Chodzi o zmiany w ustawie o ochronie przyrody z 2004 r. Dotychczasowy tekst ustawy (zmieniany już zresztą różnymi przepisami, również tymi, które weszły w życie na początku bieżącego roku) tym razem ma zostać zmieniony radykalnie. Uchyleniu mają ulec niemal wszystkie artykuły, które dotyczą wydawania zezwoleń na usunięcie drzew oraz opłat z nimi związanych. Ich miejsce mają zająć zapisy formułujące wytyczne dla samorządów, zgodnie z którymi zezwala się gminom na nieobligatoryjne podjęcie uchwały o ustanowieniu konieczności uzyskania zezwoleń na wycięcie drzewa oraz nakładania opłat z tym związanych.

Pomysł ten jest wadliwy z kilku względów. Po pierwsze, obecne ustalenia ustawy wydają się wystarczająco skuteczne, ponieważ precyzyjnie określają, w jakich sytuacjach wycięcia drzew mogą się odbywać (jakich zezwoleń wymagają), oraz jakie kary mogą być nakładane, gdy wycinka prowadzona jest w sposób nielegalny. Po drugie, proponowana nowelizacja ustawy kasuje je wszystkie i zostawia… otwarte pole dla samorządów. Tyle i tylko tyle. Trzeba przyznać, że już dawno oddanie pola samorządowi przez ustawodawcę w zakresie nakładania ochrony na przestrzeń publiczną nie wiązało się z tak dużym niebezpieczeństwem utraty nad nią kontroli. Dopóki bowiem samorządy nie podejmą stosownych uchwał w zakresie ochrony konkretnych gatunków drzew, wszystkie te, które znajdą się na terenach prywatnych, będą mogły bez żadnej zgody pójść pod nóż. A to zaledwie czubek góry lodowej.

Wiadomym jest, że nawet gdyby samorządy zabrały się za przygotowywanie odpowiednich uchwał już w tej chwili, trudno powiedzieć, czy zdążyłyby w przeciągu trzech miesięcy, bo tyle czasu minie od publikacji ustawy do momentu jej wejścia w życie. Wymóg ten jednak nakłada na nie bardzo dużą odpowiedzialność, podczas gdy struktury te i tak są już teraz wystarczająco obciążone. Największym zaś nieporozumieniem wydaje się fakt, że ustawodawca wykreślił dotychczasowe obostrzenia w zakresie wycinki bez możliwości pozostawienia ich w mocy – przynajmniej do czasu, gdyby wspomniane uchwały zaczęły wchodzić w życie. Podkreślmy słowo „gdyby”, ponieważ wspomniane akty prawne nie są w żadnym wypadku obligatoryjne. Zdaniem ekspertów samorządy na pewno skorzystają z tego narzędzia, ponieważ stawki za wycinkę drzew oraz możliwe kary będą stanowiły źródło dochodu. Jednak czy dostrzegają, że wejście w życie tych przepisów bez odpowiednio szybkiej reakcji samorządów może doprowadzić do gwałtownego wycięcia drzew, w pierwszej kolejności tych na działkach prywatnych?

Jeśli pozwolimy na bezkarną wycinkę drzew po wejściu w życie proponowanej nowelizacji, spędzimy długie lata na odpracowywaniu tego zaniedbania. | Wojciech Kacperski

Wiemy wszyscy, jak ważne są drzewa dla jakości powietrza w miastach. W ostatnich latach zaczęliśmy również dostrzegać problemy związane z jego złym stanem, szczególnie w okresie zimowym. Tym bardziej wszelkie zmiany, które należałoby przedsięwziąć w zakresie ochrony przyrody, powinny jeszcze większą ochroną objąć tereny zieleni. Oznaczałoby to wprowadzenie wyższych kar za nielegalną wycinkę, konieczność nasadzeń zastępczych oraz kontrolę zieleni dotychczasowej.

Jeśli pozwolimy na bezkarną wycinkę drzew po wejściu w życie proponowanej nowelizacji, spędzimy długie lata na odpracowywaniu tego zaniedbania. Kłótnie polityczne przeminą, natomiast dziury w ziemi oraz przestrzeni miejskiej pozostaną, a ich miejsce zająć może z czasem smog. Co możemy jednak zrobić? W obecnej sytuacji pozostaje tylko liczyć na to, że ustawa zostanie późno podpisana przez prezydenta, przeciągnie się jej publikacja, a samorządy zabiorą się szybko do roboty nad stworzeniem stosownych (i odpowiednio rygorystycznych) uchwał. No i że ludzie nie ruszą do pił mechanicznych zaraz po Nowym Roku.

* Fot. wykorzystana jako ikona wpisu: Pixabay.com [CC 0]