mieszkamy_w_ksiazce_okladka_1

Wyciągnęłam gdzieś z czeluści strychu worek, a z niego zapomniane pluszaki. Klasyczne miśki, kotki oraz świnkę. Bardzo sympatyczną. Gdy dzierżąc ją pod pachą, przechodziłam obok pokoju syna, ten wykrzyknął: „O! Malinka!”, po czym wyrwał mi prosię i zamknął je we własnym uścisku. Za chwilę wychylił głowę zza drzwi i z nadzieją zapytał: „A masz też Leona?”. Malinka i Leon to bohaterowie cyklu książek Mo Willemsa. W Polsce ukazały się dotychczas dwa tytuły: „Mieszkamy w książce!” i „Złamałem trąbę!”. Ona jest świnką, on słoniem, co nie przeszkadza im żyć w doskonałej komitywie, dobrze się bawić i wspólnie dokonywać małych i dużych odkryć, wybuchając co chwila śmiechem.

Cała akcja skoncentrowana jest na tych dwojgu, czasem pojawiają się inne postaci, ale tylko jako tło lub elementy opowieści Leona i Malinki. W „Mieszkamy w książce!” bohaterem staje się także sam czytelnik. Wszystko zaczyna się od odkrycia, którego dokonują zwierzęta: ich mieszkaniem jest książka! Która w dodatku jest właśnie czytana. Zachęca to zawsze skorą do zabaw świnkę, by nawiązać kontakt z czytelnikami, co wzbudza oczywiście wielki entuzjazm w kilkulatkach. Tak zaczyna się interaktywna zabawa, w której dziecko samo (jeśli potrafi czytać) lub z rodzicem głośno odczytuje/wypowiada słowa, a świnka i słoń (ustami dorosłego) głośno to komentują i śmieją się do rozpuku. Ta interaktywność niesamowicie działa na maluchy, które każą sobie czytać książeczkę raz po raz, do czego są zresztą gorliwie zachęcane przez samych bohaterów: „Czy moglibyście przeczytać nas raz jeszcze?”.

zlamalem_trabe_okladka_2

„Złamałem trąbę!” opiera się już nie tyle na interakcji, co na piętrzeniu nieprawdopodobieństw, za którymi podąża czytelnik, ciekaw, co też mogło przydarzyć się Leonowi (że aż biedak złamał trąbę). Słoń relacjonuje śwince przebieg zdarzeń, a trwa to tak długo, że Malinka, temperamentna i w gorącej wodzie kąpana, o mało nie wychodzi z siebie, próbując ustalić przyczynę niemiłego zdarzenia. Czytelnik niecierpliwi się równie mocno co bohaterka i tak jak ona przeżywa spore zaskoczenie, poznawszy prawdę.

willems2

Wielką zaletą postaci kreowanych przez Willemsa jest właśnie to perfekcyjne odwzorowanie różnorodnych emocji małego dziecka – zniecierpliwionego, wiercącego się, zaintrygowanego, przestraszonego czy smutnego – w pozornie prostych, kreskówkowych ilustracjach. Rysowane pewną, wyrazistą kreską, w zasadzie bez tła, oszczędne w kolorystyce, z towarzyszącym im komiksowym dymkiem, stały się znakiem rozpoznawczym wszystkich książek autora. Wystarczy spojrzeć na mimikę Leona albo na pełną ekspresji gestykulację Malinki, aby dostrzec w nich własne dzieci, które uczucia mają nie tylko wypisane na twarzy, ale też kipiące w całym ciele.

willems1

Warto również polecić te książeczki dzieciom, które zaczynają przygodę z czytaniem – duże litery i krótkie dowcipne zdania dadzą im satysfakcję z samodzielnej lektury. Może to być też trafiony prezent dla tych, którzy niechętnie sięgają po dłuższe lektury, a książka kojarzy im się z definicji z czymś nudnym i bardzo poważnym. Seria o Leonie i Malince jest zaprzeczeniem jednego i drugiego. Przypomina trochę komiks, a trochę telewizyjną kreskówkę. Nic w tym dziwnego, gdy weźmie się pod uwagę, że Mo Willems przez dziewięć lat pracował jako animator i scenarzysta kolejnych sezonów „Ulicy Sezamkowej”, za co otrzymał sześć nagród Emmy. Sławę zyskał jednak dzięki książkom dla dzieci. Już po opublikowaniu pierwszej, o intrygującym tytule „Don’t Let the Pigeon Drive the Bus!”, okrzyknięty został nowym wielkim talentem. Posypały się nagrody, w tym – trzykrotnie – prestiżowy Caldecott Honor. Ameryka pokochała książkowych bohaterów Mo Willemsa. Komediowy duet świnki i słonia (w oryginale nazywają się Gerald i Piggie) jest znany chyba każdemu amerykańskiemu dziecku, a sam Mo Willems nazywany jest współczesnym drem Seussem.

willems3

W Polsce książki tego autora dopiero torują sobie drogę do czytelników. Chyba dość głęboko tkwi w nas niestety jachowiczowska moralistyczna konwencja pożytecznej książki dla dziecka i wielu dorosłych podchodzi nieufnie do (pozornej) prostoty tej serii i jej głośnej, energetycznej fabuły z wszędobylskimi bohaterami. A przecież to duży atut, że żadne z przesłań nie zostało w tych książkach zaoferowane wprost, na tacy dydaktyzmu. Wśród śmiechów i przekomarzań Leon, Malinka i dziecko czytelnik wspólnie dochodzą do uniwersalnych prawd i ważnych odkryć, ani na chwilę nie przerywając wesołej zabawy.

 

Książka:

Mo Willems, „Mieszkamy w książce!”, „Złamałem trąbę!”, przeł. Marta Tychmanowicz, wyd. Babaryba, Warszawa 2015, 2016.

 

Rubrykę redaguje Paulina Zaborek.