Nie mam nic przeciwko temu, by lider ruchu społecznego pobierał pensję z tytułu swojej działalności. Nie mam nic przeciwko, by lider ruchu społecznego pobierał pensję pochodzącą z datków swoich sympatyków. Wreszcie, nie mam nic przeciwko, by lider ruchu społecznego pobierał pensję znacznie wyższą od średniej krajowej.

Ale kiedy lider ruchu społecznego krytykuje korupcję władzy i niszczenie państwa prawa, a sam działa w sposób niejawny, to problem jest, i to poważny. To trochę tak, jakby przywódca ruchu na rzecz prohibicji został złapany z kieliszkiem w ręku albo prokościelny konserwatysta opiewający „wartości rodzinne” został nakryty na schadzce z kochanką. Nikt nie mówi, że te zachowania są nielegalne, ale tu nie o legalność, a o wiarygodność chodzi.

Co więcej, wątpliwości dotyczące sprawy Kijowskiego zamiast znikać wciąż się mnożą. Czy szef KOD-u faktycznie realizował usługi, o których mowa na fakturach, czy też – jak twierdzą inni działacze – były one wykonywane przez wolontariuszy? Czy podane na fakturach ceny są adekwatne do wykonanych prac, co kwestionują informatycy pytani o wycenę przez media? Dlaczego Kijowski nie przyjmował po prostu pensji za swoją pracę w Komitecie i czy chodziło o uniknięcie w ten sposób zobowiązań alimentacyjnych? Wreszcie, dlaczego do tej pory publicznie zapewniał, że z tytułu pracy na rzecz KOD-u nie dostaje pieniędzy, a utrzymuje się „dzięki wsparciu rodziny”?

Media sympatyzujące z działaniami Komitetu przyznają, że Kijowski popełnił błąd, ale winę zrzucają na… „brak doświadczenia politycznego”. To absurdalne wyjaśnienia, bo przynajmniej w sprawie źródeł swojego dochodu Kijowski po prostu mówił nieprawdę. Czy większe doświadczenie polityczne nauczyłoby go kłamać lepiej? Równie niedorzeczne jest mówienie o, jak to ujął sam Kijowski, „niezręczności” polegającej na łączeniu funkcji szefa KOD-u i jego kontrahenta. Lider Komitetu Obrony Demokracji zapewnia, że z każdej funkcji wywiązywał się uczciwie. Jak zatem wytłumaczyć to, że dziś najbliżsi współpracownicy ruchu właśnie w tej kwestii wyrażają wątpliwości i rozczarowanie?

PiS nie będzie rządził wiecznie, a Polska po-PiS-owska będzie taka, „jak jej opozycji chowanie”. Kijowskiemu nie należy więc odpuszczać. | Łukasz Pawłowski

Inna sprawa to spór o wysokość wynagrodzenia. Oczywiście, dochód, który uzyskał Kijowski (przynajmniej ten, o którym dziś wiemy), jest relatywnie niewielki w porównaniu ze środkami, które rozdysponowuje między swoich sympatyków obóz rządzący. Dość przypomnieć 6 mln zł (sic!), które otrzymała Fundacja Niezależne Media Tomasza Sakiewicza na promowanie informacji o Puszczy Białowieskiej czy 8 mln zł, które otrzymała Fundacja Elbanowskich na „przeprowadzenie konsultacji społecznych na temat zmian w systemie edukacji” po tym, jak z niejasnych powodów unieważniono poprzedni konkurs.

Obrońcy Kijowskiego mają więc rację, kiedy mówią, że władze centralne znacznie większe pieniądze przeznaczają na wybrane przez siebie organizacje. Ale znów, to tłumaczenie po prostu głupie, bo nie o sumę tu chodzi, ale sposób, w jaki została uzyskana – miesiącami skrywany przed innymi członkami Komitetu oraz, co wychwycił jeden z komentatorów, prawdopodobnie niezgodny ze statutem samego KOD-u, który w jednym z punktów wyraźnie mówi, że zabrania się „zakupu towarów lub usług od podmiotów, w których uczestniczą członkowie Stowarzyszenia, członkowie jej organów lub pracownicy oraz ich osób bliskich, na zasadach innych niż w stosunku do osób trzecich lub po cenach wyższych niż rynkowe”.

Wysoce niedorzeczne i irytujące są także te próby obrony Kijowskiego, które zwracają uwagę, że atakując szefa KOD-u, działamy na korzyść PiS-u. Po pierwsze, Kijowski sam wystawił się na atak, gdy zdecydował się na zachowanie tak skrajnie nielojalne wobec osób, które mu zaufały. A teraz – kiedy mleko już się rozlało – lider KOD-u jedynie się pogrąża, wybierając chyba najgorszą z możliwych strategię obrony. Z jednej strony zapewnia bowiem, że jego działalność zarobkowa była jawna, wszyscy o niej wiedzieli, a on sam nie zrobił nic niezgodnego z prawem. Z drugiej zaś strony twierdzi, że faktury rozesłano do mediów po to, by zdyskredytować go przed zbliżającymi się wyborami władz KOD-u.

Po drugie, i znacznie ważniejsze, nie wolno zapominać, że PiS nie będzie rządził wiecznie, a Polska po-PiS-owska będzie taka, „jak jej opozycji chowanie”. Dlatego Kijowskiemu nie należy odpuszczać. Jeśli dziś będziemy przymykać oko na wszystkie wpadki, kanty i kanciki opozycji w imię walki z wielkim wrogiem, skazujemy się na to, że polską polityką jeszcze przez lata będzie rządził Jarosław Kaczyński, nawet jeśli w danym momencie nie będzie tworzył rządu. Bo opozycja, kiedy już przejmie władzę, każdy swój błąd będzie usprawiedliwiała, mówiąc: „za Kaczyńskiego było gorzej”. Tymczasem zadaniem opozycji powinno być nie tylko przejęcie władzy, ale także wyrwanie polskiej polityki z PiS-owskiej narracji komuny, postkomuny, układów i uwłaszczeń, wyjętej z początku lat 90. i – jak mówił w rozmowie z „Kulturą” prof. Antoni Dudek – kompletnie nieprzystającej do rzeczywistych wyzwań stojących przed państwem.

Jeśli Schetyna, Petru czy Kijowski chcą stać się kimś więcej niż tylko przypisem w biografii Jarosława Kaczyńskiego, muszą zacząć myśleć przynajmniej o dwa ruchy do przodu. I przestać potykać się o własne nogi. | Łukasz Pawłowski

Usprawiedliwianie wszelkich głupstw opozycji w imię walki z PiS-em jedynie realną walkę utrudnia, bo najwyraźniej opozycję rozleniwia i popycha do popełniania kolejnych błędów. Tych w ciągu ostatnich tygodni nie brakowało. I nie chodzi jedynie o faktury Kijowskiego czy wyjazd Ryszarda Petru, ale przede wszystkim fakt, że przez dwa tygodnie wspólnego przesiadywania w sejmie liderzy Nowoczesnej i Platformy nie potrafili wypracować wspólnej strategii rozwiązania bieżącego kryzysu parlamentarnego. Nie ma nawet zgody co do tego, czy głosowanie w Sali Kolumnowej było, czy nie było legalne!

Czy to znaczy, że opozycja w tym rozdaniu jest już skazana na klęskę? Nie, bo siłę czerpie nie tyle z charyzmy swoich przywódców, ile z niechęci, którą budzi Jarosław Kaczyński. To nie Schetyna, Petru czy Kijowski wyprowadzają ludzi na ulicę, ale właśnie prezes PiS-u. Jeśli jednak liderzy PO, Nowoczesnej i KOD-u chcą nie tylko utrzymać się na powierzchni, ale też stać się kimś więcej niż jedynie przypisem w biografii Kaczyńskiego, muszą zacząć myśleć przynajmniej o dwa ruchy do przodu. I przestać potykać się o własne nogi.