 313
[3] Tamże, s. 257

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Adrian Grycuk [CC BY-SA]; Źródło: Wikimedia Commons