Jan Chodorowski: Czy zamieszki, do których doszło w Ełku, to pani zdaniem wyraz lokalnego oburzenia z powodu śmierci młodego człowieka czy zwiększającej się nietolerancji w stosunku do obcokrajowców w Polsce?

Agnieszka Mikulska-Jolles: Obu tych rzeczy. Z jednej strony zamieszki z pewnością mają charakter reakcji emocjonalnej, z drugiej – wiemy, że w Ełku dochodziło wcześniej do aktów rasizmu, np. do poniżania pracowników baru z kebabem. Jeśli popatrzymy jednak na to, co działo się w Polsce przez ostatnie półtora roku, to nie powinniśmy się dziwić, że doszło do takiej sytuacji. Aktów agresji o podłożu rasistowskim lub incydentów ksenofobicznych jest coraz więcej – co parę dni do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka spływają doniesienia o takich wydarzeniach. W ostatnich dniach dostajemy maile z Wrocławia, Lubinia, Legnicy i innych miast, w których doszło do ataków na bary z kebabem i/lub ich pracowników.

Czym powodowane są te napaści? Kolorem skóry czy wyznawaną religią?

Ofiarami padają przede wszystkim osoby, które mają ciemniejszy kolor skóry lub orientalne rysy, przez co kojarzone są z islamem lub pochodzeniem arabskim, ale też inni cudzoziemcy. Poza tym ataki dotykają nie tylko samych imigrantów, lecz również ich rodzin i bliskich – Polki, które związały się z cudzoziemcami, lub ich wspólne dzieci. Jeżeli chodzi o powody napaści, to należy tu wymienić ksenofobię, rasizm, ale też eskalację mowy nienawiści, którą można obserwować w szczególności w internecie, oraz przyzwolenie polityczne i społeczne na wyrażanie niechęci czy nawet agresję wobec „innych”.

Ale hasła, które widzimy i słyszymy na ulicach i w mediach, to głównie hasła antyarabskie.

Hasła antyarabskie czy antyislamskie zaczęły pojawiać się w związku z dyskusją na temat przyjmowania i relokacji uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. Słowo „uchodźca” zostało w utożsamione z osobami z tego regionu świata i jednocześnie z wyznawaną tam najpowszechniej religią – islamem. Kiedy zaczęły się wiece antyuchodźcze, były one zarazem wiecami antymuzułmańskimi. W zeszłym roku brałam udział w badaniach wśród młodych osób, które sprzeciwiają się przyjęciu uchodźców. Kiedy pytaliśmy rozmówców o ich stosunek do uchodźców, to zawsze dopytywano, czy chodzi o Syryjczyków czy o innych uchodźców. Syryjczycy byli utożsamiani automatycznie z islamem, a wielu Polaków ma z islamem wyłącznie negatywne skojarzenia: terroryzm, radykalizm, narzucanie swojej religii i kultury, złe traktowanie kobiet itp. Nasi rozmówcy wyrażali przede wszystkim lęk o swoje bezpieczeństwo, zarówno fizyczne (groźba zamachów), jak i kulturowe. Istotnym wątkiem były także kwestie ekonomiczne.

Czy niechęć do uchodźców i islamu ma barwy polityczne? Np. czy bardziej niechętni uchodźcom są wyborcy prawicy?

Według badań CBOS-u przeciwko przyjmowaniu uchodźców z krajów muzułmańskich opowiadają się częściej wyborcy prawicowi. Jednak także wiele osób o poglądach lewicowych wyraża swoją niechęć do islamu, który uważają za mało postępowy. Osoby zorientowane prawicowo i lewicowo często przywołują te same argumenty usprawiedliwiające niechęć do islamu, zwłaszcza te dotyczące pozycji kobiet w islamie, kwestie zakrywania ciała itp. Oczywiście dla wielu młodych Polaków, podobnie jak ich rówieśników na świecie, pokoleniowym lękiem jest strach przed terroryzmem. Terroryzm obecnie jest zaś utożsamiany z terroryzmem islamskim, stąd tak silna niechęć wobec uchodźców utożsamianych z muzułmanami. Młodych nie niepokoi natomiast prawicowy ekstremizm czy wizja pogrodzonego gęstymi granicami świata.

Można zatem powiedzieć, że wrogość wobec muzułmanów jest wywołana lękiem przed europeizacją i globalizacją?

Na pewno ma z nimi związek. Dzięki członkostwu w strukturach Unii Polacy stali się bardziej mobilni, częściej wyjeżdżają, spora grupa osób pracuje w innych państwach UE. Paradoksalnie doświadczenia te mogą ich zamykać na „innych”, zwłaszcza tych spoza europejskiego kręgu kulturowego. Części mieszkających w UE imigrantów z Afryki czy Azji nie udało się zintegrować – obserwujący to Polacy obawiają się, że do takiej samej sytuacji może dojść w Polsce. Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że pozycja polskich pracowników w UE też nie jest najlepsza. Często pracują poniżej kwalifikacji, mają gorsze warunki pracy niż obywatele danego państwa, bywają wykorzystywani. Choć ich zarobki w Anglii czy Holandii są wyższe niż w Polsce, to już pozycja społeczna – nie. Patrząc z tej perspektywy, można zrozumieć brak euroentuzjazmu.

Stąd też wyrazy solidarności i oburzenia, gdy to Polacy stają się ofiarami ataków np. w Wielkiej Brytanii?

Nie ma nic dziwnego w tym, że społeczeństwo reaguje oburzeniem na rasizm wobec członków swojej grupy. Mogę też zrozumieć ostrą reakcję polskiego rządu. Problem w tym, że ten sam rząd z premedytacją nie reaguje, gdy do aktów rasizmu dochodzi na terenie kraju, a ich ofiarami są imigranci lub obywatele należący do mniejszości narodowych lub etnicznych. Trudno nie odnieść wrażenia, że jest to świadomie realizowana polityka – polityka jednolitego narodowo i religijnie państwa, w którym wszystkie przejawy inności i różnorodności etnicznej czy religijnej są niemile widziane.

Czy poza brakiem zdecydowanej reakcji rządu na agresję wymierzoną w imigrantów dostrzega pani także poważniejszą zmianę polityki wobec mniejszości?

Możemy obserwować pogorszenie się relacji pomiędzy władzami a mniejszościami narodowymi i etnicznymi, co da się zauważyć na przykład, śledząc posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Mniejszości. W grudniu 2016 r. przedstawiciele mniejszości dowiedzieli się, że MSWiA rozdysponowało jedynie 10 mln z 15 mln zł rezerwy celowej na finansowanie kultury mniejszości. Pozostałe pieniądze mają być rozdysponowane w późniejszym terminie. Zresztą podobny problem dotyczy wsparcia uchodźców i migrantów. Jednym z głównych instrumentów, za pomocą którego finansuje się ich potrzeby, jest europejski Fundusz Azylu, Migracji i Integracji. Od 2015 r. rząd nie rozstrzygnął żadnego z ogłoszonych w ramach Funduszu konkursów. Powoduje to de facto powolny rozpad całej struktury pomocowej, którą przez lata budowano, aby wspierać integrację przybywających do Polski cudzoziemców.

Jednocześnie obecnie Polska praktycznie nie przyjmuje uchodźców. Nie zrealizowano obietnic związanych z relokacją uchodźców z innych państw Unii, a na wschodniej granicy pogranicznicy nie przyjmują wniosków o status uchodźców od starających się wjechać do Polski Czeczenów czy Tadżyków. Zlikwidowano też ciała zajmujące się problematyką dyskryminacji, rasizmu i ksenofobii, które usytuowane były w strukturach rządu – Zespół ds. Praw Człowieka oraz Radę ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i związanej z nimi Nietolerancji.

Polityka obecnego rządu wpływa także na stosunek Polaków do Ukraińców?

Tak. Dochodzi do aktów przemocy i wandalizmu, które w opinii liderów mniejszości nie są właściwie ściganie i potępiane przez władze. A są to ataki, które mają duże znaczenie symboliczne i dotyczą całej mniejszości ukraińskiej, np. zakłócanie procesji grekokatolickiej organizowanej co roku w Przemyślu czy dewastacje ukraińskich miejsc pamięci i cmentarzy. Ludzie dokonujący tych napaści wspólnie z rządem realizują wizję państwa, w którym nie ma miejsca na przestrzeń kulturową, symboliczną czy historyczną mniejszości narodowych.

* Ilustracja wykorzystana jako ikona wpisu: Pixabay.com